Sytuacja jest poważna, giną ludzie. Zaczęło się od porwania i zabicia trzech izraelskich nastolatków w czerwcu. W rewanżu na początku lipca porwano i zamordowano nastoletniego Palestyńczyka. Potem poszło jak z płatka – na Izrael posypał się grad rakiet, a izraelska armia odpowiedziała przy użyciu miażdżącej siły. Zginęły dziesiątki, a potem setki osób w Strefie Gazy – w większości cywilów. Dziś nie udało się uzgodnić zawieszenia broni, walki trwają nadal.
W powietrzu czuć zapach śmierci, bo zapewne zginą kolejne dziesiątki cywilów w Strefie Gazy. Niektórych to w ogóle nie rusza. Logika w stylu – Hamas strzela rakietami, skoro nikt go nie powstrzymuje, to można odpowiadać ogniem do wszystkich w Gazie – ma się naprawdę dobrze. Wszystko jest jasne i klarowne: Hamas jest zły i winny, Izrael tylko się broni przed terroryzmem. Każde państwo, które szanuje życie swoich obywateli zachowałoby się w podobny sposób. Jednak nic nie jest czarno-białe, a z pewnością sytuacja w Strefie Gazy taka nie jest. Hamas to coś daleko więcej niż organizacja terrorystyczna. To także polityczna reprezentacja wielu Palestyńczyków. Hamas opiera swoją legitymację na poparciu społecznym, a nie na pistoletach przystawionych do potylicy mieszkańców Gazy. Prędzej czy później trzeba będzie z tym Hamasem prowadzić negocjacje.
Nihil novi
Obecny konflikt jest tak podobny do wcześniejszych eskalacji, że nie wzbudza już tylu emocji. Jest niczym 2982. odcinek Mody na sukces – wszyscy dobrze wiemy, o co chodzi i jak to się zakończy. I co będzie później. I że w przyszłości, raczej bliższej niż dalszej, nastąpi kolejna eskalacja. Znowu zginą setki osób, z czego 99,9% po stronie palestyńskiej, ale to Izrael będzie przedstawiał się jako pokrzywdzony. On się przecież tylko broni. Szkoda, że izraelski rząd nie chce zrozumieć, że nie ma mowy o militarnym rozwiązaniu sporu w Ziemi Świętej. Można się zasłaniać zapisami karty założycielskiej Hamasu, ale to do niczego nie prowadzi. Albo zatriumfuje zdrowy rozsądek, interes narodowy i dyplomacja, albo co jakiś czas świat będzie obserwował kolejne odsłony konfliktu w Strefie Gazy. Hamas i Palestyńczycy też nie są święci. Ale oprócz Hamasu i Fatahu (rządzi na Zachodnim Brzegu) Izrael nie ma innych partnerów. Warto pamiętać, że poprzednie przełomowe porozumienie izraelski premier Rabin zawierał z Jaserem Arafatem, który prowadził walkę wyzwoleńczą metodami partyzancko-terrorystycznymi.
Tak to już zwykle bywa, że ten, który dla jednych jest terrorystą, dla innych jest walczącym o wolność bohaterem. Tym kimś był w 1994 r. Jaser Arafat. Także dziś bądź jutro premier Netanjahu bądź jego następca nie będzie miał innego wyjścia, jak wyciągnąć rękę do liderów Hamasu. Niestety, na razie na żadne rozmowy się nie zanosi. Izrael zignorował zarówno propozycje pokojowe proponowane przez Ligę Arabską, jak też wysiłki Stanów Zjednoczonych z ostatnich kilkunastu miesięcy. Ze strony Jerozolimy jest tylko negacja, kręcenie nosem i nieustanna rozbudowa osiedli na ziemiach, które cały świat uznaje za terytoria okupowane – ergo za ziemię należącą do Palestyńczyków. Setki tysięcy osadników stały się głównym hamulcowym jakichkolwiek rozmów z Palestyńczykami – czy ktoś przy zdrowych zmysłach zaryzykuje starcie ze zorganizowanym i wpływowym lobby?
Wojna czy pokój?
Palestyńczycy też mają swoje za uszami i podczas negocjacji kręcą nosem co najmniej tak samo jak Izraelczycy. Mają swoje postulaty i warunki brzegowe, często są mało elastyczni. Tak jak Izraelowi, tak i Palestyńczykom brakuje polityków na miarę mężów stanu, którzy potrafiliby przełamać trwający dwie dekady (od porozumień z Oslo) impas. W obliczu eskalacji konfliktu, jak ta obecna, zawsze zastanawiam się, kiedy wreszcie to szaleństwo się skończy? Kiedy niewinni cywile przestaną odpowiadać zbiorowo przed izraelskimi rakietami? Owszem, Hamas nie ma oporu przed wykorzystaniem żywych tarcz. Lecz warto pamiętać też, że Strefa Gazy to wąski pas ziemi o powierzchni zaledwie 360 kilometrów kwadratowych, zamieszkany przez prawie 2 miliony ludzi. Gęstość zaludnienia jest tam niemal największa na świecie, Gaza ustępuje tylko takim miejscom jak Makao, Singapur, Monako, Gibraltar czy Hong Kong. Trudno uniknąć ofiar cywilnych nawet w przypadku zachowania najwyższej staranności przez izraelskie siły zbrojne – a co do tej staranności można mieć poważne wątpliwości. Od dekad Izrael stosuje bowiem politykę brutalnych reakcji, zupełnie nieproporcjonalnych do czynów dokonanych przez Palestyńczyków. Co tylko napędza chętnych Hamasowi, Islamskiemu Dżihadowi, a wcześniej Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Czy ktoś przerwie wreszcie ten zaklęty krąg?
Piotr Wołejko