W ubiegłą niedzielę, 20 maja, w Serbii odbyła się druga tura wyborów prezydenckich. Wbrew przewidywaniom zwyciężył w niej Tomislav Nikolić, reprezentujący Serbską Partię Progresywną (SNS), sytuującą się na prawo od centrum na serbskiej scenie politycznej. Nikolić pokonał urzędującego od 2004 r. Borysa Tadicia z centro-lewicowej Partii Demokratycznej (DS). Czy Nikolić odwróci proeuropejski kurs, po którym od blisko dekady żeglowała Serbia pod przywództwem Tadicia? Dlaczego Tadić przegrał, chociaż wydawał się być faworytem?
Nikolić – nowy image doświadczonego polityka
Nowy prezydent Tomislav Nikolić (na zdjęciu; źródło: Wikimedia Commons) to kontrowersyjna figura. Do niedawna był zdeklarowanym nacjonalistą, a pod koniec lat 90. ubiegłego wieku pełnił funkcję wicepremiera w rządzie koalicyjnym wspierającym prezydenta Milosevicia. Zanim powołał do życia SNS był jednym z liderów Partii Radykalnej (SRS), z którą rozstał się w 2008. Wtedy też rozpoczął transformację z pozycji skrajnie prawicowych na centro-prawicowe, zaczął też pozytywniej spoglądać na proces akcesyjny do Unii Europejskiej.
W wyborach parlamentarnych w dniu 6 maja partia Nikolicia zdobyła 24% głosów, ciesząc się największym poparciem wyborców (drugą pozycję zajęło ugrupowanie Tadicia, sięgając po 22% poparcia). Teraz trwa trudny proces tworzenia większości rządowej i żaden rezultat toczących się rozmów nie powinien być dla nas zaskoczeniem. Po deklaracji Nikolicia, iż zamierza kontynuować zbliżenie z Europą przywódcy europejscy naciskają na nowego prezydenta, by stworzył wielką koalicję z partią Tadicia (być może nawet z nim samym jako premierem).
Warto docenić, iż Nikolić nie tylko pozytywnie patrzy na UE, lecz przede wszystkim doprowadził do wyniszczenia ksenofobicznej, nacjonalistycznej Partii Radykalnej. Zdobyła ona zaledwie 4,63% głosów i nie wprowadziła do parlamentu ani jednego deputowanego. Nikolić wyprowadził więc wyborców z SRS, odrywając ich od prawej ściany i przywracając konstruktywnej polityce.
Przyczyny porażki Tadicia
Dlaczego Tadić przegrał, chociaż wydawał się faworytem (nie murowanym, ale jednak)? Wyniki pierwszej tury, gdy Nikolić przegrał z Tadiciem o włos (0,3%, przy 25% poparciu) wskazywały na wyrównaną walkę w dogrywce dwa tygodnie później. Tutaj okazało się, że dodawanie wyników różnych kandydatów potrafi być mylące. Elektorat przegranych, wbrew matematyce opartej na rezultacie pierwszej tury, nie zsumował się i nie dał Tadiciowi zwycięstwa. Urzędujący prezydent zdobył niespełna 49% głosów, przegrywając z Nikoliciem o kilkadziesiąt tysięcy głosów.
Na uwagę zasługuje zdecydowanie niższa frekwencja, która przekroczyła nieznacznie 46% (przy ponad 57% w pierwszej turze). Oznacza to, że setki tysięcy wyborców, potencjalnego elektoratu Tadicia, nie udały się do urn wyborczych. Zostali w domu i pozwolili tym samym wygrać Nikoliciowi. Jakie były powody takiego zachowania elektoratu?
Po pierwsze, trudna sytuacja gospodarcza Serbii. Niemal co czwarty zdolny do pracy Serb nie może znaleźć zatrudnienia, a zadłużenie zagraniczne kraju zbliża się do 20 mld euro. Po drugie, wyborcy Tadicia, w tym elita intelektualna i klasa średnia, mieli coraz bardziej dość często aroganckiego prezydenta, który wykazywał coraz mniej szacunku dla instytucji demokratycznego państwa. Tadicia dosięgła klasyczna pułapka władzy w postaci buty i pewności siebie implikujących lekceważenie zdania i uprawnień innych instytucji. Za rządów Tadicia marginalizacji uległo stanowisko premiera i ministra spraw zagranicznych, których główne kompetencje przejął prezydent.
Co dalej?
W trakcie kampanii wyborczej (a dnia 6 maja odbyły się zarówno wybory parlamentarne, jak i prezydenckie) padały ogólne hasła w postaci walki z korupcją i bezrobociem, jednak bez żadnych szczegółów. Tymczasem to właśnie szczegółowe rozwiązania mogą sprawić, że sytuacja gospodarcza obywateli i państwa serbskiego zacznie się poprawiać. Nowy prezydent będzie miał pełne ręce roboty na froncie wewnętrznym, a nie wiadomo, czy nie będzie musiał zmagać się z opozycyjnym parlamentem (a więc także i rządem). Na pewno nie ułatwiłoby to przeprowadzania potrzebnych zmian. Z drugiej strony, niektórzy komentatorzy obawiają się oddania Nikoliciowi pełni władzy. Z tego punktu widzenia wielka koalicja SPS z DS byłaby pożądana, jednak współpraca dwóch głównych rywali zawsze jest trudna i często odbija się negatywnie na jednym z partnerów (vide Niemcy).
W polityce zagranicznej główny kierunek, czyli UE, pozostanie bez zmian. Społeczeństwo serbskie po raz kolejny dało wyraz temu, iż widzi swój kraj w zjednoczonej Europie. W relacjach z Brukselą cierniem nadal będzie problem Kosowa. Belgrad pogodził się z utratą suwerenności nad Kosowem, lecz w żadnym razie nie akceptuje secesji i niepodległości. Serbowie wierzą, że utrata Kosowa jest tymczasowa. Są gotowi skupić się na innych problemach, głównie gospodarczych, jednak długoterminowo nie zmienia się ich podejście do Kosowa. Pojawia się więc pytanie, jak zachowa się Serbia, gdy Unia postawi sprawę Kosowa na ostrzu noża? Wejście do UE czy negacja? Z drugiej strony, kilka państw członkowskich nadal nie uznało niepodległości Kosowa (Hiszpania, Cypr) i nie zanosi się na to, że zmienią zdanie.
Pewne jest to, że w Serbii kończy się era Borysa Tadicia. Wymiana elit rządzących to jedno z podstawowych założeń demokracji. Jako Europejczycy powinniśmy się cieszyć, że w Serbii działa ona coraz lepiej.
Z tego miejsca chciałbym bardzo podziękować za współpracę mojej serbskiej koleżance Anji Stefanović, pochodzącej z Belgradu politolożce. Jej bezinteresowna życzliwość, otwartość i gotowość do odpowiadania na mnożące się pytania zasługują na najwyższe uznanie.
Piotr Wołejko