Druga gospodarka świata, niegdysiejszy synonim dobrobytu, dynamicznego wzrostu gospodarczego oraz politycznej stabilizacji – Japonia, określana także mianem Kraju Kwitnącej Wiśni, nie ma się najlepiej. Problemy tkwią bardzo głęboko w systemie politycznym Japonii, w jej kulturze politycznej.
W Tokio, i jest to ewenement na skalę światową, praktycznie nieprzerwanie od zakończenia II wojny światowej rządzi jedna partia – Liberalno-Demokratyczna Partia Japonii (LDP). Druga osobliwość to fakt, iż tylko raz zdarzyło się, aby funkcję premiera piastował polityk urodzony już po II wojnie światowej. Był nim Shinzo Abe, który okazał się wyjątkowo marnym szefem rządu [więcej o odejściu Abe w moim wpisie z 21 września ub.r – Przegrany Abe]. Nie poradził sobie zupełnie jako następca charyzmatycznego Junichiro Koizumiego, prowadząc partię do upokarzającej porażki w wyborach do izby wyższej parlamentu. I tu kolejne dziwo – LDP pierwszy raz w historii straciła większość w tejże izbie. Na koniec warto wspomnieć, że Koizumi był najdłużej urzędującym premierem w czasach powojennych – rządził przez 5,5 roku.
System polityczny w Japonii jest skostniały, a ordynacja wyborcza skonstruowana w taki sposób, aby słabo zaludnione dziś obszary rolnicze były nadreprezentowane kosztem aglomeracji miejskich. Rolnicy to tradycyjny elektorat LDP, a regiony o rolniczym charakterze są notorycznie przekupywane przez polityków. Sposobów przekupstwa jest wiele, a najskuteczniejszym są wydatki infrastrukturalne – budowanie dróg i mostów (które najczęściej donikąd nie prowadzą – takie jest powszechne przekonanie) oraz taka konstrukcja decentralizacji państwa, która pozostawia centrum (rządowi) decydowanie o ok. 80 procentach budżetów jednostek na szczeblach prowincjonalnych i lokalnych.
Ordynację wyborczą częściowo udało się zmienić reformatorskiemu Junichiro Koizumiemu – stąd między innymi sukces opozycyjnej Demokratycznej Partii Japonii (DPJ) w zeszłorocznych wyborach – ale system politycznej korupcji nadal trwa w najlepsze. Poza tym, DPJ niewiele różni się od LDP. Wielu polityków DPJ należało niegdyś do LDP, a lider Demokratycznej Partii Japonii Ichiro Ozawa był swego czasu jednym z liderów Liberalno-Demokratycznej Partii Japonii.
Ozawa jest jednocześnie największą siłą i największym balastem DPJ. Po przejęciu kontroli nad izbą wyższą parlamentu (w Japonii obie izby mają bardzo podobne kompetencje; jeśli izba wyższa nie zgodzi się na propozycje izby niższej, izba niższa musi większością 2/3 odrzucić weto izby wyższej) Ozawa zamiast pójść za ciosem, próbował w cieniu gabinetów zawrzeć wielką koalicję z… LDP. Kiedy cała sprawa wyszła na jaw, w obliczu sprzeciwu w łonie własnej partii, Ozawa ustąpił ze stanowiska jej szefa, żeby… powrócić do niej wkrótce, po usilnych namowach ze strony polityków DPJ. Wszystko to brzmi strasznie skomplikowanie i niewiarygodnie, ale tak właśnie było.
Problemem Japonii jest to, że zarówno Ozawa, jak i Fukuda nie są liderami zdolnymi do przeprowadzenia reform. Nie tylko nie mają siły, aby tego dokonać, ale nie mają takiej politycznej woli. Co więcej, ich własne partie wydają się być zadowolone z obecnego stanu rzeczy – który można określić bezwładem państwa. W łonie LDP i DPJ królują frakcje, z których każda ma częściowo odmienne interesy. W efekcie, choć LDP rządzi od kilku dekad, zawsze część deputowanych tej partii jest w mniej lub bardziej oficjalnej opozycji w stosunku do własnego rządu. Sytuacja ta sprawia, że przeprowadzenie nawet najprostszych i najbardziej potrzebnych reform bardzo trudne, a proces ich wprowadzania trwa bardzo długo.
Z własną partią walczył Junichiro Koizumi. Można powiedzieć, że wygrał – zmienił ordynację wyborczą, a prywatyzacja poczty i państwowego ubezpieczyciela jest w toku. Musiał jednak posunąć się do szantażu wyborczego i doprowadził do rozłamu w partii, a dziś jest jednym z szeregowych deputowanych, zasiadających w tylnych rzędach.
Nie można jednak przekreślać Koizumiego. Byłby to ogromny błąd. Nadal ma posłuch w partii, zwłaszcza wśród młodszych polityków, o bardziej reformatorskim nastawieniu. Młodzi reformatorzy stanowią także silną grupę w ramach Demokratycznej Partii Japonii. Współpraca międzypartyjna pomiędzy reformatorami kwitnie, w mniej lub bardziej sformalizowany sposób.
Pojawiają się informacje, jakoby niezadowoleni z rządów partyjnej gerontokracji w obu największych partiach mieli stworzyć nowe ugrupowanie. Swoje błogosławieństwo nowej partii miałby dać właśnie Junichiro Koizumi, a kandydatem na premiera i liderem ugrupowania zostałby Kaoru Yosano, minister finansów w rządzie Koizumiego. Sam ex-premier, z racji swojej kontrowersyjności, chce uniknąć świateł reflektorów. Za jego rządów bardzo ochłodziły się chociażby relacje z Chinami oraz Koreą Południową.
Rozważania o nowej formacji mogą pozostać tylko na papierze. Coraz więcej wskazuje jednak na to, iż japoński system polityczny wymaga gruntownych zmian. Jeśli nie teraz, to już wkrótce reformatorzy stworzą jednolity front i przypuszczą szturm na okopane na swoich pozycjach elity z LDP i DPJ. Niezbędna reforma systemu politycznego jest niezbędnym warunkiem dla przeprowadzenia poważnych reform gospodarczych. Japonia nie korzysta z wielu osiągnięć ery globalizacji, a wiele rozwiązań prawnych ustawia ją w pozycji outsidera (co odzwierciedla chociażby wyjątkowo słaba sytuacja głównego indeksu giełdowego Nikkei oraz dramatycznie niski wzrost gospodarczy na przestrzeni ostatniej dekady). Im szybciej nadejdą zmiany, tym lepiej dla Japonii.
Piotr Wołejko