Kanclerz Niemiec Angela Merkel kończy swoje niemal 16-letnie rządy i ustąpi ze stanowiska (nie ubiega się o kolejną kadencję w wyborach zaplanowanych na 26 września br.), które sprawuje od listopada 2005 r. Rzadko w warunkach demokratycznych mamy do czynienia z tak długim przewodzeniem sprawom państwa. Jej brak będzie odczuwalny w kraju i w Unii Europejskiej, w tym i w Polsce – w końcu RFN to dla Polski główny partner gospodarczy. Jak można ocenić kanclerstwo Angeli Merkel?
W udzieleniu odpowiedzi pomagają mi eksperci: generał Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego za prezydentury Bronisława Komorowskiego; Kamil Frymark, starszy specjalista w Zespole Niemiec i Europy Północnej w Ośrodku Studiów Wschodnich, Wojciech Jakóbik współzałożyciel i redaktor naczelny BiznesAlert.pl oraz Adam Traczyk wiceprezes zarządu Think-tanku Global.Lab, specjalista ds. Niemiec.
Skala sukcesu Angeli Merkel
Już na początku swojej politycznej drogi Angela Merkel zaprzeczyła obowiązującemu w dopiero co zjednoczonych Niemczech modelowi wspinania się po szczeblach politycznej kariery. Jako wywodząca się z byłych Niemiec wschodnich kobieta (i to dodatkowo rozwódka), osadzona w protestanckim, a nie katolickim (co w CDU nie jest bez znaczenia) wychowaniu, bez wystarczających koneksji w kręgach partyjnych sięgających np. przyjaźni w chadeckiej młodzieżówce była w stanie przełamać obowiązujące w RFN schematy. Z pogardliwie określanej i lekceważonej „dziewczynki Kohla” stała się najbardziej wpływowym politykiem nie tylko w Niemczech, ale i Europie – zauważa Kamil Frymark.
Miarą jej skuteczności były zarówno wygrane kolejne wybory, dzięki którym jest drugim najdłużej urzędującym kanclerzem RFN – a jeżeli nowy szef rządu nie zostanie zaprzysiężony do 17 grudnia, to będzie wiodła prym – ale także niebywała wprost popularność wśród Niemców. W sondażu Politbarometer ZDF z 17 września 80% respondentów dobrze ocenia pracę kanclerz Merkel – dodaje Kamil Frymark.
Pragmatyzm, głupcze!
Rządy kanclerz Merkel nie przypadły na okres sielanki. Krajem, Europą i światem targały kryzysy, w które przywódczyni największego państwa w Unii Europejskiej po prostu musiała się zaangażować. Kryzys finansowy i stanięcie strefy euro nad przepaścią, kryzys migracyjny i miliony ludzi napływających do Europy, przedłużające się wojny w Afganistanie oraz Iraku (w tym drugim przypadku Niemcy udziału w wojnie odmówili, natomiast skutki – zarówno wojny, jak i odmowy udziału w niej – ciągnęły się przez lata), decyzja o wygaszeniu elektrowni jądrowych po katastrofie w japońskiej Fukushimie, aż wreszcie pandemia koronawirusa i jej gospodarcze skutki dla państw europejskich – każda z tych spraw przyprawiała kanclerz Merkel o ból głowy, a to tylko najważniejsze z długiej listy problemów i wyzwań, przed którymi stanęła w trakcie swoich rządów. Jak sobie z nimi poradziła? Co pozwoliło jej skutecznie utrzymać się na powierzchni i w kolejnych wyborach potwierdzać swój mandat? Pragmatyzm.
