Dzień 16 września 2008 roku może być wyjątkowym dniem w historii Malezji. Jeśli liderowi opozycji Anwarowi Ibrahimowi uda się zebrać wystarczającą liczbę deputowanych, rządząca od 1957 roku – czyli od początku niepodległości – koalicja Barisan Nasional (BN) straci władzę. Przejście do opozycji, po pięciu dekadach rządów, będzie szokującym doświadczeniem dla członków dominującej w BN partii, United Malay National Organization (UMNO).
Dramat UMNO rozpoczął się dokładnie pół roku temu, kiedy w wyborach przeprowadzonych dnia 8 marca opozycyjna koalicja złożona z partii mniejszości narodowych (Hindusów i Chińczyków) oraz partii islamistycznej zdobyła 37 procent głosów. Tym samym stan posiadania opozycji w jednoizbowym parlamencie zwiększył się do 81 mandatów (na 222). Barisan Nasional utraciła konstytucyjną większość 2/3 głosów w parlamencie, którą posiadała od lat 60. ubiegłego wieku. Co więcej, opozycja przejęła kontrolę nad pięcioma (z trzynastu) prowincjami federacji.
Zwycięstwo wyborcze UMNO było jednocześnie porażką, którą swoją głową przypłaci lider ugrupowania oraz urzędujący premier Abdullah Badawi. Już zmuszono go do ustąpienia miejsca swojemu zastępcy, Najibowi Razakowi, w 2010 roku. Badawi może jednak nie doczekać 2010 roku, a Razak pozostać premierem in spe w rodzaju niedoszłego premiera z Krakowa. Oto bowiem rękawicę UMNO oraz Badawiemu osobiście rzucił Anwar Ibrahim (na zdjęciu), lider zjednoczonej opozycji, który w wyborach uzupełniających do parlamentu, które odbyły się pod koniec sierpnia, bez problemu pokonał wystawionego przez koalicję rządzącą kandydata.
Miejsca w parlamencie ustąpiła Anwarowi jego żona, zarazem szefowa głównej partii opozycyjnej – Ludowej Partii Sprawiedliwości (PKR) Wan Azizah. Anwar zdobył nawet większą przewagę nad swoim przeciwnikiem i tryumfalnie powrócił do parlamentu, spełniając tym samym podstawowy warunek realizacji swojego planu przejęcia władzy z rąk Barisan Nasional. Plan Anwara jest odważny i ryzykowny, rzekłbym nawet – bezczelny. Były minister finansów zamierza bowiem przekonać ok. 40 deputowanych BN do przejścia na jego stronę, pozbawiając tym samym niezbędnej większości parlamentarnej premiera Badawiego. Jako ostateczną datę powodzenia swojego planu Anwar wyznaczył właśnie 16 września. Wtedy ma się wyjaśnić, czy uzyska wystarczające poparcie i zakończy trwające pięć dekad rządy koalicji Barisan Nasional.
W międzyczasie Badawi i jego koledzy nie zasypiali gruszek w popiele. Przeciwko Anwarowi ponownie podniesiono zarzuty o sodomię (stosunki homoseksualne), o które oskarża go jeden ze byłych współpracowników. Zakazano także publikacji znanego miejscowego uczonego, zablokowano dostęp do najbardziej znanego bloga Malaysia Today, a sąd nakazał właścicielowi bloga ujawnienie swoich źródeł oraz tożsamości komentujących. Atmosfera zdecydowanie się zagęściła, a sam Anwar przez chwilę szukał schronienia w tureckiej ambasadzie.
Ponowienie oskarżeń o sodomię (pierwsze pojawiły sięw1998 roku, kiedy Anwar posprzeczał się z ówczesnym premierem Mahatirem) zostało odebrane jako atak na demokrację i spotkało się z powszechną krytyką w kraju i na świecie. Premier Badawi musiał publicznie zapewniać, że Anwarowi nic nie grozi, a sprawa będzie prowadzona zupełnie apolitycznie. Można powiedzieć, że chwycenie się brzytwy przez rządzących nie wypaliło, a poparcie dla lidera opozycji tylko wzrosło.
Aby zapobiec ucieczce deputowanych koalicji na stronę opozycji BN zarządziło wyjazd ponad 40 deputowanych na Tajwan, gdzie ma odbywać się 8-dniowa „misja studyjna” dot. rolnictwa. Nikt z szeregów BN tego nie przyzna, ale gołym okiem widać, dlaczego akurat teraz ma miejsce taki wyjazd parlamentarzystów. Rządzący robią wszystko, aby utrzymać się przy władzy. Jednak czy wyekspediowanie jednej trzeciej swoich deputowanych na Tajwan nie jest oznaką słabości oraz powagi sytuacji? Czy zakulisowe działania Anwara Ibrahima stały się tak groźne, że należało posunąć się do rejterady na Tajwan?
Sam Ibrahim zapewnia, że nie wszyscy politycy Barisan Nasional, w szczególności UMNO, są mile widziani. Jesteśmy otwarci, ale nie przyjmiemy do siebie osób oskarżanych o korupcję i inne przestępstwa – zapewnia lider opozycji w wywiadzie dla Asia Times. Twierdzi też, że jego rząd nie będzie prowadził polityki proamerykańskiej, o co oskarżają go obecny i poprzedni premier – Badawi i Mahatir. Jednocześnie Anwar przedstawia swoje credo w polityce wobec Stanów Zjednoczonych – mam wyrobione zdanie odnośnie Iraku i amerykańskiej polityki zagranicznej, musimy jednak rozmawiać, Ameryka to ważny partner handlowy. Dla lidera opozycji priorytetem jest gospodarka oraz demokratyzacja.
Jakie są szanse Anwara Ibrahima na odebranie władzy koalicji, która niepodzielnie rządzi Malezją od pięciu dekad? Jeśli wczytać się w artykuły na Malaysia Today, całkiem spore. Jak jest naprawdę, okaże się właśnie 16 września. W depeszy Reutersa można znaleźć stwierdzenie, jakoby wywiezienie koalicyjnych deputowanych na Tajwan stanowiło świetną wymówkę dla Anwara, jeśli jego plan zakończy się fiaskiem. Porażka jest jedną z opcji. Jednak polityczna zmiana warty w Malezji jest bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. O ile opozycja nadal będzie zjednoczona (a tworzą ją różne grupy i mniejszości narodowe, zjednoczone głównie opozycją wobec rządzących), dni rządzących są policzone.
Piotr Wołejko