Kiedy poprzednio (27 marca br.) pisałem o samorządzie w Ulsterze, na końcu postawiłem znak zapytania. W wyborach do lokalnego zgromadzenia zwyciężyła partia unionistów, zdobywając 36 mandatów, a republikańska Sinn Fein zebrała ich o 8 mniej. Wybory były niewątpliwie sukcesem demokracji oraz wielkim sukcesem pokoju, jednak nie było wiadomo, czy liderzy zwaśnionych od dziesiątek lat stron dogadają się co do podziału władzy. Ian Paisley (DUP) i Martin McGuinness (Sinn Fein) to ludzie twardzi jak skała, o sprecyzowanych i jasnych poglądach, których dzieliła ogromna nienawiść i poczucie wzajemnej krzywdy. Paisley jeszcze niedawno zapowiadał, że nie poda ręki McGuinnessowi, który jeszcze nie tak dawno temu był liderem Irlandzkiej Armii Republikańskiej (IRA) – odpowiedzialnej za śmierć wielu ludzi.
Premier Wielkiej Brytanii Tony Blair postawił sprawę jasno i wyznaczył obu stronom nieprzekraczalny termin, w którym DUP i Sinn Fein miały dojść do porozumienia. Pierwszy termin był mało realny (upłynął w marcu), więc Blair przedłużył go o kilka tygodni – do połowy maja. W razie braku porozumienia wybory zostałyby unieważnione, a całkowitą władzę nad Irlandią Północną sprawowałby Londyn. Takie rozwiązanie sytuacji bardzo skomplikowałoby proces pokojowy, rozpoczęty jeszcze w 1998 roku tzw. porozumieniem wielkopiątkowym. Od tego momentu unioniści i republikanie robili wiele, by się dogadać, a punktem przełomowym było uznanie nowej policji – zastępującej znienawidzoną przez katolików Royal Ulster Constabulary (RUC).
Porozumienie udało się w końcu osiągnąć i dzień 8 maja ma szansę przejść do historii jako milowy krok ku trwałemu pokojowi w Ulsterze. Dziś przywrócony zostanie lokalny samorząd, na którego czele stanie Ian Paisley, a jego zastępcą będzie Martin McGuinness. Ostatnie dni obaj liderzy spędzili na dogadywaniu z ministrem finansów Gordonem Brownem tzw. „dywidendy pokoju” – czyli poważnego zastrzyku finansowego, który ma wspomóc gospodarkę prowincji. Podobno ma wynieść ona 36 miliardów dolarów w ciągu czterech lat. Tak ogromne wsparcie finansowe pozwoli uzdrowić gospodarkę i uniezależnić ją od sektora publicznego. Do „dywidendy” mają być „dołączone” preferencyjne stawki podatków od przedsiębiorstw, aby sprowadzić do Ulsteru zagraniczne inwestycje. Jak określił to Ian Paisley, po co komu ładny samochód, gdy nie ma do niego paliwa. Samochodem w tej barwnej metaforze jest samorządna Irlandia Północna, a paliwem – pieniądze.
Samorząd to pierwszy, ale bardzo istotny krok, ku faktycznemu zabliźnieniu dawnych ran i podziałów. Obie społeczności – protestanccy lojaliści i katoliccy republikanie – muszą razem pracować dla dobra swoich dzieci. Podkreślał to jeszcze w marcu Martin McGuinness, a wtórował mu pastor Paisley. Wiele problemów nadal pozostaje nierozwiązanych, w tym kwestia przyszłości Irlandii Północnej, ale jest zgoda, aby decyzję w tej sprawie odłożyć na później. Niech obywatele zdecydują, w jakim kraju chcą żyć. Głos zabiorą także Irlandczycy, którzy niekoniecznie palą się do zjednoczenia z uboższą częścią wyspy. Wiele wskazuje na to, że Ulster – z dużą autonomią – pozostanie częścią Zjednoczonego Królestwa. O ile to przetrwa secesyjne ambicje części Szkotów.
Piotr Wołejko