Słowa byłego pastora i gubernatora Arkansas Mike’a Huckabee okazały się prorocze. Walka o partyjną nominację w Partii Republikańskiej to two-man-race, w którym udział bierze Huckabee oraz John McCain. Kiedy te słowa zostały wypowiedziane, w super-wtorek, Huckabee tryumfował nad Romneyem w stanach południowych i apelował, aby go nie skreślać. Teraz Huckabee pozostał na placu boju z Johnem McCainem, gdyż Mitt Romney wycofał się z dalszej walki.
Ex-gubernator Masachusetts podkreśla, że wycofuje się dla dobra swojej partii i Ameryki. Romney uważa, że czas najwyższy, aby Republikanie zjednoczyli się wokół jednego kandydata i zaczęli prowadzić kampanię ogólnokrajową. W obliczu siedmiu tygodni ciężkiej walki po stronie Demokratów, zarysowała się świetna okazja dla przedłużenia republikańskiej kontroli nad Białym Domem o kolejne lata. Jednocześnie Romney poinformował, że nie wycofuje się oficjalnie z wyścigu, ale zawiesza swój udział w prawyborach – wszystko po to, aby nie „zostawić na lodzie” delegatów, których wywalczył do tej pory.
Po rezygnacji Romneya na placu boju pozostała dwójka kandydatów, którzy w ostatnim czasie wymieniali między sobą uprzejmości oraz uśmiechy. John McCain oraz Mike Huckabee. Ludzie praktycznie całkowicie różni światopoglądowo, natomiast bardzo bliscy osobowościowo – obaj są otwarci, łatwo nawiązują kontakt z wyborcami, mówią wprost i nie owijają w bawełnę. Są ludźmi zasad. Po manewrze z Zachodniej Wirginii, gdzie delegaci McCaina poparli Huckabeego, aby tylko nie wygrał Romney głośno zrobiło się na temat rzekomej współpracy obu kandydatów w celu wykończenia Romneya.
Jakkolwiek by nie było, teraz McCain stoi na przeciwko Huckabeego i jest to poważny problem, zwłaszcza w świetle uzasadnienia Romneya – „nadszedł czas na zjednoczenie się za jednym kandydatem„. Jasne jest, że jednoczyć można się tylko za McCainem, gdyż Huckabee nie ma nawet matematycznych szans na zdobycie nominacji. Jednak Huckabee zaledwie dwa dni temu mówił, że walczy dalej i nie ma zamiaru się wycofywać. Choć sytuacja była wtedy inna – Romney był jeszcze w grze – to szanse Mike’a nieustannie są takie same – równe zeru.
Kluczowe pytanie jest takie: czy Huckabee podąży śladem Romneya i wycofa się z wyścigu, pozostawiając McCaina jako republikańskiego lidera w wyborach prezydenckich 2008? Czy obaj panowie dogadają się i Huckabee dostanie propozycję bycia wiceprezydentem u boku McCaina? Jeśli tak, to czy nie będzie to trzymane w tajemnicy aż do wyklarowania się sytuacji u Demokratów?
Nie da się ukryć, że walka McCaina z Huckabeem wyglądałaby komicznie. Obaj byli do tej pory dla siebie niezwykle uprzejmi i nie atakowali się wzajemnie. McCain w większości stanów zmiatałby ex-pastora dwu lub trzykrotną przewagą głosów. Przedłużanie walki nie ma sensu. Z drugiej strony, czy wyborcy w ponad dwudziestu stanach nie będą zawiedzeni brakiem wpływu na podjęcie decyzji o tym, kto będzie kandydatem ich partii w wyborach?
Kolejny problem, kto wie, czy nie istotniejszy od decyzji Huckabeego, to kwestia elektoratu konserwatywnego i bardzo religijnego. Od kilku dni czołowe postacie ruchu mieszają z błotem McCaina mówiąc, że żaden z niego konserwatysta (pojawił się nawet komentarz porównujący McCaina do Hillary Clinton – iż McCain to Clinton w spodniach). Choć rozkład głosów w prawyborach w superwtorek wskazał, ze konserwatyści niemalże w 1/3 popierają każdego z trzech głównych kandydatów, to McCain znalazł się w krzyżowym ogniu krytyki.
Konserwatyści mają twardy orzech do zgryzienia. Albo przemogą się i staną za McCainem, albo do Białego Domu wprowadzi się Demokrata. McCain nie wygra wyborów, jeśli gremialnie baza republikańska nie pójdzie do wyborów – do czego wzywają wpływowe figury tegoż ruchu. Z drugiej strony, McCain to kandydat środka, który przyciąga wielu wyborców niezależnych, a nawet demokratycznych. Czy może jednak wygrać wbrew konserwatystom, którzy dwukrotnie wynieśli do Białego Domu Georga W. Busha? Z pewnością by chciał, gdyż nie byłby tak uwiązany jak Bush przy podejmowaniu wielu decyzji. Zdrowy rozsądek nakazuje wątpić jednak w taki rozwój zdarzeń. Przynajmniej część konserwatystów musi poprzeć McCaina, aby ten mógł wygrać – zwłaszcza w obliczu ogromnej mobilizacji elektoratu Demokratów.
Paradoksalnie, z odsieczą McCainowi może przyjść jego jedyny poważny konkurent w tym momencie – Mike Huckabee (Ron Paul nie ma żadnych szans). Czy stanie on po stronie McCaina i użyje swoich wpływów, wywalczonych głównie w trakcie kampanii, aby wspomóc senatora z Arizony? I czy taka pomoc zostałaby wyceniona na wiceprezydenturę? Jestem tego niezmiernie ciekaw. Zapewne wkrótce odpowiedzi na powyższe pytania będą jasne.
Piotr Wołejko