Merkel była typowym, pragmatycznym przywódcą niemieckim, czujnie pilnującym niemieckich interesów. Ale jednocześnie – oprócz dobrego zrozumienia realnych interesów bezpieczeństwa Europy i Niemiec, w których realizacji słusznie dostrzegała istotną rolę proeuropejskiej Polski – potrafiła dobrze łączyć tak potrzebny w warunkach Europy realistyczny pragmatyzm z wolą, umiejętnością i cierpliwością poszukiwania kompromisów politycznych – mówi gen. Stanisław Koziej. Podobnie widzi to Kamil Frymark, dla którego Merkel była radykalnie pragmatycznym politykiem, bardzo dobrze prowadzącym Niemcy przez kolejne kryzysy. Adam Traczyk idzie nawet o pół kroku dalej i ocenia Merkel jako polityczkę do bólu pragmatyczną.
Druga, brzydsza strona pragmatyzmu
Pragmatyzm nie jest jednak bezkosztowy. Dostrzegają to nasi komentatorzy, gdy pada pytanie o „błędy i wypaczenia”. Kamil Frymark twierdzi, iż brak determinacji do głębszych reform skutkuje obecnie zapóźnieniem RFN w wielu obszarach. Bardzo dotkliwie uwidoczniła to pandemia m.in. w obszarze digitalizacji – szczególnie w administracji publicznej, edukacji oraz systemie opieki zdrowia. Nie zmienia to faktu, że dla zdecydowanej większości Niemców era Merkel będzie uchodzić za czas dobrobytu i względnej spokojności. Stąd w trwającej kampanii wyborczej takie poszukiwanie następcy potrafiącego zagwarantować podobny styl rządzenia i efektywność.
Jak rządy Merkel podsumowuje nasz kolejny komentator, Wojciech Jakóbik? To okres polityki schizofrenicznej wobec Rosji. Merkel szarpała się między twardymi koleinami Ostpolitik, zakładającej zbliżenie z Rosjanami poprzez współpracę, której ukoronowaniem jest Nord Stream 2, a twardą polityką transatlantycką, symbolizowaną przez sankcje za nielegalną aneksję Krymu, zgodną z celami UE i NATO. Brzmi jak esencja pragmatyzmu, w którym trzeba wyważyć racje wszystkich stron, a na końcu podjąć decyzję. Rozwiązywanie kryzysów na forum unijnym także nie było łatwe. Merkel „ruszała się” w sprawach polityki europejskiej, gdy absolutnie musiała to zrobić – podsumowuje Adam Traczyk.
Merkel a sprawa polska – relacje polsko-niemieckie
Nie da się ukryć, że pochodzenie kanclerz Merkel (polscy przodkowie, młodość w NRD) sprawiało, iż w Polsce mówiło się o swego rodzaju sentymencie do naszego kraju. Czy coś takiego rzeczywiście istniało, a Merkel była wobec Polski bardziej otwarta i „przyjazna”, niż jej poprzednicy bądź przywódcy innych państw europejskich? Wreszcie, czy Polska wykorzystała bądź chociaż próbowała wykorzystać wspomniany „sentyment”? Generał Stanisław Koziej twierdzi, że Merkel darzyła Polskę wyraźnie widoczną odrobiną sentymentu. Czy coś z tego mieliśmy? Dla Wojciecha Jakóbika kanclerz Merkel była dobrym sojusznikiem Polski w NATO i trudnym partnerem w UE. Z kolei nowy kanclerz może być gorszym sojusznikiem i trudniejszym partnerem. Natomiast Adam Traczyk twierdzi, że nic z tego sentymentu nie wynikało. Prezentów nam nie dawała, robiła pragmatyczną niemiecką politykę, Scholz też będzie (Olaf Scholz, wicekanclerz w obecnym rządzie federalnym oraz lider socjaldemokratów z SDP, którzy aktualnie przewodzą w sondażach przedwyborczych).
