W trakcie sesji Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych (odpowiednik parlamentu) premier Wen Jiabao poinformował o planowanym wzroście wydatków na obronę narodową o 18%, do 45 miliardów dolarów. Według ekspertów, prawdziwy budżet wojskowy Pekinu jest wyższy nawet o 100% i wynosi od 70 do 90 miliardów dolarów, a wydatki są ukrywane m.in. w nakładach na badania lub budżetach innych resortów. Mimo to, oficjalne podniesienie budżetu wojskowego wywołało zaniepokojenie w Waszyngtonie i Tajpej.
Jak pokazują dane przygotowane i przedstawione przez portal Globalsecurity.org oraz RAND Corporation, chińskie wydatki na armię praktycznie po równo (po 1/3) są podzielone na utrzymanie personelu, prowadzenie szkolenia wojskowego i manewry oraz utrzymanie i zakup sprzętu. Według RAND Corporation w 2025 roku Chiny będą przeznaczać na armię blisko 150 miliardów dolarów, czyli 40% funduszy, które obecnie na wojsko przeznacza Pentagon. Obecnie Chiny dynamicznie rozwijają wszystkie rodzaje sił zbrojnych, jednak szczególny nacisk kładą na marynarkę wojenną (aby zapewnić stabilne dostawy surowców, głównie przez Cieśninę Malakka) i lotnictwo. Najbardziej Stany Zjednoczone niepokoją się rozwijaniem przez Pekin „asymetrycznych środków walki”, takich jak broń kosmiczna. W styczniu Chińczycy przeprowadzili udaną próbę zestrzelenia satelity za pomocą rakiety balistycznej, a wcześniej (prawdopodobnie) udało im się oślepić laserem amerykańskiego satelitę szpiegowskiego.
„Tak duże podwyższenie wydatków na zbrojenia zaniepokoiło nie tylko nas, ale również chińskich sąsiadów” – powiedział wczoraj Gordon Johndroe, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA. Przed rozpoczęciem posiedzenia przez ZPL w Pekinie przebywał nowy zastępca sekretarza stanu John Negroponte, który stwierdził, iż Amerykanie niepokoją się nie tyle wzrostem nakładów na armię, ile „brakiem przejrzystości”. Powodów do radości nie mają też władze Tajwanu, w który wymierzonych jest (stale) 1000 rakiet z kontynentu. Zdaniem władz ChRL Tajwan jest integralną częścią Chin i nikt w Pekinie nie ukrywa, że w razie ogłoszenia przez wyspę niepodległości (de iure, bo de facto Tajwan spełnia wszelkie wymogi państwa suwerennego) użyje armii w celu „przywrócenia integralności”. Furię władz komunistycznych wywołały niedawne informacje o sprzedaży Tajwanowi uzbrojenia przez Stany Zjednoczone. Chińczycy z kontynentu mówili o ingerencji w sprawy wewnętrzne Chin oraz o zachowanie Amerykanów sprzeczne z polityką „jednych Chin”. Generał Guo Boxiong podczas sesji zgromadzenia nie pozostawił złudzeń w sprawie niepodległości Tajwanu (o której mówił w ostatnią niedzielę, 4 marca, tajwański prezydent Chen Shui-bien): „Gdyby do secesji doszło, skutecznie wykonamy naszą misję zgodnie z wolą ojczyzny i ludu”.
„Chińska armia musi się modernizować, bo ogólnie rzecz biorąc, jesteśmy słabi” – przyznał rzecznik Zgromadzenia Jiang Enzhi i dodał, że nie licząc kosztów wojen w Iraku i Afganistanie budżet Pentagonu jest i tak dziesięciokrotnie wyższy od chińskiego. W Asian Times znajdziemy także inną wypowiedź Jianga: „Chińskie siły zbrojne mają bronić bezpieczeństwa państwa i reunifikacji [z Tajwanem – dop. Piotr Wołejko], a także zapewnić stabilny postęp w rozwoju kraju oraz powstaniu zamożnego społeczeństwa. Chiny nie mają ani środków, ani intencji w prowadzeniu wyścigu zbrojeń z kimkolwiek i nie stanowią zagrożenia dla żadnego państwa.” Pewne wątpliwości w tej kwestii wyraża (w Rzeczpospolitej) Cheng Li, ekspert Brookings Institution, który nie ma pewności, jakie są prawdziwe intencje Pekinu. Potwierdza on jednak inną opinię Jianga Enzhi, mówiąc: „Chiny to wciąż kraj słaby militarnie”.
Słabość nie będzie trwała jednak wiecznie, a Chiny – jak na wschodzące mocarstwo – mają mocarstwowe plany. Inwestują już m.in. w rozbudowę portu w pakistańskim Gwaderze, gdzie docelowo ma powstać chińska baza marynarki. Pekin zamierza aktywnie bronić szlaków, którymi transportowane są surowce naturalne, głównie ropa i gaz z Bliskiego Wschodu. Chiny ostro poczynają sobie także w sporach z sąsiadami dotyczących jurysdykcji nad akwenami wodnymi i wysepkami, m.in. Wyspami Spratly, Wyspami Paracelskimi czy Archipelagiem Senkaku. A wszystko z powodu złóż ropy i gazu, które Pekin chce eksploatować samodzielnie. Idea „spokojnego wzrostu” zdaje się tracić na aktualności, gdyż Chiny zamierzają twardo walczyć o swoje interesy.
Piotr Wołejko