Barack Obama nie ma łatwej sytuacji wewnątrz kraju. Gospodarka w kryzysie (choć powoli się odbija), bezrobocie nadal wysokie, a zadłużenie rządu federalnego bije kolejne rekordy. Jakby tego było mało, w listopadzie ub. r. wyborcy postanowili dać upust swojemu niezadowoleniu z trudnych warunków ekonomicznych i oddali większość w Izbie Reprezentantów opozycyjnym Republikanom. Tymczasem nieuchronnie zbliża się początek walki o reelekcję. Czy Obama może szukać punktów poza granicami Stanów Zjednoczonych? Jak szło mu do tej pory?
Fotografia z debaty (od lewej): P. Burdzy, Z. Pisarski, P. Wołejko (moderator debaty), M. Kolanko, B. Węglarczyk
O polityce zagranicznej demokratycznego prezydenta dyskutowali we wtorek 1 marca Bartosz Węglarczyk (Gazeta Wyborcza), Zbigniew Pisarski (Fundacja im. Kazimierza Pułaskiego), Michał Kolanko (blog Spinroom) oraz Paweł Burdzy (publicysta, były korespondent polskich mediów w USA) – podczas debaty zorganizowanej przez Koło Naukowe Dyplomacji i Prawa na UW, Koło Studiów Strategicznych i Bezpieczeństwa na UW oraz portal Polityka Globalna. Niniejszy wpis opiera się o wypowiedzi ww. uczestników debaty, będzie także zawierał przemyślenia własne autora.
Liczą się czyny, nie słowa
Na wstępie Bartosz Węglarczyk podkreślił, jak wielka jest różnica pomiędzy prowadzeniem kampanii wyborczej, a sprawowaniem władzy. Przepaść tym głębsza, iż – na co zwrócił uwagę Paweł Burdzy – Obama nie ma doświadczenia w zarządzaniu stanem, miastem czy agencją federalną. Przeskoczył do Białego Domu prosto z Senatu, a wcześniej uprawiał politykę w legislaturze stanu Illinois. Piękne zapowiedzi i obietnice z kampanii okazały się trudne do zrealizowania, gdy Obama ze swoją ekipą spotkali się wreszcie z twardą rzeczywistością.
Flagowym przykładem trudności w wywiązywaniu się z obietnic jest Guantanamo. Amerykańskie więzienie na Kubie miało zostać zlikwidowane, gdyż – jak najbardziej słusznie – uznaje się je za czynnik oddziaływujący bardzo negatywnie na image USA na świecie. Już dziś wiadomo, że podczas pierwszej kadencji Obamy Gitmo nie zostanie zamknięte. Głównym problemem są więźniowie, z którymi nie wiadomo co zrobić. Osadzenie ich na terytorium Stanów Zjednoczonych nie cieszy się dużą popularnością, zagraniczni sojusznicy nie garną się do masowego przyjmowania więźniów, a niektórzy „wrodzy bojownicy” nie mogą wrócić do swojej ojczyzny, ponieważ grożą im tam tortury.
Czym kieruje się Obama?
Spór pomiędzy panelistami wywołała „doktryna Obamy”. Michał Kolanko poddał jej istnienie w wątpliwość twierdząc, że administracja demokraty wolała elastyczne podejście. Mniej dogmatyzmu, więcej pragmatyzmu – a problemy miały być rozwiązywane case by case (każdy przypadek traktowany z osobna). Z tezą Michała Kolanko nie zgodził się Zbigniew Pisarski, który zauważa istnienie pewnej doktryny – jest ona dostosowana do szybko zmieniającego świata, zakłada dynamiczne podejście do pojawiających się problemów, a jedną z jej głównych cech jest reaktywność. W tej ostatniej kwestii Michał Kolanko i Zbigniew Pisarski zdają się mieć wspólne zdanie.
Tymczasem w opinii Pawła Burdzego doktryna Obamy zamyka się w trzech słowach: „nie jestem Bushem„. Demokratyczny prezydent – zdaniem publicysty – postępuje dokładnie odwrotnie od swego republikańskiego poprzednika. Co rzuca się w oczy, to polityka afrontów wobec sojuszników – tutaj Burdzy wymienia Wielką Brytanię, Izrael, Polskę, Czechy, a nawet Indie.
Dyplomacja czy gospodarka?
Ocena dotychczasowych poczynań prezydenta Obamy na arenie międzynarodowej wypadła raczej negatywnie. Rzuca się w oczy brak ewidentnych sukcesów (może z wyjątkiem traktatu START, czy sankcji wymierzonych w Iran, które przykręciły ajatollahom śrubę), natomiast gołym okiem widać szereg porażek (rozgrzebane negocjacje palestyńsko-izraelskie, kocioł w Afganistanie i trudna sytuacja wewnętrzna w Pakistanie, słaba pozycja w skomplikowanych relacjach z Chinami, zaskoczenie rewoltą w krajach arabskich i zbyt późna reakcja na wydarzenia).
Jak twierdzi prof. Stephen Walt, nie ma łatwych sukcesów w polityce zagranicznej. Dlatego skupienie się na dyplomacji, w połowie pierwszej kadencji (zwyczajowo prezydenci zajmują się nią dopiero w drugiej kadencji), może nie być zbyt rozsądne. Przywołany przez Zbigniewa Pisarskiego szef ośrodka Stratfor George Friedman twierdzi jednak zupełnie co innego. Zdaniem Friedmana nie ma odwrotu od dyplomacji i na niej Obama powinien się skupić. Czy może sobie na to pozwolić w sytuacji poważnego kryzysu gospodarczego i rosnącego zadłużenia publicznego? Paweł Burdzy przypomniał podczas debaty, że większość kampanii w ostatnich dekadach rozgrywała się wokół tematów czysto wewnętrznych. Tym razem będzie podobnie.
Ocena Obamy
Uznany komentator spraw zagranicznych David Rothkopf dokonał w styczniu br. podsumowania dokonań Obamy na arenie międzynarodowej. Przegląd objął szereg najważniejszych państw i problemów (m.in. Afganistan-Pakistan, Palestyna-Izrael, Chiny, Europa oraz klimat, handel, kontrola zbrojeń), a Obama otrzymał ocenę B – w polskiej skali byłaby to 4. Moim zdaniem bliższa rzeczywistym dokonaniom byłaby trójka z plusem.
Warto przy tym mieć na uwadze, że Stany Zjednoczone mają mniejszy niż dekadę temu wpływ na wydarzenia na świecie, a grupa państw otwarcie wyrażających inne od amerykańskich poglądy jest coraz większa. Państwa te realizują przede wszystkim własne interesy i raczej nie są chętne do działania w imię „wspólnych interesów”, które zazwyczaj są dość mgliste i bardzo ogólne. Inne jest też podejście Obamy, który nie akcentuje na każdym kroku wyjątkowości Ameryki.
Na koniec podzielę się z Wami spostrzeżeniem z wtorkowej debaty. Paneliści, podczas wprowadzenia do debaty, wystawili Obamie marną cenzurkę i skupili się na krytyce prezydenta. Jednak w trakcie sesji pytań i odpowiedzi z udziałem licznie zgromadzonej publiczności wszyscy, jak jeden mąż powtarzali, że „tutaj jednam będę bronił Obamy„. Wspominam o tym , aby każdy oceniający Obamę zrozumiał, w jak skomplikowanych warunkach przyszło mu działać. Nie immunizuje to prezydenta na krytykę, jednak nakazuje dwa razy przemyśleć postawione mu zarzuty.
Piotr Wołejko