Osama bin Laden został zabity przez amerykańskich komandosów 2 maja. Nie ukrywał się, jak do tej pory uważano, na górzystym pograniczu pakistańsko-afgańskim. Nic z tych rzeczy. Osama (zwany też szejkiem bądź emirem) rezydował w Abbotabadzie, oddalonym – w linii prostej – od stolicy Pakistanu, Islamabadu, zaledwie o 60 kilometrów. Nie była to żadna zapadła dziura, a miejscowść turystyczna, w której znajdowały również się instytucje wojskowe.
Nie ma sensu zajmować się komicznymi doniesieniami o tym, jakoby komandosi i ich rodziny obawiały się zemsty terrorystów. Czy to samo w sobie nie brzmi paranoicznie? Szkoda także czasu na rozważanie, czy jesteśmy bliżej końca wojny z terrorem. Nie, nie jesteśmy. Natomiast udało się odnieść symboliczne zwycięstwo. Warto jednak zwrócić uwagę na poważny problem, jakim dla Pakistanu jest śmierć Osamy.
Jawno-tajne wspieranie terrorystów
Jakkolwiek na to nie spojrzeć, Pakistan został skompromitowany. Jeśli władze, cywilne bądź wojskowe, nie wiedziały o tym, gdzie przebywa bin Laden, wywiad tego kraju de facto nie działa. Jeśli zaś władza cywilna bądź wojskowa posiadała wiedzę o lokalizacji Osamy, od razu pojawia się pytanie o to, z kim tak naprawdę trzymają Pakistańczycy. Osobiście skłaniam się ku drugiej opcji, gdyż wywiad pakistański (podległe wojsku ISI) należy do lepszych w regionie. Co więcej, dla nikogo nie jest tajemnicą, iż pakistańskie wojsko (de facto sprawujące władzę w kraju, czasem bezpośrednio, a czasem -jak teraz – pośrednio) utrzymuje bliskie relacje z rozmaitymi ugrupowaniami terrorystycznymi.
Częściowo takie kontakty wywodzą się z czasów inwazji radzieckiej na Afganistan. Pakistan był wówczas centrum szkoleniowo-zaopatrzeniowym dla mudżahedinów. Lekcja, jaką wyciągnięto z sukcesu afgańskich bojowników jest taka, że niesymetryczne metody walki są skuteczne i warto z nich korzystać. Dla Pakistanu, który odczuwa nieustanne zagrożenie ze strony Indii, każda metoda jest dobra, byle tylko zniwelować przewagę największego przeciwnika. Stąd wsparcie i współpraca ze strony pakistańskiego wojska i służb specjalnych dla wielu ugrupowań terrorystycznych.
Amerykańska operacja w Abbotabadzie pokazała, jak można sobie radzić z zagrożeniem terrorystycznym, które czai się z Pakistanu. Nie może dziwić wściekłość Pakistańczyków, którzy bronią swojej suwerenności i w przypadku powtórki z rozrywki grożą odwetem. Przecież po serii zamachów w Mumbaju w roku 2008 Hindusi rozważali przeprowadzenie akcji wymierzonej w odpowiedzialnych za to ludzi, a znajdowali się oni oczywiście na terytorium Pakistanu. Wydaje się, że w przypadku kolejnego spektakularnego zamachu w Indiach, Nowe Dehli może zdecydować się na pójście ścieżką amerykańską.
Pakistan stoi więc przed fundamentalnym problemem, a zarazem wielkim wyzwaniem. Po zabiciu Osamy w Pakistanie coraz powszechniejsze staje się przekonanie, iż to ten kraj jest epicentrum światowego terroryzmu. W Afganistanie toczy się natomiast wojna zastępcza, która nie doprowadzi do rozstrzygnięcia. Problem terroryzmu, w dużej mierze, tkwi bowiem w Pakistanie. Należy przez to rozumieć, iż polityka Pakistanu polega na tolerowaniu istnienia ugrupowań terrorystycznych i ich dyskretnej ochronie – stanowią one przecież asymetryczny instrument prowadzenia walki, są więc użyteczne.
Czas decyzji
Na Pakistan będzie jednak wywierana coraz silniejsza presja, aby zmienił swą politykę. Jest to także w interesie Rawalpindi (siedziba główna pakistańskiej armii), gdyż różne radykalne grupy coraz częściej atakują również cele wewnątrz Pakistanu (w tym wojskowe). Cichy układ radykałów z wojskowymi i służbami specjalnymi przestaje przynosić tym ostatnim spodziewane korzyści. Wręcz przeciwnie, nie tylko skierował uwagę całego świata na Pakistan, ale doprowadził do rozzuchwalenia się islamistów, którzy próbują anarchizować życie publiczne w Pakistanie.
Śmierć Osamy może być więc momentem zwrotnym w historii Pakistanu o tyle, że nastąpi wreszcie zerwanie z wieloletnią praktyką wspierania radykalnych, często terrorystycznych elementów. To także szansa na odnowę relacji z Indiami, które do tej pory niechętnie dyskutowały ze sponsorującym terror Pakistanem. Szansa, na poprawę wizerunku w oczach świata. Szansa na nowe otwarcie. Nie będzie jednak łatwo jej wykorzystać. Zagrożenie indyjskie, ulubiony argument pakistańskich twardogłowych, zawsze można odpowiednio rozegrać. Radykałowie mają także mocne plecy w strukturach wojskowo-wywiadowczych.
Kwadratura koła
Czy można liczyć na rozprawę ze swoimi niedawnymi sojusznikami? A co z talibami, z Hakkanim i Hekmatjarem, którzy dbają o pakistańskie interesy w Afganistanie? Czy można rozstać się z radykałami i nie stracić Afganistanu, zapewniającego „strategiczną głębię” na wypadek konfliktu z Indiami? Sporo trudnych pytań, na które nie ma łatwej odpowiedzi. Pakistańscy wojskowi mają nad czym myśleć. Śmierć Osamy obnażyła dotychczasowy sojusz, jaki Pakistan rzekomo zawarł z Ameryką celem zwalczania islamistów. Na światło dziennie wyszło to, o czym do tej pory mówiło się raczej nieoficjalnie.
Ciekawe może być też stanowisko Chin, sojusznika Islamabadu. Czy niepokój o działalność islamistów w Xinjangu skłoni Pekin do przyciśnięcia Pakistanu, aby ten przykręcił śrubę radykałom? Utrzymanie starego układu będzie niezmiernie trudne. Grozi postępującą izolacją Pakistanu. Dlatego warto uważnie obserwować wydarzenia w Pakistanie. Najbliższe miesiące pokażą, w którą stronę rozwinie się sytuacja.
Piotr Wołejko