Jakież to śmieszne, jakież żałosne – komentowali w znaczącej większości różnej maści specjaliści od spraw międzynarodowych przyznanie pokojowej nagrody Nobla Unii Europejskiej „za sześć dekad wspierania pokoju, pojednania, demokracji i praw człowieka w Europie”. Komitet noblowski został uznany (po raz kolejny) za lewacki i oderwany od rzeczywistości, podobnie jak w 2009 roku, gdy nagrodę odbierał Barack Obama. Nikomu nie można odbierać prawa do krytyki, lecz tym razem większość zarzutów jest nieuzasadniona. Unia Europejska zasłużyła na nagrodę.
Pokój i stabilność w Europie
Stary Kontynent, będący do połowy ubiegłego stulecia świadkiem wielu krwawych wojen, stał się oazą spokoju. Gdzieś na peryferiach trwają rozmaite konflikty, często szokujące (czystki etniczne na Bałkanach), jednak i tam UE stara się wpływać na powstrzymanie przemocy. Bośnia i Kosowo to typowe przykłady takiego zaangażowania. Owszem, nie wszystko wyszło jak powinno (vide bierność holenderskiego batalionu błękitnych hełmów ONZ wobec masakry Srebrenicy), a operacje militarne były przeprowadzane bardziej w ramach NATO (względnie ONZ) niż UE, ale nie można pominąć istotnego wsparcia po stronie cywilnej – materialnego i ludzkiego, które pozwoliło odbudować struktury administracyjne i zapewniło warunki bytowe tysiącom mieszkańców.
Łatwo pomijać wspomniany we wstępie powyższego akapitu spokój w Europie. Podobno kraje europejskie, dawne mocarstwa globalne, były pokonane, upokorzone i upadłe gospodarczo, a więc niezdolne do kontynuowania dawnej polityki. Musiały się dostosować do logiki Zimnej Wojny i w ramach bloku zachodniego powstrzymywać wpływy Związku Sowieckiego. Nic to, że wcześniejsze kilka wieków pokazało, że tak wcale być nie musi. Unia Europejska powstała i sprawdziła się jako miejsce godzenia sprzecznych interesów, wypracowywania kompromisów i wymuszania współpracy. Co więcej, miała siłę przyciągania kolejnych państw i obejmuje dziś większą część Europy, gwarantując pokojową koegzystencję i wspierając rozwój uboższych członków. Trudno przecenić europejską politykę spójności, ten europejski solidaryzm, który podnosi poziom życia i wspiera rozwój gospodarczy.
Źródło pozytywnych inspiracji
Unia stara się być wzorem dla innych państw i regionów, promując zachodnie wartości – przywiązanie do wolności, swobody wypowiedzi i zgromadzeń, praw człowieka, demokracji itp. Brzmi jak banał, powiedzieliby w Chinach czy Indiach, gdzie mają dość pouczania ich przez arogancki Zachód. Możliwe, jednak promocja wartości odgrywa istotną rolę w europejskiej dyplomacji. Nie oznacza to, że poszczególne państwa nie utrzymują stosunków z reżimami autorytarnymi, a w swoich działaniach kierują się zasadami moralnymi – ale trudno czynić z tego zarzut, ponieważ tak nie dzieje się nigdzie na świecie.
Niedostatek alternatyw
Ostatnie dwanaście miesięcy nie przyniosło również żadnych oczywistych kandydatów do pokojowego Nobla. Czy był nim promowany w polskich mediach białoruski opozycjonista Aleś Bialacki? A może rosyjska organizacja Memoriał? Względnie birmański przywódca Thein Sein? Nie dyskredytując nikogo z wymienionych, ani pozostałych medialnych faworytów, należy stwierdzić, że w ich przypadku można się było wstrzymać. Thein Sein może jednak otrzymać nagrodę, jeśli proces transformacji ustrojowej Birmy będzie kontynuowany. Podobnie Memoriał, który „robi dobrą robotę” w Rosji, walcząc o pamięć historyczną i poszanowanie ludzkiej godności.
Wujek Mistrz Ciętej Riposty
Mimo nagradzania często dość kontrowersyjnych postaci, pokojowa nagroda Nobla nadal cieszy się dużą estymą (a fala krytyki dotycząca tegorocznego rozstrzygnięcia tylko to potwierdza – po co bowiem kłócić się o coś, co nie ma znaczenia?). A tylko w ostatnich latach dostawali ją np. Wangari Maathai (wspieranie zrównoważonego rozwoju, demokracji i pokoju), Al Gore wraz z Międzyrządowym Panelem ds. Zmian Klimatycznych czy Mohamed ElBaradei wraz z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej. Co takiego dla pokoju zrobili wyżej wymienieni, co znacząco przerasta osiągnięcia Unii Europejskiej? W ciągu ostatniej dekady tylko fiński mediator Martti Athisaari (nagrodzony w 2008 roku) w pełni zasługiwał na uhonorowanie.
Pozostali laureaci nie byli idealni. Tak, jak idealna nie jest Unia Europejska. Jednak w pełni zasługuje na nagrodę, co dotrze do większości krytyków, gdy się chwilę zastanowią, zamiast od razu biec do mediów/klawiatur i licytować się na bardziej zmyślną i złośliwą ripostę. Zapanowała teraz dziwna moda, zgodnie z którą każdy chce mieć najlepszą „setkę” medialną i przebić się z przekazem ponad resztę. Niestety, prowadzi to do obniżania standardów debaty, a także pokazuje, że tylko nieliczni zasługują na stronę główną portalu Mistrzowie.org.
Piotr Wołejko