Rzadko pojawiają się dwa wpisy jednego dnia, ale dzisiaj nie mogłem się powstrzymać. Dla mojego niekwestionowanego pupila, wenezuelskiego prezydenta „Czerwonego” hugo Chaveza, z przyjemnością zrobię wyjątek. Jako lewacki populista Chavez zajmuje jedno z pierwszych miejsc na liście osób, które nie cieszą się moim wielkim szacunkiem, ale które niezmiernie bawią mnie swoim zachowaniem. Chavez co jakiś czas przechodzi sam siebie. Tak też było na spotkaniu państw Ameryki Łacińskiej oraz Hiszpanii, Portugalii i Andory, na którym Hugon określił byłego premiera Hiszpanii Jose Marię Aznara mianem „faszysty”. Tego już było za wiele dla króla Hiszpanii Juana Carlosa, który wypalił do Chaveza, aby ten się po prostu zamknął.
Porywczy przywódca Wenezueli, dziedzic Rewolucji Fidela Castro oraz – w jego mniemaniu – Bolivar XXI wieku, musiał szybko i ostro odpowiedzieć. Nie musieliśmy długo czekać – Chavez zapowiedział, że jest gotów wyrzucić z Wenezueli hiszpańskie firmy, jeśli Juan Carlos go nie przeprosi. Czerwony Hugo zapowiedział, że jego kraj nie potrzebuje hiszpańskich banków – Banco Santander i Banco Bilbao Vizcaya Argentaria, które zainwestowały w sumie ok. 1,4 miliarda dolarów w Wenezueli. Hiszpańskie firmy w sumie zainwestowały, od 1999 roku – kiedy Chavez doszedł do władzy – ok. 2,4 miliarda dolarów. Zagrożona może być także Telefonica, operator telefonii bezprzewodowej. Hugo Chavez, oczywiście jako krok w kierunku Socjalizmu XXI wieku, może znacjonalizować branżę bankową i telekomunikacyjną.
Na przeprosiny się nie zanosi, zresztą nie ma za co przepraszać. Chavez podczas szczytu zachowywał się niestosownie i próbował rozstawiać swoich „partnerów”; nie powstrzymywał się także od złośliwych komentarzy. Król Juan Carlos musiał być już wyjątkowo poirytowany, skoro na zaczepkę Chaveza odpowiedział. Ciekawe, jak Madryt odpowie na kolejną zaczepkę wenezuelskiego prezydenta, dotyczącą hiszpańskiego biznesu. Utrata Wenezueli byłaby bolesna dla wielu firm. Z drugiej strony, przeprosiny oznaczałyby utratę twarzy przez Juana Carlosa i Królestwo Hiszpanii, a jednocześnie przyzwolenie dla Chaveza na plecenie wszelkich głupstw i gwarancję bezkarności.
Jeśli Chavez rzeczywiście wyrzuci hiszpańskie firmy ze swojego kraju, Hiszpania powinna odpowiedzieć retorsjami i nakłonić pozostałe państwa UE do dyplomatycznej i ekonomicznej reakcji. Zabawne w całej sprawie jest to, że to właśnie Hiszpania naciskała na UE, aby złagodzić sankcje unijne wobec Kuby – której przywódca, przyjaciel Chaveza, nie może pożegnać się z ziemskim padołem. Madryt był w tej kwestii uparty, odkąd premierem został socjalista Zapatero, i z uporem maniaka przekonywał kraje członkowskie o konieczności normalizacji relacji z Hawaną. Jeśli więc teraz Hiszpania poniesie wymierne straty z powodu działań sojuszniczej (dla Kuby) Wenezueli, będzie to swego rodzaju ironia losu.
Jak sprawa się zakończy? Dwa scenariusze: dyplomaci, pracujący już gorączkowo nad rozwiązaniem, ugłaskają Czerwonego Hugona i sprawa jakoś się rozejdzie, albo Chavez rzeczywiście hiszpańskie firmy wyrzuci – co mu szkodzi? Napływ petrodolarów sprawia, że może zupełnie nie liczyć się z zasadami racjonalnego gospodarowania. Jest jeszcze możliwy trzeci scenariusz, w którym w jakiś sposób (raczej nie wprost) przeprasza premier Zapatero – ale uznaję go za mało prawdopodobny i najbardziej szkodliwy. Nie może być zgody na pajacowanie Chaveza na poważnych spotkaniach międzynarodowych. Pajacować może na swoim podwórku (Wenezuela, Ekwador, Nikaragua, Iran, Białoruś etc.), ale nigdzie indziej.
Piotr Wołejko