W ubiegłym tygodniu talibowie osiągnęli ogromny sukces zabijając generała Mushtaqa Ahmeda Baiga. Najwyższy medyczny oficer armii pakistańskiej to najwyżej postawiana ofiara rebelii islamistycznej w Pakistanie, skupionej głównie na pograniczu afgańsko-pakistańskim. Śmierć gen. Baiga była ogromnym ciosem w morale wojskowych – okazało się, że nawet najważniejsi dowódcy nie są nietykalni.
Komentując zamach na generała Syed Saleem Shahzad, szef pakistańskiego biura Asia Times Online, napisał, że talibowie zamierzają w trakcie wiosennej i letniej ofensywy odciąć drogi zaopatrzeniowe NATO, biegnące przez terytorium Pakistanu. Strategia talibów opiera się na trzech elementach: odcięciu linii zaopatrzenia dla sił NATO, rekrutowaniu nowych ochotników oraz, co najważniejsze, stworzeniu „strategicznego korytarza” biegnącego z Pakistanu aż do Kabulu [stolicy Afganistanu].
Problemy NATO w Afganistane są znane. Przede wszystkim brakuje kilku tysięcy żołnierzy. Niektórzy z tych, którzy są już na miejscu, mają narzucone ograniczenia dotyczące podejmowania działań militarnych, np. Niemcy zabezpieczają relatywnie spokojną północ i ani myślą uczestniczyć w ciężkich walkach na wschodzie czy na południu. Na kwietniowym szczycie Sojuszu w Bukareszcie nie należy spodziewać się przełomu w kwestii wysłania dodatkowych kontyngentów przez kraje europejskie. Amerykanie zdecydowali się wysłać dodatkowe oddziały Marines, głównie na żądanie Kanadyjczyków, którzy zagrozili wycofaniem swoich żołnierzy, gdyby nie uzyskali wsparcia co najmniej tysiąca żołnierzy oraz dodatkowych helikopterów i samolotów.
Znając ograniczone możliwości NATO w tym tygodniu w Pakistanie gościł szef kolegium połączonych sztabów armii amerykańskiej, admirał Mike Mullen. Admirał rozmawiał zarówno z prezydentem Musharrafem, jak i z najważniejszymi przedstawicielami pakistańskiej armii. Tematem rozmów było oczywiście zwiększenie zaangażowania ze strony Pakistanu, zwłaszcza w obliczu niewydolności Sojuszu.
Po ostatnich atakach na cele wojskowe – m.in. udany zamach na gen. Baiga, czy też atak na kolegium marynarki wojennej w Lahore – armia zdecydowała się stanąć twardo po stronie Musharrafa i Amerykanów. Na konferencji w garnizonie w Rawalpindi, gdzie znajduje się kwatera główna pakistańskich sił zbrojnych, gen. Ashfaq Parvez Kayani – szef sztabu – odrzucił sugestie o „dystansowaniu się armii od prezydenta” dodając, że „jakakolwiek schizma w wojsku, na jakimkolwiek poziomie nie leży w narodowym interesie”.
Mówiąc krótko, wojsko murem stanęło za Musharrafem i zamierza, przynajmniej w najbliższych miesiącach, podjąć zdecydowaną i twardą walkę z islamistyczną rebelią, głównie spod znaku talibów. Gen. Kayani wezwał w czwartek główne siły polityczne do zapewnienia harmonijnych relacji między różnymi filarami państwa. Oświadczenie szefa sztabu pakistańskiej armii zostało wydane w okresie bardzo zaawansowanych rozmów o stworzeniu koalicyjnego gabinetu przez dwie największe partie opozycyjne – PPP i PML (N). Asif Zardari i Nawaz Sharif, liderzy tych ugrupowań nie chcą wprost powiedzieć, czy będą dążyć do impeachmentu prezydenta Musharrafa. Jednak twarde stanowisko gen. Kayaniego zdaje się wskazywać, że pozycja prezydenta jest w tej chwili niezagrożona.
Piotr Wołejko