Niemiecka gazeta Die Welt we wczorajszym wydaniu była łaskawa określić Majdanek mianem polskiego obozu koncentracyjnego. Na stronie Die Welt na szczęście nie uświadczymy już szokującego Polaków sformułowania „polnische Konzentrationslager”, ale mleko się rozlało. Dziś rano w TOK FM wiceminister spraw zagranicznych Ryszard Schnepf zapowiedział, że rząd polski może wytoczyć wielki proces mediom piszącym o polskich obozach koncentracyjnych.
Dla niektórych szczególnie szokujące jest to, że o polskich obozach pisze gazeta niemiecka. Czy jest to oznaka cynicznego odwracania kota ogonem i zaciemniania historii – pytają retorycznie politycy i publicyści o raczej negatywnym nastawieniu do Niemiec? Czy może przejęzyczenie, które jest wynikiem ignorancji młodych dziennikarzy, którzy akurat na tej lekcji historii nie byli albo nie słuchali zbyt uważnie? A może w szkole nie mówiono zbyt wiele o tym, kto rzeczone obozy stawiał, kto je prowadził i kto za nie odpowiada?
Choć powojenny Zachód zbudowany jest w dużej mierze na tragedii Holocaustu, w pamięci narodów europejskich nie budowano świadomości tego, kto zaplanował zagładę. Powtarzano jak mantra „naziści”, ale zwykle naziści beznarodowi. Z rzadka dodawano, że byli to niemieccy naziści. Tymczasem naziści nie wzięli się znikąd. Wygrali demokratycznie przeprowadzone wybory i rządzili ciesząc się sporym poparciem społecznym. Dopiero klęski na froncie wschodnim zachwiały popularnością Hitlera i jego towarzyszy. Wcześniej opozycji praktycznie nie było (Hitler profilaktycznie wypędził bądź zamordował większość opozycjonistów) albo była słaba (i to wiele lat po rozpoczęciu wojny w 39′).
Po wojnie zaś zachodni alianci nie upokarzali Niemców po upokarzającej i druzgocącej klęsce militarnej i nie przypominali na każdym kroku, że odpowiadają za ogromną tragedię milionów ludzi, za zaplanowaną zagładę jednego narodu. W ten sam sposób wyglądało to w Japonii, gdzie Amerykanie także nie rozliczali militarystycznej przeszłości tego kraju zbyt gorliwie. Tak w Niemczech, jak w Japonii, postanowiono spuścić zasłonę milczenia na wstydliwą kartę w historii. Pamięć o tragedii miała być przekazywana po cichu.
Nie wiadomo, czy Amerykanie nie naciskali na rozliczenie przeszłości i wyraźne upamiętnienie odpowiedzialności oprawców za cierpienia ofiar dlatego, że tak nakazywały realia rozpoczynającej się zimnej wojny, czy też dlatego, że nie uznawali tego za najważniejsze. Wariant pierwszy zakłada cyniczne, ale rozsądne z geopolitycznego punktu widzenia założenie, że nie można upokarzać jeszcze bardziej złamanych narodów, które stały się frontowymi w starciu z komunistami. Jeśli prawdziwa jest wersja druga, także można ją zrozumieć jeśli spojrzy się na stopień religijności Amerykanów. Zapewne uznali oni, że samo poczucie winy wystarczy, aby na zawsze pamiętać o strasznych wydarzeniach lat ubiegłych. Może prawda leży po środku, nie mnie to oceniać.
Polaków szczególnie szokuje określanie obozów koncentracyjnych mianem polskich, gdyż zginęły w nich setki tysięcy, może więcej, polskich obywateli, nie tylko żydowskiego pochodzenia. W planach Hitlera Polacy i inne narody słowiańskie miały być eksterminowane, aby stworzyć miejsce – przestrzeń życiową – dla rasy aryjskich panów. Gdyby III Rzesza nie poniosła klęski na Wschodzie, wielu Polaków podzieliłoby los Żydów, a pozostali staliby się służącymi w domach czystych rasowo niemieckich rodzin.
Razi w oczy, że tak skandalicznej manipulacji dopuszcza się akurat niemiecka gazeta. Jednak grożenie procesami nie ma większego sensu. Nie chodzi nawet o to, że zwycięstwo byłoby wątpliwe. Ta kwestia nie ma żadnego znaczenia. To nie sala sądowa, ale zdecydowany i jednoznaczny głos naszego rządu i jego przedstawicieli powinien przypominać o prawdzie historycznej. To media powinny nagłaśniać obraźliwe dla nas i zakłamujące historię określenia. Obecna reakcja polskich władz i mediów jest absolutnie wystarczająca.
Piotr Wołejko