„Kto rządzi przeszłością – głosił jeden ze sloganów Partii – w tego rękach jest przyszłość; kto rządzi teraźniejszością, w tego rękach jest przeszłość„. Powyższy cytat pochodzi z genialnej książki autorstwa Georga Orwella „Rok 1984„, w której Orwell przedstawił rzeczywistość państwa totalnego, totalitarnego. Myśl ujęta w cudzysłów jest niezwykle głęboka i prosta zarazem. Kontrolując teraźniejszość, możemy swobodnie wybierać wydarzenia z przeszłości i przedstawiać je w korzystny dla nas sposób. Tym samym, kreujemy przyszłość poprzez propagandę i indoktrynację obywateli. Skojarzenia z „Rokiem 1984” naszły mnie po przeczytaniu artykułu z dzisiejszego „Newsweeka” (autorstwa Krystyny Kurczab-Redlich) pt. „Dzieje reglamentowane”.
„Okazało się, że pisząc prawdę o historii Rosji, poniżam naród” – powiedział rosyjski historyk Igor Dołucki, którego podręcznik znalazł się na indeksie zakazanych podręczników szkolnych. Podobnie stało się z wieloma podręcznikami innych autorów, którzy po raz pierwszy w historii mieli realne szanse napisania prawdy o rosyjskiej historii. Pisali więc o powstaniu Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich, o pakcie Ribbentrop-Mołotow, o amerykańskiej pomocy dla ZSRR, o popełnianych zbrodniach przeciwko narodom zarówno sowieckim, jak i zamieszkującym państwa ościenne. Podręczniki wspominały o aneksji państw bałtyckich, o antysemickich nagonkach oraz czystce przeprowadzonej przez Stalina w latach 30. Wszystko to było doświadczeniem szokującym dla narodu rosyjskiego, który był karmiony propagandową papką złożoną ze starannie wyselekcjonowanych informacji. Partia komunistyczna do perfekcji opanowała mechanizm przedstawiony przez Orwella i rządziła teraźniejszością kreując przyszłość.
Ujawnianie prawdy z sowieckich czasów okazało się jednak niewygodne dla nowego przywódcy – Władimira Putina, który w swojej retoryce nawiązuje do „wielkości” ZSRR. Stąd, kiedy tylko przejął władzę nadzór nad podręcznikami stał się ostrzejszy, a autorzy opisujący prawdę, przedstawiający przeszłość w prawdziwy sposób, stali się szykanowani. Lawina krytyki spadła na historyków ze strony administracji oraz kontrolowanych przez Kreml mediów. Atmosfera swobody panująca w czasach Jelcyna minęła bezpowrotnie, o czym dobitnie przypomniał sam prezydent Putin, kiedy stwierdził, że podręczniki do historii powinny budzić dumę i patriotyzm młodych ludzi. Dlatego należy eliminować „antyrosyjskie” elementy z treści książek – ergo, zniknąć musi to, co udało się ujawnić dzięki kilku latom względnej wolności. I znowu Orwell: „Ludzie po prostu znikali – zawsze nocą. Twoje nazwisko usuwano z ksiąg metrykalnych, wymazywano każdy ślad tego, co robiłeś w życiu, twoje krótkie istnienie zostawało zdementowane i zapomniane. Likwidowano cię, unicestwiano; mówiono o tobie, że zostałeś ewaporowany.” To samo stało się z niewygodnymi politycznie treściami – zostały ewaporowane oraz zakazane. Nad tym, aby przypadkiem nie znalazły się w nowych podręcznikach będzie czuwać kontrolująca je administracja.
Każdy Rosjanin, w myśl prezydenta Putina i jego ekipy, ma być „dwaplusdobrym kwakmówcą„, czyli wiedzieć i mówić tylko to, co ustali władza. Można oczywiście poznawać prawdziwą historię, ale trzeba to robić na własną rękę i czuć, że jest to czymś nieodpowiednim, że popełnia się „myślozbrodnię” i stosuje tzw. „dwójmyślenie„. Na koniec znowu Orwell – „Dwójmyślenie oznacza przede wszystkim umiejętność wyznawania dwóch sprzecznych poglądów i wierzenia w oba naraz.” Niewielu jednak zdecyduje się na taką niewygodę, akceptując indoktrynację inspirowaną przez Kreml, który – jak wiemy – rządząc teraźniejszością rządzi przeszłością. I tworzy nowy typ „homo sovieticus„.
Piotr Wołejko