Putin Superstar, chciałoby się rzec po wizycie rosyjskiego premiera w Polsce z okazji 70. rocznicy wybuchu drugiej wojny światowej. W zasadzie można było stracić z oczu obchody na Westerplatte, które stały się dalekim tłem dla NIEGO – Władimira Putina.
Sporo już na ten temat napisano, więc nie chcę zbyt długo się rozwodzić. Putin z jednej strony wykonał kilka gestów w naszą stronę; z drugiej, pozostał nieugięty w kwestii innych wydarzeń historycznych. Zanim przyjechał, napisał dla Gazety Wyborczej list, który pozwolił polansować się temu tytułowi przez kilka ładnych dni. Ogólny bilans obecności Putina w Polsce należy ocenić jednoznacznie pozytywnie. Nie tylko usłyszeliśmy trochę miłych naszym uszom słów, ale przywódcy Polski i Rosji mogli osobiście porozmawiać. A jest o czym, więc nawet te kilkadziesiąt minut jest istotne.
Krytykanci oczywiście stwierdzą, że wizyta Putina nic nie dała, a nawet przyćmiła wydarzenie, z okazji którego wielu zagranicznych przywódców gościło na Westerplatte. Cóż, oprawa medialna była taka, jakbyśmy wyprawiali Władimirowi Władimirowiczowi huczne urodziny, ale to tylko i wyłącznie wina naszych gazet, stacji radiowych i telewizyjnych. Dziennikarze reagowali na każde, nawet najgłupsze i najbardziej bezpodstawne oskarżenia kierowane pod adresem Polski przez niby-historyków i propagandzistów z rosyjskich mediów czy groteskowe wybryki szefa wywiadu zagranicznego L. Sworcowa. Niestety, ale jestem już przyzwyczajony do głupoty mediów oraz zatrudnionych w nich dziennikarzy i publicystów. Grali tak, jak im w Moskwie zagrano.
W drugiej części wpisu słów kilka o artykule, którego – jak mniemam – bezpośrednim przyczynkiem był wpis na moim blogu. Michał Wiśniewski już w tytule wykłada kawę na ławę – „Jedynie neokonserwatyści gwarancją dla Polski„. Tekst napisany z zębem, szybko i gładko się czyta. Niestety, kto gładko łyknie postawione tam tezy i argumenty na ich obronę, jest naiwny jak ci, którzy liczyli na to, że na Westerplatte Putin uklęknie i będzie prosił o wybaczenie za krzywdy narodu polskiego, do których ZSRR przyłożył swą rękę.
Prawdziwe w tekście Michała jest tylko stwierdzenie, że w filozofii neokonserwatystów potrzebni są sojusznicy, którzy będą razem z Amerykanami realizować określone cele polityczne. Niestety dla nas, z tego zaangażowania po stronie Waszyngtonu mamy niewiele poza problemami. Ktoś, kto wskaże realne korzyści z udziału polskich wojsk w misji stabilizacyjnej w Iraku, zasługuje na nagrodę. To samo z Afganistanem, który z powodu błędów poprzedniej amerykańskiej administracji stał się polem walki, której praktycznie nie można wygrać.
Co mamy z kosztownych eskapad w miejsca, których przeciętny Polak nie umiałby zlokalizować na mapie świata? Chyba tylko słynne słowa ubiegającego się wówczas o reelekcję prezydenta Busha – „You forgot Poland” (Zapomniał Pan o Polsce) – skierowane do Johna Kerry’ego, demokratycznego konkurenta w wyścigu prezydenckim. Nie załatwiliśmy nic znaczącego dla naszej armii, choć ministrowie obrony i spraw zagranicznych przedstawiali administracji Busha rozmaite listy życzeń, propozycje i żądania. Otrzymaliśmy kilka sztuk transportowych Herculesów, które nadają się od razu do remontu.
Najważniejsi Polscy politycy mieli problem, aby w ogóle spotkać się z prezydentem Bushem i musieli zadowolić się przysłowiowymi „pięcioma minutami” i uściskiem dłoni prezydenta, przemieszczającego się właśnie na spotkanie bardziej istotne od rozmowy z jednym z najwierniejszych sojuszników w generalnie antyamerykańskiej Europie. Nie załatwiliśmy nawet tak małej i technicznej sprawy jak zniesienie wiz dla obywateli polskich podróżujących do Stanów Zjednoczonych. Mówiąc wprost, relacje polsko-amerykańskie za rządów Busha, gdy neokonserwatyści byli niemal wszechmocni, wyglądały jak w starym żarcie z głębokiej komuny, z tą różnicą, że miejsce Związku Radzieckiego zajęła Ameryka: my dajemy Sowietom lokomotywy, a w zamian oni biorą od nas węgiel.
Zainteresowanie administracji Busha Europą Środkowo-Wschodnią było większe niż obecnej administracji, a początkową współpracę z Rosją zastąpiła twarda rywalizacja, ale Bushowi zabrakło czasu, aby dokończyć realizację swego oczka w głowie – tarczy antyrakietowej. W efekcie, instalacji najpewniej nie będzie, a Polska i Czechy (po trosze z własnej winy) zostały wystawione do wiatru. Prawda jest jednak taka, że Obama nie udaje, że czegoś od nas oczekuje i że da nam coś w zamian. Wiemy teraz przynajmniej, na czym stoimy. Nie musimy tkwić w wiernopoddańczym skłonie aż poczujemy dyskomfort w krzyżu.
Okres wielkich wpływów neokonserwatystów w USA przyniósł Polsce niewiele dobrego. Zamiast czekać na ich powrót, należy zdefiniować wreszcie, czego od Ameryki chcemy i jak możemy osiągnąć nasze cele. Polityka oparta na myśleniu życzeniowym oraz dość romantycznym podejściu braterstwa idei oraz działaniu bez wiedzy o tym, co dostaniemy w zamian okazała się fiaskiem.
Piotr Wołejko