Silvio Berlusconi, na czele centroprawicowej koalicji, najpewniej powróci do władzy. Obejmie po raz trzeci urząd premiera. Być może przetrwa na szczycie dłużej od swojego poprzednika, Romano Prodiego, który rządził zaledwie przez 20 miesięcy. Niestety dla Włochów, powrót medialnego magnata i jednego z najbogatszych ludzi w Italii do władzy nie wróży nic dobrego.
Okres rządów Berlusconiego i skupionej wokół jego partii Forza Italia prawicowej koalicji był okresem zastoju i braku reform. Berlusconi nie podjął żadnej odważnej, reformatorskiej decyzji. Gospodarka rozwijała się w tempie mniejszym niż 1 procent, a w roku 2006 – kiedy Silvio oddawał władzę po minimalnej porażce w wyborach parlamentarnych – tempo wzrostu wyniosło 0,1 procenta.
Nie chce mi się nawet przytaczać przedwyborczych obietnic Berlusconiego, gdyż nie miały one żadnego pokrycia w jego późniejszych działaniach. Teraz będzie zapewne podobnie. Silvio lubi być w świetle reflektorów, na szczycie, ale zamiast rządzić dba tylko o własne interesy. Wiele złego można powiedzieć o centrolewicowej koalicji, złożonej z dziewięciu partii, skleconej wokół jednej idei – twardej opozycji wobec Berlusconiego. Lewica jednak zdecydowała się na kilka posunięć, które były krokami w dobrą stronę – mam tu na myśli pewne zmiany podatkowe oraz racjonalizację wydatków. Było to za mało i za późno, ale przynajmniej było.
Obecne hasło wyborcze Berlusconiego – „Powstań, Italio!” – jest chwytliwe i dość skuteczne. Niestety, pod rządami Silvia Italia nie powstanie z kolan i nie ruszy do przodu. Ogromny dług publiczny, powolny wzrost gospodarczy, nieelastyczny rynek pracy, zdominowane przez korporacje grupy zawodowe, bardzo silne związki zawodowe, panosząca się w kraju mafia – długo by wymieniać problemy Włoch – nie znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Chory człowiek współczesnej Europy – Italia, pozostanie na kolanach, a w zasadzie na łopatkach. Zaledwie kilka tygodni temu Włochami wstrząsnęła informacja o tym, że pod względem PKB per capita Italię wyprzedziła Hiszpania. Ta sama Hiszpania, która dwie dekady temu była gospodarczym pariasem Wspólnot Europejskich. Pariasem, który stał się prymusem i wyprzedził starego mistrza.
Teatr polityczny w postaci wyborów i zmian na fotelu premiera zdają się nie mieć wielkiego przełożenia na codzienne życie Włochów. Mieszkańcy Italii nauczyli się żyć bez państwa, a nawet wbrew państwu. I choć osobowość jednego czy drugiego lidera może ich porywać, są to tylko chwilowe pozory. Ktokolwiek bowiem dostaje okazję do rządzenia, efekt jest taki sam – brak zmian.
Piotr Wołejko