Never ending story na Ziemi Świętej

Forma bez treści. Tak wyglądają od blisko dekady wszelkie inicjatywy pokojowe na Bliskim Wschodzie. Czy można mówić o jakimkolwiek progresie, gdy nierozwiązane pozostają podstawowe problemy (granice, kwestie wody, prawo uchodźców do powrotu, status Jerozolimy), a jednocześnie tworzą się nowe, wraz z rozbudową kolejnych osiedli na Zachodnim Brzegu Jordanu? Palestyńczycy są na etapie budowania porozumienia narodowego między umiarkowanym Fatahem prezydenta Abbasa, a radykalnym Hamasem, uznawanym przez Stany Zjednoczone, Izrael i Unię Europejską za organizację terrorystyczną. Izraelczycy z kolei mają stabilną koalicję, która nie chce pokoju, bo rządzi dzięki poparciu elektoratu niezainteresowanego porozumieniem.

Proszę wyobrazić sobie taką sytuację – w  europejsko-amerykańskiej restauracji siedzi Izraelczyk i Palestyńczyk. Obaj – zgodnie – przed wspólną kolacją są optymistami co do jej przebiegu. Opowiadają o swojej otwartości do zapłacenia rachunku, a – w najgorszym przypadku – do podzielania się kosztami. Na koniec, gdy już kolacja została skonsumowana – przez minutę trwa kurtuazyjny cyrk pt. „ja zapłacę”, „nie, może jednak ja”, „ależ nalegam”. Tymczasem jednak żaden z rozmówców nie chce w rzeczywistości płacić i nagle okazuje się, że … nikt tego rachunku zapłacić nie zamierza – rozpoczyna się awantura. Kto pokryje rachunek? Unia Europejska, Stany Zjednoczone. Po powrocie do domów Izraelczyk i Palestyńczyk opowiadają o tym, że oni chcieli zapłacić większość rachunku, ale ta skąpa druga strona…. Jak się nie bierze portfela na kolację to trudno liczyć na to, że uda się za nią zapłacić.

Nie będzie pokoju bez ustępstw

Czasami najprostsze konstrukcje najlepiej oddają rzeczywistość. Tutaj posłużmy się dwoma banałami. Po pierwsze, aby dojść do porozumienia, wszystkie strony muszą tego chcieć, a po drugie, zawarcie pokoju będzie wymagało niezwykłej odwagi od negocjatorów, ponieważ – niezależnie od okoliczności – będzie to decyzja niepopularna w społeczeństwa, którą opozycja będzie nazywać zdradą narodową (skąd my to znamy?).

Z wolą „deklarowaną” jest całkiem nieźle. Premier Benjamin Netanjahu, a nawet minister Avigdor Lieberman zapewniają, że Izrael chciałby rozmawiać, ale …. nie ma z kim. Nie sposób odmówić im racji w tym miejscu, gdyż podział na Fatah rządzący na Zachodnim Brzegu Jordanu i Hamas panujący w Strefie Gazy uniemożliwia rozmowy, ponieważ strona palestyńska nie jest dostatecznie legitymowana.  Palestyńczycy próbują rozwiązać ten problem przeprowadzając rozmowy „koalicyjne”, ale tutaj znowu wkraczają Izraelczycy mówiąc, że nie zaakceptują pojednania i z rządem wspieranym przez terrorystów negocjować nie będą. I tak w kółko.  Najdobitniej oświadczył to premier Netanjahu zauważając, że Abbas ma do wyboru – albo negocjować z Izraelem albo z Hamasem. Hamas mógłby wejść do gry robiąc trzy rzeczy – (1)  oficjalnie akceptując pozycje negocjacyjną jako granice z roku 1967 (to też stanowisko Fatahu), (2) wstrzymując atak na Izrael, (3) dokonując rewizji Karty Hamasu określającej w dość jednoznaczny sposób postulowany los Izraelczyków.  Spełnienie pierwszych dwóch warunków zapowiedział lider Hamasu, Chaled Meszal. Oznacza to, że Hamas próbuje przejść na pozycję umiarkowaną. Czy Hamas dorośnie do kroku numer trzy czy cofnie się w rozwoju? Odpowie nam na to rok 2012.

Niezbyt rokuje również rząd izraelski, zbudowany na prawicowych i skrajnie prawicowych fundamentów (religijna partia Szas, Nasz Dom Izrael), które nie wyobrażają sobie tego, że Jerozolimą trzeba będzie się podzielić (czego naturalnie nie chce żadna ze stron), a – co najmniej większość – izraelskich osadników będzie się musiała wyprowadzić z Zachodniego Brzegu Jordanu. Netanjahu, bohater osadników, nie tylko nie wstrzymał budowy nowych osiedli, ale jeszcze ją przyspieszył. Pokoju nie będzie, ale Likud może być spokojny o swój wynik wyborczy.

Jedna i druga strona są nieskłonne do oficjalnych ustępstw, bo zapłaciłyby za to słono w polityce wewnętrznej. Zwłaszcza premierowi Netanjahu brakuje odwagi Ariela Szarona. To jak na polskiej scenie politycznej podczas ostatniej kampanii – my mieliśmy debaty na temat debat, a na Bliskim Wschodzie mają negocjacje na temat negocjacji. Kto i co musi zrobić, aby rozpoczęły się rozmowy. Pokój jest tylko dla odważnych, a tych brakuje.

Co może zmienić sytuację na Bliskim Wschodzie?

Diagnoza jest więc brutalna – jeżeli nie dojdzie do zmian w postawie jednej i drugiej strony – pokoju nie będzie. Wzajemne zrozumienie, podobnie jak zaufanie, jest obecnie zerowe.

Co jednak mogło by zmienić rozgrywkę?

  1. odważna polityka Baracka Obamy wobec Izraela – albo zaczniecie poważnie rozmawiać, albo będziemy obcinać fundusze – bardzo mało prawdopodobne ze względu na Republikanów wspierających jeszcze mocniej Izrael oraz przyszłoroczne wybory prezydenckie
  2. analogiczna groźba UE, Stanów Zjednoczonych i sponsorów arabskich wobec Palestyńczyków – ten punkt w przypadku dojścia do skutku punktu numer 1;
  3. zmiana koalicji w Izraelu – Kadima wchodzi na miejsce Szasu i Naszego Domu Izrael;
  4. Hamas wyrzekający się terroryzmu i zmieniający swoją Kartę;
  5. uświadomienie sobie przez Izrael, że środowisko międzynarodowe zmienia się na jego niekorzyść – protesty w Syrii, Egipt, zdecydowana Turcja.

Nawet przy spełnieniu wszystkich tych warunków ciężko zagwarantować pokój. Na pewno jednak byłyby katalizatorem zmartwychwstania procesu pokojowego.

Tymczasem najlepsze życzenia dla Piotra z okazji 5-lecia jego bloga Dyplomacja!

Patryk Gorgol

 

Bloger i publicysta piszący o sprawach międzynarodowych, student prawa i stosunków międzynarodowych na Uniwersytecie Warszawskim, prezes Interdyscyplinarnego Koła Naukowego Dyplomacji i Prawa. Autor bloga Kącik Dyplomatyczny.

Share Button