Największe agencje informacyjne oraz telewizje informują o zamachu na byłą premier Pakistanu Benazir Bhutto, liderkę Ludowej Partii Pakistanu (PPP), która powróciła dzisiaj do kraju po 8 latach „wygnania”. Na przybyłą do Karaczi ex-premier czekały tysiące jej zwolenników oraz terroryści powiązani z Al-Kaidą. W dwóch wybuchach zginęło ponad 50 osób, a ponad 150 zostało rannych. Samej Bhutto, według informacji uzyskanych od liderów PPP przez CNN nic się nie stało.
„Gorące” powitanie przywódczyni największej świeckiej partii w Pakistanie to „zasługa” jej układów z generałem Pervezem Musharrafem. Wojskowy prezydent dogadał się, przy błogosławieństwie Waszyngtonu, z powracającą z wygnania Bhutto w kwestii podziału władzy. Musharraf pozostanie na stanowisku głowy państwa, ale zrzuci mundur przed zaprzysiężeniem. Bhutto powróci na stanowisko premiera, instytucje demokratyczne będą stopniowo przywracane – Musharraf powoli będzie tracił kolejne uprawienia, czyli w efekcie – władzę.
Islamscy radykałowie oskarżyli ją o kolaborowanie ze znienawidzonym proamerykańskim dyktatorem, a także działanie w interesie Ameryki. W związku z tym ugrupowania islamistyczne (wcale nie muszą być powiązane z Al-Kaidą) wydały na nią wyrok śmierci. Groziły jej, że powrót do kraju może okupić życiem. Bhutto i jej partia jest zdecydowaną przeciwniczką radykalizmu islamskiego – to chyba zresztą główne spoiwo taktycznego sojuszu z prezydentem Musharrafem.
Liczba zabitych i rannych z pewnością wrośnie. Zamach na życie Benazir Bhutto się nie udał, ale nie da się wykluczyć, że będzie ona dalej na celowniku radykałów. Jeśli uda im się ją zabić, sytuacja może stać się bardzo poważna, a prezydent Musharraf ogłosi stan wyjątkowy (co automatycznie opóźni moment wyborów parlamentarnych, które odbędą mają odbyć się już wkrótce).
Piotr Wołejko