Julia Tymoszenko zapowiedziała udział w majowych wyborach prezydenckich na Ukrainie. O ile nieoznakowani żołnierze Putina nie zaczną odkrajać kolejnych skrawków ukraińskiego terytorium, 25 maja w szranki obok Julii staną także były bokser Witalij Kliczko oraz oligarcha Petro Poroszenko. Dawną ekipę Wiktora Janukowycza ma reprezentować Serhij Tihipko. Sondaże faworyzują Poroszenkę, dając mu między 25 a 30% głosów. Pozostali kandydaci mogą liczyć na jednocyfrowe poparcie.
Julia na Euromajdanie (źródło: Mstyslav Chernov/Wikimedia Commons)
Pierwsze, co rzuca się w oczy, gdy przyglądamy się liście kandydatów, to deficyt „nowych twarzy”. Poza Kliczką, który jest jednak wielką niewiadomą (plus dla niego, że pieniędzy dorobił się sam, a nie dzięki rozmaitym układom) pod względem poglądów na kluczowe sprawy (nie mówiąc o szczegółowych rozwiązaniach), widzimy stare, zgrane nazwiska. Ukraińcy znowu mają wybór między oligarchami i kłótliwymi politykami, efekty pracy których wyprowadziły ich na Majdan. Jest jasne, że ani Poroszenko, ani Tihipko, ani tym bardziej Julia Tymoszenko nie wprowadzą istotnych reform, czy na poważnie walczyć z korupcją.
Prawdziwe oblicze Tymoszenko
Sam fakt zgłoszenia chęci udziału w wyborach przez Julię Tymoszenko oceniam negatywnie. Jako osoba współodpowiedzialna za klęskę Pomarańczowej Rewolucji, do tego mająca całkiem dobre relacje z Władimirem Putinem, Tymoszenko nie powinna już odgrywać żadnej istotnej roli na Ukrainie. Jej wyniszczająca wojna z Wiktorem Juszczenką najpierw pozwoliła powrócić do władzy Wiktorowi Janukowyczowi i Partii Regionów, a następnie zawiodła ją za kratki (pretekst: niekorzystna umowa na dostawy gazu z Rosji, którą Julia dogadywała bezpośrednio z Putinem).
źródło: www.kremlin.ru/Wikimedia Commons
Polacy powinni pamiętać, że gdy Julia była premierem, stosunki polsko-ukraińskie były co najwyżej „letnie”. Tymoszenko przedkładała relacje z Niemcami ponad te z Polską, chociaż to Warszawa była i jest największym adwokatem Ukrainy w Unii Europejskiej. Wbrew oczekiwaniom Warszawy, Tymoszenko wcale nie spieszyło się ku Europie. Duże wątpliwości wzbudza także dziwna „słabość” Władimira Putina do Julii. Może chodzi o dawne zajęcie byłej premier, która w latach 90. była „magnatem gazowym” (handel z Rosją), a może o coś innego. Na pewno Putin sprzeciwiał się wendetcie Janukowycza na Tymoszenko, a po jej uwolnieniu zapraszał ją do Moskwy. Może scenariusz Putina wygląda tak, że po aneksji Krymu zechce osadzić na fotelu prezydenta Julię Tymoszenko, która pozornie jest prozachodnia, ale gwarantuje utrzymanie rosyjskich wpływów i realizację interesów Kremla? Wiadomo przecież, że triumf jakiegokolwiek kandydata Partii Regionów jest w zasadzie niemożliwy, Kliczko jest niewiadomą także dla Putina, a Poroszenko – jako oligarcha – to raczej krótkodystansowy frontrunner sondaży niż kandydat, którego należy traktować poważnie.
Czy Majdan przegra po raz drugi?
Powrót starej gwardii Majdanu, oligarchia, dawny układ czy wielka niewiadoma w osobie Witalija Kliczki? Niestety, Euromajdan nie wykreował żadnego lidera, który mógłby realnie myśleć o rywalizacji z wyżej wymienionymi. Istnieje wielkie prawdopodobieństwo, że wielki entuzjazm, sprzeciw wobec skorumpowanym władzom, a przede wszystkim setka ofiar, nie przyniosą spodziewanej zmiany. Że wszystko to znowu pójdzie na marne. Mimo wielkiej mobilizacji, to Władimir Putin ma większą szansę na takie rozdanie kart, po którym odejdzie od stołu usatysfakcjonowany. A Zachód nie kiwnie palcem, żeby temu zapobiec. Ważniejsze są kontrakty niemieckich i francuskich przedsiębiorców oraz interesy brytyjskich finansistów. Nikt nie zamierza nawet udawać, że chce nacisnąć na odcisk Rosji.
Piotr Wołejko