Takie słowa wypowiedział dzisiaj w irańskiej telewizji prezydent Islamskiej Republiki Iranu Mahmud Ahmadineżad. „Nasze działania są legalne, więc dlaczego mielibyśmy wstrzymywać prace?” – zapytał retorycznie i dodał, że w razie zastopowania prac nad wzbogacaniem uranu, nie byłoby żadnego powodu do rozmów [z Zachodem]. Doniosła o tym agencja Reutera.
Jednocześnie możemy przeczytać na internetowych stronach IRNA (Islamic Republic News Agency), że irański negocjator ds. programu nuklearnego – Ali Larijani – zapewniał, iż „Nawet gdyby prezydent Stanów Zjednoczonych zapewnił Iranowi gwarancje bezpieczeństwa, Teheran nie powstrzyma prac nad wzbogacaniem uranu„. Zarazem dodał, że „nie potrzebujemy amerykańskich gwarancji bezpieczeństwa, a obu spraw nie można łączyć„. Irański oficjel odniósł się także do propozycji Javiera Solany, wysokiego przedstawiciela UE ds zagranicznych, który proponował, aby Iran wstrzymał prace nad wzbogacaniem uranu w zamian za obietnicę braku forsowania kolejnej (trzeciej już) rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Larijani stwierdził, że rezolucja będzie odbierana jako naruszenie traktatów o pokojowym wykorzystaniu atomu. Na marginesie należy zauważyć, że groźba ze strony przedstawiciela UE jest zaprawdę komiczna, gdyż Iran nie wykonał postanowień wcześniejszych dwóch rezolucji Rady Bezpieczeństwa i nie poniósł z tego powodu żadnych konsekwencji. Co prawda Stany Zjednoczone (zdecydowanie) i Unia Europejska (mniej zdecydowanie) nałożyły szereg ekonomicznych sankcji na Islamską Republikę, jednak w niczym nie wpłynęło to na postawę władz w Teheranie.
Główny irański negocjator po raz kolejny powiedział też, że Iran nie ma najmniejszego zamiaru prowadzić prac nad zbudowaniem bomby atomowej, „inaczej, niż w przypadku Korei Północnej”. Larijani wskazał również na wypowiedzi imama Chomeiniego oraz najwyższego przywódcy Chameneiego, którzy potępiali istnienie i użycie bomby atomowej.
Argument o Korei Płn. brzmi dość zabawnie, gdyż tylko dzięki intensywnej współpracy z Phenianem, Iran poczynił błyskawiczne postępy w swoim programie rakietowym. Na bazie koreańskich rakiet Taepodong i Nodong powstały irańskie odpowiedniki, m.in. Shahab. Pół roku temu wiele mówiło się także o wystrzeleniu przez Iran pierwszego satelity w przestrzeń kosmiczną (co oznaczałoby ogromny postęp w budowie rakiet balistycznych, czyli mogących przenosić głowice atomowe na bardzo dalekie odległości), ale okazało się to tylko plotką. Współpracy na linii Teheran-Phenian nie da się jednak zaprzeczyć, stąd uzasadniona podejrzliwość Zachodu (głównie USA) w kwestii irańskiego programu nuklearnego. Amerykanów może też niepokoić irańska retoryka, która często ma wymowę prowokacyjną. Jak kilkakrotnie pisałem (Ajatollahowie ze strachem w oczach, Iran nie jest tak mocny, jak się wydało, W co gra Teheran?) słabnące władze ultrakonserwatystów liczą na sprowokowanie jakiekogolwiek ataku Ameryki lub Izraela, gdyż tylko w taki obrót spraw pozwoliłby im utrzymać się przy władzy.
