Irańczycy plączą się w zeznaniach na temat swojego programu nuklearnego. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Nie ma natomiast dowodów potwierdzających z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością, iż państwo ajatollahów pracuje nad skonstruowaniem bomby atomowej. Wiele elementów układanki pozwala wysnuć wniosek, iż takie prace trwają, jednak nie ma ostatecznego potwierdzenia. I może go nie być, aż do chwili, gdy Iran ogłosi, iż posiada już bombę atomową lub przeprowadzi test potężnej broni. Być może Teheran w ogóle nic nie powie, wybierając opcję trzymania sąsiadów i świata w niepewności.
Trzy opcje na atomowy Iran
Załóżmy jednak, że Iranowi uda się skonstruować broń atomową. Jak zareagują na to sąsiedzi i inne państwa regionu? W roboczym dokumencie zatytułowanym „A Nuclear-Armed Iran„, przygotowanym przez Mitchella B. Reissa dla think-tanku Council on Foreign Relations znajdziemy trzy możliwe scenariusze rozwoju zdarzeń: samopomoc, przyłączenie się do Irańczyków oraz stworzenie koalicji balansującej Iran. Na czym wspomniane scenariusze polegają?
Samopomoc zakłada, iż państwa, które poczują się zagrożone przez wzmocniony bombą jądrową Teheran zaczną przeznaczać znacznie większe środki na wojsko, siły bezpieczeństwa oraz uzbrojenie. Autor dokumentu roboczego wątpi w nuklearny wyścig zbrojeń w regionie, jaki rzekomo miałby rozpocząć się po dołączeniu Iranu do grona potęg atomowych. Dalsza proliferacja to operacja na długie lata, do tego kosztowna ekonomicznie i politycznie. Co więcej, może okazać się zbędna w przypadku stworzenia koalicji balansującej bądź zagwarantowania bezpieczeństwa przez zewnętrzną potęgę – najpewniej przez Stany Zjednoczone. Samopomoc w dużej mierze już funkcjonuje, a kraje regionu Zatoki Perskiej znacząco zwiększyły swoje budżety obronne na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat.
Drugi scenariusz opiera się na założeniu, iż mniejsze zarówno terytorialnie jak i ludnościowo państewka Zatoki stwierdzą, że trudno będzie przeciwstawić się silniejszemu niż dotychczas Iranowi. Za cenę pewnych ustępstw politycznych można przyłączyć się do Teheranu i grać z nim do jednej bramki. W politologii sytuację taką określa się mianem bandwagon, dodając przy tym, iż takie zachowanie występuje w rzeczywistości niezwykle rzadko. Najczęściej różnice pomiędzy słabszymi a silniejszym są tak duże, że „poddanie się” się jest politycznie lub ekonomicznie niemożliwe. Tak właśnie jest w przypadku sunnickich arabskich państewek Zatoki oraz szyickiego perskiego Iranu. Co więcej, słabsi partnerzy mają w zwyczaju porzucanie swoich silniejszych patronów, o ile karta zaczyna się zwracać przeciwko nim.
Ostatnia opcja zakłada stworzenie koalicji balansującej przeciwko rosnącemu w siłę i gotowemu do ekspansji Iranowi. Zazwyczaj państw regionu nie chcą, aby na ich podwórku wyrósł gracz znacznie potężniejszy od pozostałych. Wzrost lokalnej potęgi wzmaga konflikty i może, w sposób niekorzystny dla słabszych, zmienić regionalny układ sił. Wówczas państwa zagrożone nową „siłą”, często zapominając chwilowo o dawnych urazach, sporach czy nienawiści, decydują się wspólnie stawić czoła ekspansji aspirującej potęgi. Czasem lokalna koalicja wzmacniania jest obecnością zewnętrznej potęgi, zainteresowanej utrzymaniem status quo w regionie, a więc z definicji wrogiej zbytniemu wzmocnieniu się jakiegokolwiek państwa ponad miarę.
A wybór padnie na…
Która opcja zaistniałaby w sytuacji, gdyby założenie o atomowym Iranie przestało być tylko założeniem, a stałoby się faktem? Mitchell B. Reiss twierdzi, że byłaby to najpewniej kombinacja samopomocy i balansowania, czyli z grubsza kontynuacja obecnego kursu. Przyłączenie się do Iranu należy raczej wykluczyć, jednak jakaś forma rozgrywki w trójkącie Iran-Stany Zjednoczone-państwa Zatoki, w której te ostatnie będą starały się uzyskać jak najwięcej korzyści z ostrej rywalizacji dwóch pierwszych, jest całkiem prawdopodobna. Ba, byłaby jak najbardziej racjonalna.
Z drugiej strony, ryzyko rozgrywania opisanego wyżej trójkąta dla swojej korzyści jest całkiem duże. Irańczycy mogą bowiem, immunizowani od presji militarnej ze strony USA, zacząć mocniej mieszać w krajach regionu. Na dziś niepokoje w Jemenie, Iraku, Libanie etc. stanowią dla Teheranu wygodną zasłonę dymną dla kontynuowania programu atomowego, wiążąc jednocześnie znaczne siły wrogich ajatollahom państw. Nie ma gwarancji, że atomowy Iran nie zechce redefiniować swojej roli w regionie, próbując dokonać istotnych zmian politycznych w krajach sąsiednich. Może być jednak tak, że ewentualne pozyskanie broni jądrowej spowoduje wyciszenie konfliktów inspirowanych i wspieranych przez Irańczyków, gdyż posiadając polisę w postaci bomby atomowej stwierdzą, że ich Islamska Republika jest bezpieczna.
Być może program atomowy Iranu dozna w najbliższym czasie istotnego uszczerbku. Niedawno pojawiły się informacje, iż sankcje oraz akcje sabotażowe wymierzone w Teheran powstrzymują postępy prac nad wzbogacaniem uranu. Co więcej, nie można wykluczyć izraelskiego ataku lotniczego na irańskie instalacje nuklearne. Niektórzy kongresmani z Izby Reprezentantów przygotowali nawet rezolucję, która przyznaje Izraelowi carte blanche wobec Iranu. Rezolucja H.Res. 1553 zezwala bowiem Izraelowi na skorzystanie z wszelkich dostępnych środków celem eliminacji nuklearnego zagrożenia ze strony Islamskiej Republiki. To na razie tylko propozycja, a nawet gdyby dokument udało się przyjąć, jego moc jest wyłącznie deklaratywna. Rezolucja stanowiłaby jednak istotne wsparcie dla Izraela, a może byłaby zachętą do siłowego rozprawienia się ze znienawidzonym reżimem ajatollahów.
Piotr Wołejko