Zaledwie 83 kilogramy i dwa nadajniki radiowe – to masa i wyposażenie pierwszego sztucznego satelity Ziemi, radzieckiego Sputnika-1 – wystrzelonego na orbitę dokładnie 50 lat temu. Dziś mija więc pół wieku od rozpoczęcia kosmicznego wyścigu, w którym rywalizowały Stany Zjednoczone ze Związkiem Radzieckim.
Sukces ZSRR był sporym zaskoczeniem dla Amerykanów oraz ogromną porażką propagandową, w toczącej się wówczas „zimnej wojnie”. Sowieci wykorzystywali fakt wystrzelenia Sputnika jako dowód wyższości ustroju komunistycznego nad demokratycznym, oraz Związku Radzieckiego nad imperialistyczną Ameryką. Sytuacja ta była niemożliwa do przyjęcia przez Waszyngton, stąd rywalizacja w kosmosie stała się jednym z priorytetów.
Niespełna rok później, 29 lipca 1958 roku, Kongres powołał do życia NASA, czyli Narodową Agencję Aeronautyki i Przestrzeni Kosmicznej. Agencja jest de facto wydziałem administracji rządowej, zajmującą się programem kosmicznym oraz rozwojem techniki lotniczej. Początkowo jej zadania były czysto militarne i polegały na osiągnięciu przewagi nad ZSRR w dziedzinie technologii kosmicznych, dopiero później stała się agencją cywilną, choć stale współpracuje z wojskiem. [W zasadzie pierwszą odpowiedzią Ameryki na Sputnika był Explorer, pierwszy amerykański sztuczny satelita Ziemi, wystrzelony na orbitę 31 stycznia 1958 roku].
Budżet NASA wzrastał systematycznie, a na 2007 rok Kongres przyznał agencji prawie 17 miliardów dolarów. Nic dziwnego, że Amerykanie szybko nadrobili dystans do sowietów, ale i wyprzedzili ich w kosmicznej rywalizacji. Co prawda, jeszcze w 1957 roku, Sputnik-2 wyniósł na orbitę pierwszą istotę żywą – psa o imieniu Łajka, ale w 1969 roku Amerykanie doprowadzili do pierwszego lądowania na Księżycu (misja Apollo 11).
Jak oceniają politolodzy i ekonomiści, kosmiczna rywalizacja między ZSRR a USA przez kilka dekad była istotnym czynnikiem napędzającym rozwój gospodarki amerykańskiej. Rozwój technologii kosmicznych w istotny sposób przycznił się do rozwoju wielu innych technologii, a także do sukcesu tzw. Krzemowej Doliny. Ameryka przyciągała najbardziej utalentowanych naukowców i inżynierów z całego świata, utwierdzając swoją pozycję najbardziej innowacyjnego państwa na globie. ZSRR, głównie z powodu ustroju komunistycznego, nie wykorzystał ogromnej szansy, z której skwapliwie skorzystały Stany Zjednoczone. Komuniści potrzebowali sukcesów propagandowych i tylko na tym im zależało. Amerykanie natomiast potrafili wykorzystywać kosmiczny bój także do rozwoju własnej gospodarki.
Dzisiaj, kiedy zimna wojna jest tylko wspomnieniem z przeszłości, coraz większa liczba ekspertów, analityków i publicystów (m.in. Thomas L. Friedman) apeluje do władz w Waszyngtonie o ponowne wytyczenie dalekosiężnego celu dotyczącego podboju kosmosu. Wszystko dlatego, że Stany Zjednoczone przegrywają rywalizację o najbardziej wykształconych i wartościowych naukowców z rozwijającymi się gospodarkami Japonii, Chin, Indii etc. Oczywiście Ameryka nie straciła jeszcze palmy pierwszeństwa w innowacyjności, ale już prawie dekady nie czyni nic, aby ją utrzymać. Tymczasem inne państwa nie śpią i w błyskawicznym tempie nadrabiają dystans dzielący je od lidera. Potrzebna jest więc dalsza rywalizacja w kosmosie, gdyż w widoczny sposób przyczynia się ona do rozwoju na Ziemi.
PS. Tymczasem agencje państwowe zdają się tracić monopol na rozwój technologii kosmicznych. Coraz poważniej zabierają się za nie firmy prywatne. Równo trzy lata temu, oczywiście nieprzypadkowo akurat 4 października, statek SpaceShipOne odbył załogowy lot w kosmos. [Co symptomatyczne, prywatny statek kosmiczny po raz pierwszy wzbił się w powietrze (podczas testów) 17 grudnia 2003 roku, czyli równo sto lat po udanej próbie pierwszego samolotu braci Wright]. Całkowicie prywatna inicjatywa ma na celu umożliwienia odbywania komercyjnych lotów w przestrzeń kosmiczną.
Piotr Wołejko