Główny doradca demokratycznego kandydata na prezydenta Baracka Obamy ds. energii oraz ochrony środowiska – Jason Grumet – stwierdził, iż Obama zamierza być aktywnym graczem na rynku ropy naftowej. Jako instrumenty zaangażowania prezydenta-in-spe Grumet, założyciel i przewodniczący waszyngtońskiego think-tanku Bipartisan Policy Center wskazał m.in. wyższe opodatkowanie zysków koncernów naftowych, zwalczanie dominacji tychże naftowych gigantów oraz użycie Strategicznych Rezerw Ropy Naftowej (Strategic Petroleum Reserve – SPR) jako broni przeciwko wzrastającym cenom surowca.
W przypadku wygranej Obamy międzynarodowe korporacje takie jak Exxon, Chevron czy ConocoPhillips nie będą mogły spać spokojnie. „Senator Obama jest bardzo zaniepokojony, że konsolidacja w branży – te wszystkie fuzje, na które było przyzwolenie poprzednich administracji, Clintona i Busha – stanowi powód do pewnych obaw„. Zdaniem Grumeta Obama sprawdzi, „czy te fuzje i akwizycje doprowadziły do zmniejszenia konkurencji, skupienia władzy w taki sposób, który osłabia konsumentów„. Doradca senatora z Illinois nie chciał jasno odpowiedzieć na pytanie, czy Barack Obama będzie skłaniał się ku opcji podziału dominujących graczy. Nie wykluczył jednak takiej opcji.
Lider demokratycznego wyścigu po nominację prezydencką zamierza natomiast, Grumet mówi o tym jasno i wyraźnie, opodatkować ogromne zyski kompanii naftowych. A te są rzeczywiście rekordowe – brytyjsko-holenderski Shell zarobił w zeszłym roku ponad 27 miliardów dolarów, a amerykański Exxon ponad 40,5 miliarda dolarów! Warto zwrócić uwagę na ciekawy wykres, który znalazłem na stronie Seeking Alpha:
Exxon przez ostatnie trzy lata (2005-2007) płacił średnio 27 miliardów dolarów podatków. W roku 2007 amerykański fiskus wzbogacił się kosztem Exxonu o 30 miliardów. Jedna korporacja (Exxon) płaci tyle samo podatków co 65 milionów indywidualnych podatników w Stanach Zjednoczonych. Jednak tego Obama, ani jego doradca nie raczą podkreślić w swoich wypowiedziach. O wiele łatwiej wytwarzać wrażenie, że za wysokie ceny odpowiadają kompanie naftowe unikające opodatkowania na spółkę z wrogimi krajami trzecimi (co jest bliższe, ale nadal bardzo dalekie od prawdy). Obama powtarza zresztą to, co mówi także Hillary Clinton – a ujmując sprawę szerzej, co ma w tej sprawie do powiedzenia zdecydowana większość Partii Demokratycznej.
Ciekawie wygląda natomiast propozycja użycia SPR (strategicznych rezerw) do zwalczania okresowych podwyżek cen. Na początku może kilka słów o rezerwie. Powstała ona w wyniku embarga państw arabskich na eksport ropy na Zachód z lat 1973-74 – powołano ją do życia w 1975 roku. Celem SPR jest zabezpieczenie strategicznych zapasów ropy naftowej na wypadek nieprzewidzianych kryzysów, wewnętrznych czy to zewnętrznych. Rezerwy mogą być wykorzystane na polecenie prezydenta Stanów Zjednoczonych, a ich bieżącym utrzymaniem i administrowaniem zajmuje się Departament Energii.
W chwili obecnej Stany Zjednoczone są w stanie magazynować 727 milionów baryłek ropy, a stan na 20 marca wynosi blisko 700 milionów baryłek. Na rezerwy składają się dwa rodzaje ropy – sweet oraz sour. Pierwsza, z zawartością siarki poniżej 0,5 procenta, wykorzystywana jest głównie do wytwarzania benzyny; druga – z zawartością siarki do 2 procent – przetwarzana jest na paliwo dieslowskie oraz olej opałowy. Przy dzisiejszym zapotrzebowaniu na paliwo, SPR wystarczy na 58 dni – przy założeniu, że import do Stanów zostałby wstrzymany w 100 procentach.
Ropa składowana jest w czterech miejscach, w ogromnych podziemnych magazynach (głównie byłych kopalniach soli) w pobliżu Zatoki Meksykańskiej [zobacz mapę poniżej]. Zgodnie z uchwalonym w 2005 roku Energy Policy Act (EPACT) strategiczna rezerwa ma zostać powiększona do 1 miliarda baryłek ropy. W związku z tym powiększona zostanie pojemność dotychczasowych magazynów w Bayou Choctaw oraz Big Hill, a także powstanie nowy w pobliżu Richton – o pojemności 160 milionów baryłek. Proces ten ma potrwać ok. 10-12 lat, choć budowa w Richton spotkała się z protestami.
Uruchomienie rezerw przez prezydenta oznacza, że dziennie można wypompować 4,4 miliona baryłek – a ropa znajdzie się na rynku w przeciągu dwóch tygodni od podjęcia decyzji przez urzędującą głowę państwa. Przy aktualnych cenach (ok. 100 dolarów za baryłkę) amerykańskie rezerwy warte są 70 miliardów dolarów. Jak można wyczytać na stronach Departamentu Energii, średnia cena zakupu jednej baryłki wyniosła zaledwie niespełna 28 dolarów.
SPR stanowi nie tylko zabezpieczenie na wypadek kryzysu naftowego, ale także doskonałe narzędzie w polityce zagranicznej. Obama zamierza aktywnie korzystać z rezerwy w sytuacji wysokich cen, jak rozumiem zwiększając podaż surowca z zamiarem zbicia ich do bardziej akceptowalnego poziomu. Wątpię, aby było to narzędzie skuteczne. Ceny są wysokie, a moc rafinerii ograniczona. Co prawda Grumet znajduje i na to wytłumaczenie – koncerny naftowe nie były zainteresowane zwiększaniem mocy rafinacyjnych, aby rafinacja była opłacalna – ale takie stwierdzenie niczego nie zmienia. Na marginesie, odnosząc się do wysokich cen benzyny na stacjach należy przypomnieć, że znaczną część kosztu benzyny w Europie stanowią różnego rodzaju podatki i parapodatki. Poniżej wykres pokazujący, jaki jest stosunek podatku do ceny litra benzyny w Wielkiej Brytanii.
Demokratyczny front-runner poza ropą naftową zamierza aktywnie promować rozwój ekologicznych źródeł energii oraz zmniejszanie emisji gazów cieplarnianych. Grumet tłumaczy jednak, iż Obama chce wspierać produkcję biopaliw drugiej generacji (biomasa i odpady), żeby uniknąć dylematu „jedzenie czy paliwo„, który pojawia się jako ogromny znak zapytania przy produkcji biopaliw z kukurydzy (czego wielkim entuzjastą jest obecny prezydent George W. Bush). I to mu się chwali, gdyż w wyniku istotnego wsparcia subsydiami produkcji biopaliw z kukurydzy, znacznie wzrosła cena tejże, co z kolei spowodowało drastyczną podwyżkę cen… tortilli w Meksyku – a stanowi ona główny składnik diety każdego Meksykanina. Po kieszeni dostali oczywiście najbiedniejsi.
Piotr Wołejko