Na początku bieżącego roku wiele osób w Polsce emocjonowało się wyborczą rywalizacją o fotel prezydenta Ukrainy. Zwycięzcą okazał się Wiktor Janukowycz, lider tak zwanych Niebieskich, a przegraną Julia Tymoszenko, reprezentująca mocno poobijany obóz Pomarańczowych. Komentując w lutym wyniki wyborów napisałem, iż nie ma dramatu w związku z sukcesem Janukowycza, a oczekiwany przez niektórych całkowity zwrot ku Moskwie nie nastąpi.
Pod koniec kwietnia przekonywałem natomiast, iż zgoda Ukrainy na przedłużenie stacjonowania rosyjskiej Floty Czarnomorskiej na Krymie nie oznacza sprzedaży suwerenności w zamian za tymczasową obniżkę ceny importowanego z Rosji gazu. Było to bardzo pragmatyczne, choć wymuszone okolicznościami (trudna sytuacja finansów państwa, zapaść gospodarcza) posunięcie, które pozwoliło zyskać chwilowy oddech. Przy obecnym poziomie zależności Ukrainy od rosyjskiego gazu trudno spodziewać się wycofania rosyjskiej floty z Sewastopola.
Gdy ja pisałem o racjonalnych posunięciach ekipy Janukowycza, niektórzy polscy komentatorzy rozdzierali szaty, pisząc o tym, że „sprzedano niepodległość Ukrainy” i że wszyscy eksperci próbujący „oddemonizować Janukowycza” głęboko się mylili. Jeden z przykładów takiego myślenia znajdziecie tutaj. Tymczasem, mijają kolejne dni prezydentury Janukowycza, a Kijów wcale nie stał się rosyjskim wasalem. Celnie zauważa to Andrzej Talaga w weekendowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej. Talaga napisał m.in.:
„Ukraina pod rządami Pomarańczowych nie przeprowadziła reform, które pozwoliłyby jej rzeczywiście, a nie deklaratywnie, ubiegać się o członkostwo w Pakcie [a propos rezygnacji ze starań o NATO – przyp. P.W.]. Nie miała na to szans, co potwierdził szczyt Sojuszu w Bukareszcie, większość ludności kraju – jak pokazują sondaże – opowiadała się ponadto przeciwko akcesji. W takiej sytuacji obóz Janukowycza niczego nie zmienił, nazwał tylko rzeczy po imieniu. Władze nie zerwały jednak współpracy z Sojuszem, w czasie wizyty Miedwiediewa w Kijowie Rada Najwyższa przegłosowało zgodę na wspólne manewry z NATO, uznała też za cel strategiczny wstąpienie do Unii Europejskiej„.
Czy można uznać te posunięcia za prorosyjskie? Jak pisze Talaga, „Moskwa będzie zadowolona z rzekomego wyrwania Ukrainy z natowskich objęć, w których faktycznie nigdy nie była„. Janukowycz zarówno ws. rosyjskiej floty, jak i NATO, nie oddał Rosji nic, czego wcześniej nie miała. Jednocześnie, w żadnej innej istotnej kwestii rzekomo prorosyjski prezydent Moskwie nie ustąpił. Podsumowując pierwsze sto dni prezydentury Janukowycza, brytyjski The Economist zauważył niewielki entuzjazm lidera Niebieskich w nawiązywaniu bliższej współpracy z rosyjskim Wielkim Bratem. W kwestii gazowej, a więc najbardziej drażliwej, Janukowycz odrzucił rosyjską propozycję połączenia Gazpromu z Naftohazem, sprzeciwia się także budowie podwodnego odpowiednika Gazociągu Północnego – South Stream.
Płacz nad „utratą Ukrainy”, dość popularny w Polsce w ostatnich miesiącach, okazał się przedwczesny. Można to było przewidzieć, jednak niektórzy zamiast realistycznej analizy woleli dramatyzować i posługiwać się daleko idącymi uproszczeniami.
Piotr Wołejko