Już od ponad miesiąca dostępna jest książka Michaela Wolffa pt. „Fire and Fury: Inside the Trump White House„. Jej recenzję, jeszcze na gorąco, bo w drugim tygodniu stycznia br., przedstawił na Blogu Dyplomacja Dariusz Pruchniewski. Teraz można spojrzeć na książkę trochę bardziej na chłodno. O ile chłód w przypadku podejścia do prezydenta Donalda Trumpa jest w ogóle możliwy.
First things first: mimo zapewne wielu wyolbrzymień, być może nawet przekłamań, których Michael Wolff się nie wypiera, warto samemu sprawdzić, co znajduje się w najgorętszej książce pierwszej połowy 2018 r. Napisana jest barwnym, ciętym językiem, a narracja – choć czasem bywa chaotyczna, zmierzając w zbyt głębokie dygresje – poprowadzona jest dość sprawnie. W mojej ocenie nie warto też traktować wprost wszystkiego, co się przeczyta. To, co Wolff uchwycił w „Ogniu i furii”, to dynamika zdarzeń oraz ich percepcja ze strony głównych aktorów – samego Trumpa, jego córki i zięcia, najbliższych współpracowników oraz członków gabinetu. Co istotne, w dużej części – być może nawet w 1/3 – jest to książka nie o Trumpie, tylko o jego byłym szefie kampanii, a później strategicznym doradcy Stevie Bannonie. I to Bannon zapłacił za „Ogień i furię” wysoką cenę, gdyż Trump z właściwą sobie… furią zaatakował go za liczne krytyczne wypowiedzi przytoczone w książce Wolffa.
Na co zwróciłem uwagę, czytając „Ogień i furię”?
- Wolff twierdzi, że w kampanii Trumpa nikt – włącznie z kandydatem – nie wierzył w zwycięstwo. I nikt się do niego nie przygotowywał. Każdemu zależało bardziej na tym, by wybory nie skończyły się kompromitacją, czyli miażdżącym zwycięstwem Clinton. Niektórzy członkowie Team Trump szukali też zajęcia na czas po kampanii. I choć sondaże pod koniec października i w listopadzie zaczęły się poprawiać, perspektywa zwycięstwa była dla kampanii Trumpa bardzo odległa. Wieczór wyborczy był dla ekipy Trumpa prawdziwym szokiem.
- Z tego szoku najszybciej wyrwał się Bannon, który zresztą jako jedyny nie do końca wierzył w nieuchronną klęskę Trumpa. Podczas gdy otoczenie Trumpa działało w popłochu i chaosie, Bannon miał w głowie bardzo jasną agendę i – co bardzo istotne – wiedział co zrobić, żeby ją realizować. W przekroju całej książki wielokrotnie powtarza się widok pewnego siebie Bannona, który z politowaniem, a później także z pogardą, patrzył na niektórych mieszkańców i pracowników Białego Domu.
- Bannon chciał, rękami Trumpa, realizować alt-prawicową agendę, której kierunki wskazywał na kierowanym przez siebie portalu Breitbart. To Bannon i jego zaufani ludzie przygotowali pierwsze rozporządzenia wykonawcze (executive orders), które Trump podpisał po objęciu urzędu – na czele z rozporządzeniem zakazującym wjazdu obywatelom kilku państw muzułmańskich, które od razu stało się przedmiotem licznych sporów prawnych.
- Wraz z upływem czasu Bannon tracił wpływy na rzecz zięcia prezydenta – Jareda Kushnera oraz Ivanki Trump, córki prezydenta. Bannon gardził tą dwójką, uważał ich – zapewne słuszne – za sprzyjających Demokratom liberałów z Nowego Jorku, czyli ludzi o profilu zupełnie odmiennym od stereotypowego wyborcy Trumpa. Pogardliwie określał Kushnera i Ivankę mianem Jarvanki.
- Córka i zięć prezydenta w ciągu kilku miesięcy dorobili się oficjalnych stanowisk w Białym Domu, co tylko utrudniło zarządzanie administracją. Nie było wiadomo, kto jest szefem – Reince Priebus, formalnie szef personelu Białego Domu, Bannon – strategiczny doradca Trumpa, czy Kushner i Ivanka, a więc najbliższa rodzina prezydenta. Liczne problemy, w szczególności wizerunkowe, wynikały z tarć pomiędzy wspomnianymi ośrodkami wpływów. Co ważne, prezydent Trump często podejmuje decyzje pod wpływem chwili, zatem bardzo istotne jest to, kto będzie miał dostęp do jego ucha jako ostatni.
- Sam prezydent Trump przede wszystkim chce być lubiany i podziwiany. Lubi pochlebstwa i jeśli od kogoś usłyszy miłe słowa, od razu uważa go za dobrego przyjaciela i odwzajemnia komplementy, a nawet oferuje takim osobom stanowiska. Natomiast jakakolwiek krytyka pod jego adresem jest odbierana jako niesprawiedliwa, wielce krzywdząca i wynikająca ze złej woli. Ta sama osoba może w ciągu kilku chwil przejść ze statusu „przyjaciela” do „totalnego przegranego”, a następnego dnia Trump nie będzie już o niczym pamiętał.
- Z książki wynika, że Trump praktycznie niczego nie czyta. Nawet ultrakrótkie notatki na jednej stronie to dla niego zbyt wiele. Uważa, iż posiadł już wszelką niezbędną wiedzę. Nie znosi też, gdy ktoś robi mu wykłady bądź próbuje go pouczać. Trzeba mieć sposób na to, by trafić do niego z przekazem i skłonić do podjęcia pożądanej decyzji.
- Przełomowym momentem tej prezydentury było usunięcie Jamesa Comeya ze stanowiska szefa FBI. Wolff twierdzi, że nalegali na to Kushner i Ivanka, podsycając w Trumpie chęć do wyrzucenia Comeya. Efektem tej decyzji było wyłączenie się prokuratora generalnego Jeffa Sessionsa, bliskiego sojusznika Trumpa z czasów kampanii wyborczej, z toczącego się postępowania w sprawie rosyjskiego udziału w wyborach z 2016 r. W tej sytuacji zastępca Sessionsa powołał byłego szefa FBI Roberta Muellera na stanowisko specjalnego radcy (de facto prokuratora) z zadaniem rozpracowania sprawy ingerencji Rosji w wybory. Trump miał wielki żal do Sessionsa za wyłączenie się z tej sprawy i powołanie Muellera. Zdaniem prezydenta nie było żadnego wsparcia Rosji dla jego kampanii i późniejszego zwycięstwa. Niestety, liczne rozmowy, taśmy i fakty przeczą brakowi jakichkolwiek powiązań kampanii Trumpa z Rosjanami. Decyzje Muellera tylko to potwierdzają.
Wolff opisał oczywiście o wiele więcej, chociażby krótką, acz burzliwą, karierę Anthony’ego Scaramucciego jako nadzorcy komunikacji Białego Domu. „Ogień i furia” to także kronika szybkiego wyniesienia na szczyt i równie szybkiego oraz spektakularnego upadku Steve’a Bannona. To jednak przede wszystkim naprawdę ciekawa lektura, momentami wręcz sensacyjna. Pozycja w sam raz dla tych, którzy chcą lepiej zrozumieć sposób myślenia i postępowania Donalda Trumpa, a także poukładać sobie pewne wydarzenia z burzliwej prezydentury Donalda Trumpa.
Piotr Wołejko