Prezydent Autonomii Palestyńskiej Mahmoud Abbas ogłosił dzisiaj, że z ok. pół roku odbędą się przedterminowe wybory parlamentarne oraz prezydenckie. Według Abbasa ma to przerwać ciągnący się od roku, czyli momentu zwycięstwa Hamasu w wyborach parlamentarnych, spór między dwoma głównymi partiami politycznymi – proprezydenckim Fatahem i Hamasem. Za obecny stan rzeczy prezydent oraz zagraniczni obserwatorzy obwiniają premiera Ismaila Hanije oraz jego ugrupowanie, które nie chce spełnić trzech podstawowych warunków postawionych im przez głównych donatorów Autonomii – Stany Zjednoczone i Unię Europejską. Hamas odmawia bowiem uznania prawa Izraela do istnienia, nie zgadza się na zaprzestanie przemocy, a także ani myśli honorować zawarte wcześniej porozumienia i układy między Izraelem a Autonomią. Z tego powodu od momentu zwycięstwa Hamasu w wyborach, USA i UE zamroziły dotacje powodując faktyczne bankructwo Autonomii. Większość z blisko 165 tysięcy pracowników „budżetówki” nie otrzymuje pensji, a tylko ich żałośnie niską namiastkę. Spowodowało to m.in. największy w historii Autonomii strajk nauczycieli.
Problemem Hamasu jest także to, że w swoim statucie ma zapis o dążeniu do zniszczenia Izraela. Znajduje się on na listach organizacji terrorystycznych zarówno w UE, jak i w USA. Dodatkowo, porwanie przez zbrojne ramię organizacji – Brygady al-Kassam – izraelskiego kaprala Gilada Szalita jest przyczyną przeprowadzania przez Izrael wielu operacji militarnych w Strefie Gazy. Jak powiedział dzisiaj prezydent Abbas, przez idiotyczną politykę Hamasu zginęły setki palestyńskich cywilów. Przypomniał także, że po zwycięskich wyborach Brygady al-Kassam rozpoczęły ostrzał izraelskich osiedli z terytorium Strefy Gazy. Polityka Hamasu spowodowała największy od momentu zakończenia drugiej intifady kryzys palestyńsko-izraelski. Co więcej, może być przyczyną wojny domowej między zwolennikami Fatahu – który dąży do ugody z Izraelem i pokojowego powstania niepodległej Palestyny – a sympatykami Hamasu – który o rozmowach z Izraelem nie chce słyszeć – oraz między ich bojówkami i milicjami.
Walki wewnętrzne mogą pogrążyć Autonomię Palestyńską i opóźnić bardzo poważnie jakikolwiek postęp w kwestii niepodległości. Najpewniej wojna domowa byłaby pretekstem dla Izraela do interwencji, a na pewno byłaby świetnym pretekstem do eliminowania przywódców Hamasu i innych ugrupowań terrorystycznych. Jest to, w świetle ostatniego orzeczenia Sądu Najwyższego, zgodne z prawem, jednak każdy przypadek musi być rozpatrywany osobno.
Propozycja Abbasa ma zapobiec takiemu rozwojowi wydarzeń i oczyścić polityczną atmosferę w Autonomii. Poparły go już Stany Zjednoczone, Unia Europejska oraz Izrael, które liczą na to, że w nowych wyborach Hamas nie zdobędzie tak wysokiego poparcia i do władzy powróci kierowany przez Abbasa Fatah. Nie jest to jednak pewne i sytuacja po nowej elekcji może być taka sama. O ile nie ma raczej kandydata, który mógłby zagrozić Mahmoudowi Abbasowi w wyścigu o fotel prezydenta, to w wyborach parlamentarnych najpewniej Hamas utrzymałby przewagę nad Fatahem. Takie rozwiązanie byłoby skrajnie niekorzystne nie tyle dla procesu pokojowego, ale dla samych Palestyńczyków. Tymczasem nie wydaje się on nieprawdopodobny. Jak jednak wskazują przedstawiciele Hamasu, prezydent nie ma prawa rozwiązać parlamentu i ogłosić przedterminowych wyborów, a działania prezydenta Abbasa są nielegalne. Niejasno w tej kwestii wypowiada się konstytucja, która daje głowie państwa prawo do odwołania premiera, ale nie wskazuje wyraźnie na uprawnienie do rozwiązania izby. Proprezydenccy prawnicy interpretują tę „lukę” na korzyść Abbasa, przeciwnego zdania są zwolennicy Hamasu.
Jak by na to nie patrzeć, Autonomia Palestyńska znalazła się w sytuacji klinczu dwóch głównych sił politycznych, nie mogących uzgodnić wspólnej polityki. Pomysł powołania tymczasowego rządu technokratów popieranego przez oba ugrupowania powraca jak bumerang, ale okazuje się być niemożliwym do zrealizowania. W Strefie Gazy panuje coraz większy chaos, starcia między bojówkami obu partii są coraz częstsze. Wczoraj ktoś ostrzelał konwój premiera Hanije, co jest najbardziej skrajnym dowodem na to, że sytuacja jest bardzo gorąca i może w każdej chwili wybuchnąć. Wojna domowa wydaje się prawdopodobna, gdyż Hamas nie ma zamiaru oddawać wywalczonej w demokratycznych wyborach przewagi w parlamencie, a co się z tym wiąże, władzy wykonawczej. Prezydent Abbas nie ma zamiaru tolerować dłużej polityki prowadzonej przez twardogłowych i nieprzejednanych przeciwników procesu pokojowego. Sytuacja jest patowa i chyba tylko cud może zapobiec rozlewowi krwi na niespotykaną dotąd skalę. Czy może jednak Palestyńczycy wysłuchają apelu prezydenta Abbasa o „zaprzestanie przelewu krwi palestyńskiej”? Najbliższe dni dadzą najpewniej odpowiedź.
Piotr Wołejko