Adam Traczyk podzielił się zresztą kilkoma słowami komentarza także na temat relacji polsko-niemieckich, które z racji zawodowych obserwuje ze szczególną uwagą. Według niego urzędowanie Merkel to okres zmarnowanej szansy. Podkreśla tu rolę pragmatyzmu, który należało wykorzystać. Zdaniem Traczyka z perspektywy Polski oznacza to, że możliwe było dogadanie się z nią bez względu na to, jaki mieliśmy w Warszawie rząd. Za czasów PO mieliśmy w relacjach polsko-niemieckich dobrą atmosferę, która nam pomagała na płaszczyźnie unijnej, ale zabrakło pomysłów na wspólne projekty dwustronne. Za czasów PiS zamiast dostrzec ten pragmatyzm i odpowiedzieć tym samym, wybrano obsługiwanie antyniemieckich fobii. Rząd PiS nie dostrzegł nawet, że w sprawach praworządności miał w Berlinie sojusznika. Merkel przyjęła bowiem postawę życzliwej obojętności wobec rządu PiS priorytetyzując – w jej rozumowaniu – zachowanie spójności Unii. Bilans ery Merkel w relacjach polsko-niemieckich wypada więc blado i jego jedynym pozytywem są doskonałe relacje handlowe i gospodarcze, które jednak jak się okazało – nie potrzebują pomocy polityki, aby się rozwijać.
Co dalej? Czy będzie brakowało kanclerz Merkel?
Proste pytanie, prosta odpowiedź. Generał Stanisław Koziej widzi to jednoznacznie: będziemy tęsknić. Zwłaszcza w Polsce. Adam Traczyk wydaje się nie widzieć powodów do tragizowania: będzie trochę inaczej, ale ten niemiecki pragmatyzm zostanie. Pozostaje pytanie o to, czy będziemy w stanie z tego pragmatyzmu skorzystać. Nad zmianą warty w Berlinie do porządku dziennego przechodzi Wojciech Jakóbik: nie jest to posągowa postać, jakaś żelazna dama.
Woda w Wiśle i w Renie dalej będzie płynąć, a Polska i Niemcy graniczyć ze sobą. Jesteśmy „skazani” na dialog i współpracę. Na pewno będzie ona wyglądać inaczej, w szczególności jeśli do rządu – w ramach koalicji – dołączą Zieloni. Jest jednak wątpliwe, by ogromny statek z niemiecką banderą gwałtownie zmienił kurs w wyniku zbliżających się wyborów. Wspominany w tym tekście wielokrotnie „tradycyjny niemiecki pragmatyzm” to cecha dominująca wśród klasy politycznej. Na pewno jednak Niemcy i Europa, wraz z odejściem Angeli Merkel, tracą bardzo doświadczoną polityczkę, która zaprawiła się w boju podczas kolejnych kryzysów i była zręcznym graczem na krajowym podwórku. Warto będzie nadal czerpać z jej wiedzy i doświadczenia, nawet jeśli raczej krytycznie podchodzi się do jej poszczególnych dokonań.
A jak można ocenić całokształt jej urzędowania, przypomnijmy, rozpoczętego w listopadzie 2005 roku? Dla mnie byłaby to 4 w sześciostopniowej skali, którą znamy ze szkoły. Kanclerz Merkel była solidną uczennicą, która generalnie niczym szczególnym się nie wyróżniała (co nie jest wadą, gdyż politycy najczęściej wyróżniają się skandalami oraz kompromitującymi wypowiedziami). Pracowita, zdeterminowana, sprawna, lecz pozbawiona „tego czegoś”, swego rodzaju iskry czy wizji (z drugiej strony celnie o wizji powiedział kiedyś premier Donald Tusk: jeśli ktoś ma wizje, niech idzie do lekarza). Tylko czy w polityce można robić coś więcej niż trwać, utrzymywać status quo, gdy prowadzi się politykę bez wspomnianej wizji? Jak widać po kanclerz Angeli Merkel, na pewno można utrzymać się przy władzy i cieszyć dużym poparciem wyborców. Zamiast wizji Merkel sprawdzała się głównie w zarządzaniu kryzysowym i ramowe cele – rozwój Niemiec oraz utrzymanie spójności UE, mimo zewnętrznych turbulencji – udało jej się osiągnąć.
Serdeczne podziękowania dla gen. Stanisława Kozieja, Kamila Frymarka, Wojciecha Jakóbika i Adama Traczyka za podzielenie się ze mną swoimi przemyśleniami.
Piotr Wołejko