I wcale nie chodzi o to, że wróciłem z wakacyjnego wyjazdu zmęczony, jakbym cały czas pracował. Wręcz przeciwnie, urlop udał się aż nadto, przekraczając oczekiwania. Taktyka, by nie spodziewać się nie wiadomo czego praktycznie zawsze pozwala cieszyć się z tego, czego nie oczekiwaliśmy (pamiętny Janowicz i jego przemówienie o oczekiwaniach!). Wakacje sponsorowały: cudowna, kolorowa wyspa; wyśmienite lokalne potrawy i wino, które smakuje świetnie niezależnie od tego, czy jest wytrawne, półwytrawne, półsłodkie czy słodkie. Chociaż mnie wersja wytrawna smakowała akurat najmniej. A co poza wakacjami?
Wracam i… nic nowego. Na Ukrainie nadal trwa zwalczanie rosyjskich bojówkarzy, którzy zestrzeliwują już nie tylko wojskowe, ale także cywilne samoloty. Jednym uchem słyszałem, że Unia Europejska nałożyła kolejne sankcje na kilka osób z otoczenia prezydenta Putina, a Stany Zjednoczone na kilka firm, w tym banków. Rosjanie odpowiedzieli ustami Dmitrija Rogozina, który – jak zawsze – odpowiedział butnie, że Rosja dzięki sankcjom będzie silniejsza i zmierza ku autarkii. Skoro te sankcje są dla Moskwy tak dobre, to może idźmy dalej i zróbmy Kremlowi dobrze, tak do końca? Zupełnie serio, sankcje są nadal zbyt ograniczone, ale nie ma się co łudzić, że Putin ugnie się pod zewnętrzną presją. Nie on. Nie w sytuacji, gdy popiera go 3/4 czy nawet 4/5 obywateli. Nie w stosunku do Ukrainy. Tymczasem na portalu Polityka Globalna trafiłem na interesującą próbę wytłumaczenia, dlaczego doszło do powstania na wschodzie Ukrainy. Sami oceńcie, czy to prawdopodobna wersja zdarzeń.
Nic nowego także w Strefie Gazy. Izrael dał się wciągnąć w długotrwałą wojnę, która będzie kosztować miliardy dolarów. Kosztowała już życie kilkudziesięciu izraelskich żołnierzy i kilkunastu setek palestyńskich cywilów. Można powiedzieć, że aktualna wojenka to dla Hamasu dar z niebios lub nawet złoty róg, z którego Hamas chce wyciągnąć jak najwięcej. Otóż przed początkiem walk Hamas znajdował się w głębokiej defensywie, a jego wpływy z tygodnia na tydzień słabły. Wszystko znajdziecie w tej analizie. Już we wstępie dowiecie się, że Izrael ma dzisiejszą wojnę dlatego, że… jej chciał. Może nie wprost, ale poprzez lekceważenie warunków wynegocjowanych porozumień w znaczący sposób przyczynił się do tego, co dzieje się dzisiaj. Nie dziwi to specjalnie, bo trudno wykonywać warunki wynegocjowanych porozumień w sytuacji tak wielkiego braku zaufania między stronami. Niemniej jednak, to Hamas zyskuje na interwencji Izraela w Gazie i kontynuowanie tej operacji wyrządzi Izraelowi więcej szkód, niż przyniesie korzyści. Izrael ćwiczył to już zresztą w 2006 r., gdy postanowił dać nauczkę Hezbollahowi w Libanie. Skończyło się na militarnej klęsce i zniszczeniu cywilnej infrastruktury Libanu, w szczególności zaś Bejrutu.
Skoro mowa o Hezbollahu w 2006 r. i Hamasie w dniu dzisiejszym, warto zwrócić uwagę na coraz lepszy poziom wyszkolenia i uzbrojenia tych ugrupowań. I nie tylko ich, lecz również im podobnych (ISIS). Z coraz większą skutecznością stawiają one czoła regularnym siłom zbrojnym, nawet tak sprawdzonych w boju, jak izraelskim. Czynią to bez lotnictwa, satelitów szpiegowskich i wysublimowanej techniki, chociaż – z drugiej strony – potrafią obsługiwać coraz bardziej skomplikowane rodzaje uzbrojenia. Jednostki paramilitarne stają się coraz bardziej profesjonalne i zmierzają ku stopniowi zorganizowania sił regularnych. Czynią to jednak nakładem ułamka kosztów, które są niezbędne dla utrzymania regularnych sił zbrojnych. Oczywiście musimy wziąć to w nawias, ale bez dwóch zdań kilka setek bitnych bojowników Hezbollahu czy Hamasu wyrządziłoby większą szkodę rosyjskim bojówkarzom na wschodzie Ukrainy, niż niezbyt sprawna ukraińska armia.
Reasumując, czas wracać na ziemię po prawie dwóch tygodniach odpoczynku – fizycznego oraz psychicznego – od prozy życia. Zapraszam na Blog Dyplomacja, fanpage na FB oraz zachęcam do śledzenia mojego profilu na Twitterze – we wszystkich tych miejscach będziemy rozmawiać o tym, co tygryski lubią najbardziej, czyli o polityce i bezpieczeństwie międzynarodowym.
Piotr Wołejko