Nie można jednak przyjmować optyki niektórych polityków i ekspertów, dla których budowa przez Iran bomby atomowej to pewnik, a nieznany pozostaje tylko stopień zaawansowania prac nad nią. Badania irańskiej opinii publicznej przeprowadzone przez WorldPublicOpinion.org wskazują, że dla zdecydowanej większości Irańczyków (84%), kwestia rozwoju programu nuklearnego jest bardzo istotna. Prawie 7 na 10 Irańczyków uważa również, że traktat o nieproliferacji broni jądrowej (NPT) to dobry pomysł i popiera uczestnictwo Iranu w systemie stworzonym w ramach tego traktatu. Jednocześnie, Irańczcy są pewni, iż broń jądrowa w przeciągu 50 lat znajdzie się w posiadaniu większej liczby państw, niż dzisiaj, ale zaledwie 27% z nich uważa, że w posiadanie broni A wejdzie Iran.
Program prac nad atomem stał się powodem do dumy Irańczyków, którzy potrzebują dowartościowania w kwestiach technicznych. Zdają sobie sprawę z zacofania spowodowanego rewolucją oraz sankcjami gospodarczymi i są dumni, że ich kraj jest zdolny opanować potęgę atomu. Wierzą też, że potęga ta zostanie wykorzystana pokojowo – 3/4 chce wykorzystania atomu do pozyskiwania energii. W obliczu takiego poparcia społecznego niewielkim ryzykiem jest postawienie tezy, że program atomowy stał się programem narodowym. Wszelkie ataki na tenże program stanowią więc atak na naród irański i w zasadzie jedyne ich wielkie osiągnięcie. Kto dziś pamięta o wspaniałej perskiej poezji czy obszernych terytorialnie imperiach ze starożytności i średniowiecza. Są to powody do dumy, ale dziś liczy się technika – a symbolem postępu w tej dziedzinie stały się prace nad atomem.
Iran, co potwierdza choćby traktat NPT (którego Teheran jest sygnatariuszem) posiada prawo do pokojowych prac nad atomem. Nie można tego prawa Irańczykom odmawiać tylko dlatego, że rząd ajatollahów nie podoba się w kilku zachodnich stolicach. Nie można także lekceważyć opinii społeczeństwa, które w zdecydowanej większości popiera dalsze prace nad atomem. Warto wziąć zapewnienia o pokojowym przeznaczeniu programu za dobrą monetę, zwłaszcza te wiążące się z nazwiskami dwóch najważniejszych polityków irańskich od momentu rewolucji – imama Chomeiniego i Alego Chamenei. Wielokrotnie przytaczano ich słowa, a Chamenei nieustannie powtarza, że broń jądrowa jest zła i Iran nigdy nie wejdzie w jej posiadanie. Ciężko jednak uwierzyć wyłącznie na słowo, nawet jeśli wypowiadają je osoby z najwyższych kręgów władz. Jednakże rozwiązanie „problemów” narosłych w ciągu kilkunastu miesięcy jest banalnie proste.
Po pierwsze, obie strony (Zachód i Iran) muszą odejść od „wojennej” retoryki, która stanowi pretekst do nie kontynuowania negocjacji. Po drugie, Zachód musi wycofać swoje postulaty związane ze wstrzymaniem prac nad wzbogacaniem uranu, a Iran przywrócić pełen nadzór prac przez niezależnych inspektorów z IAEA (Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej). Jeśli program jest naprawdę pokojowy, Teheran nie ma nic do stracenia wpuszczając inspektorów. Paradoksalnie, to Iran może zyskać najwięcej na takim rozwiązaniu, ponieważ gdyby podejrzenia Waszyngtonu o militarnym programie niepotwierdziłyby się, administracja Busha poniosłaby kolejną bardzo poważną klęskę. Co stoi na przeszkodzie, aby załagodzić ten sztuczny spór? Duma i pycha Teheranu i Waszyngtonu, z dużym naciskiem na mentalność obecnej ekipy rządzącej w Iranie. Mając czyste ręce Irańczycy mogliby wiele ugrać na pełnej transparentności swego programu, jednak duma powstrzymuje ich przed tym. Oby była to tylko duma, gdyż Iran z bombą atomową mógłby ostatecznie rozsadzić Bliski Wschód.
Piotr Wołejko