Najnowszy film Romana Polańskiego, Ghostwriter (aka Autor Widmo) jest przydługi, nudny i przewidywalny. Po nieco ponad dwóch godzinach na sali kinowej byłem zawiedziony i miałem poczucie straconego czasu. Nagrodzone Srebrnym Niedźwiedziem podczas niedawnego berlińskiego festiwalu dzieło trąciło przeciętnością, a po – dość późnej – kulminacji, zamiast błyskotliwego rozwoju sytuacji, nastąpiła powolna agonia.
Nie mam zamiaru udawać specjalisty od kina i bawić się w recenzenta, sypiąc z rękawa porównaniami do innych filmów etc., powiem tylko, że Ghostwriter nie dorasta do pięt obrazowi, który uznaję za jeden z najlepszych w tym gatunku – Lucky Number Slevin (aka Zabójczy Numer) z 2006 roku. Jest on dokładnym przeciwieństwem filmu Polańskiego: dynamiczny, pełen zwrotów akcji i nieprzewidywalny do samego finału. Intryga jest błyskotliwa, a humor przedni.
U Polańskiego za zło na świecie odpowiada CIA, które przez ponad dwie dekady kreowało polityka Partii Pracy, aż ten stał się premierem rządu Jej Królewskiej Mości. Na szczęście, ów polityk nie pracował na etacie w Agencji. Zatrudniona tam była jego żona, która w trakcie filmu mówi, że jej mąż praktycznie zawsze podążał za jej radami. Wiadomo, kto doradzał małżonce i że rady te miały na celu przede wszystkim ochronę interesów Stanów Zjednoczonych Ameryki, nie zaś Wielkiej Brytanii.
Zupełnie przypadkowo postać filmowego premiera łudząco przypomina byłego już szefa rządu i wieloletniego lidera Partii Pracy Tony’ego Blaira. Akcja filmu dotyczy głównie rozliczeń związanych z wojną w Iraku i – szerzej – wojną z terroryzmem. Filmowy Blair ma odpowiadać przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym w Hadze, a jednym z głównych oskarżeń są – jakże bliskie Polakom – tajne loty CIA, podczas których transportowano zatrzymanych podejrzanych o terroryzm. Jeden z zatrzymanych zmarł w trakcie przesłuchań, które odbywały się z wykorzystaniem metod bliskim torturom, m.in. podtapiania (waterboarding).
Zostawiając definitywnie rzeczywistość filmową, w Wielkiej Brytanii od końca czerwca 2009 r. trwają prace komisji wyjaśniającej zaangażowanie Londynu w przygotowanie i przeprowadzenie inwazji na Irak, a następnie okupację tego kraju. Komisja cieszy się niezależnością, choć jej członków powołał premier, oczywiście po konsultacjach z opozycją, a w jej skład nie wchodzą politycy. Jakże sympatycznie byłoby widzieć takie komisje śledcze w Polsce, zajmujące się wyjaśnieniem sprawy, a nie sobą (własnymi członkami) lub kwestiami nie mającymi związku ze sprawą.
Całkiem niedawno, 29 stycznia br., przed komisją stanął Tony Blair, udzielając obszernych odpowiedzi na stawiane mu pytania. Polecam zainteresowanym lekturę zeznań byłego premiera, zaledwie 248 stron [pdf]. Sam przeczytałem dotąd 90 stron, stenogram czyta się szybko. Były premier broni swojej decyzji o dołączeniu do amerykańskiej inwazji na Irak, jednak nie umie w sposób jasny powiedzieć, czy jeszcze w pierwszej połowie 2002 roku (na ok. rok przed inwazją) zgodził się na opcję militarną, którą forsował prezydent Bush. W pewnym momencie pada pytanie, dlaczego Irak, a nie np. Korea Północna czy Libia, został wybrany jako cel. Odpowiedź Blaira nie wydaje się przekonująca: bo Bagdad złamał kilka rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Miał też długą historię używania broni masowego rażenia (podczas wojny z Iranem oraz rozprawiania się z wewnętrzną opozycją).
Sprawa iracka pogrążyła Blaira, który w 2007 roku ustąpił z funkcji premiera i oddał stery w rządzie i partii Gordonowi Brownowi. Dziś Blair jest specjalnym wysłannikiem tzw. Kwartetu Bliskowschodniego (USA, ONZ, UE i Rosji), a jego głównym zadaniem jest wspieranie procesu pokojowego pomiędzy Izraelem a Palestyńczykami. Trudno jednak dostrzec aktywność (i efekty tej aktywności) Blaira, który od przejęcia Białego Domu przez Obamę ponad rok temu znajduje się w cieniu specjalnego wysłannika prezydenta USA Georga Mitchella.
Niegdyś potężny polityk i charyzmatyczny lider stał się tytułowym politycznym widmem. Czytając zeznania Blaira, wiedząc o „problemach” z wiarygodnością dowodów, które stały u podstaw wojny oraz mając w pamięci rozwój sytuacji w Iraku (i regionie) nietrudno się domyślić, dlaczego.
Piotr Wołejko