Czytaj pierwszą część artykułu
Do dziś sytuacja jest patowa. Ze Strefy Gazy trwa ostrzał rakietowy izraelskich miast, z którym Hamas teoretycznie nie może sobie poradzić. W odwecie, co jakiś czas, Izrael przeprowadza naloty, w których oprócz terrorystów giną palestyńscy cywile. Kilka tygodni temu zawarto nawet rozejm, zakładający odstąpienie od blokady w zamian za wstrzymanie ostrzału, ale nie ostał się on chyba zbyt długo, gdyż już następnego dnia rakiety uderzyły w izraelskie osady. Nadal pat i brak widoków na jakikolwiek postęp.
Co musi nastąpić, aby powstało wreszcie niepodległe państwo palestyńskie? Wszyscy, po obu stronach, dobrze wiedzą, co. Po pierwsze, Izrael wycofa się do granic z 1967 roku, z drobnymi korektami („wymuszonymi” przez izraelskie osadnictwo na Zachodnim Brzegu). Po drugie, Jerozolima zostanie podzielona albo przyznany zostanie jej specjalny status, gdyż zarówno Izrael, jak i Palestyńczycy nie wyobrażają sobie, aby jakiekolwiek inne miasto było stolicą ich państwa. Po trzecie wreszcie, nie ma mowy o powrocie palestyńskich uchodźców ani tym bardziej ich potomków do Izraela. W tej materii możliwe są co najwyżej odszkodowania, a i to raczej symboliczne.
Przywódcy izraelscy i palestyńscy, liderzy Ligi Arabskiej, Amerykanie, Europejczycy – wszyscy zdają sobie sprawę, że tak właśnie należy rozwiązać najbardziej sporne sprawy. Palestyńczykom i Izraelczykom brak jednak odwagi, aby powiedzieć swoim obywatelom, że tak właśnie musi być, że nie da się inaczej. Ile jeszcze osób musi zginąć, aby porozumienie, które jest na wyciągnięcie ręki, zostało zawarte?
Bardzo żałuję, że poważne kłopoty zdrowotne uniemożliwiły premierowi Arielowi Szaronowi dokończenie dzieła, czyli niejako wymuszenie pokoju. Szaron, bohater wojenny, znany z twardej ręki i zdecydowanych poglądów wobec Palestyńczyków był najlepszą osobą do zakończenia procesu pokojowego. Mimo masowych protestów osadników, doprowadził do usunięcia izraelskich osad z Gazy. Niestety, Szaron od kilkunastu miesięcy znajduje się w stanie śpiączki i nie ma dla niego powrotu nie tylko do władzy, ale nawet do normalnego życia.
Rządzący w Gazie Hamas nie może być obwiniany jako wyłączna przyczyna braku postępu w negocjacjach pokojowych. Brak woli po obu stronach. Brak wsparcia obywateli. Panuje ogromne rozczarowanie, do głosu dochodzą radykalne głosy i radykalni politycy. Jednak nie da się ukryć, że dopóki Hamas nie stanie się bardziej elastyczny i nie zmieni choć częściowo swego stanowiska, marzenie o niepodległej Palestynie się nie ziści. Przy wsparciu Ameryki Izrael będzie trwał, a los kolejnych pokoleń Palestyńczyków się nie poprawi.
Brak odważnych, charyzmatycznych polityków, którzy potrafiliby przekonać obywateli do swoich racji – i to po obu stronach – a także brak zaangażowania ze strony Ameryki (obecna administracja stoi po stronie Izraela i zmarnowała osiem lat) sprawia, że brakuje wszystkich elementów układanki niezbędnych do rozwiązania problemu. Już nawet Liga Arabska zaproponowała Izraelowi powrót do formuły „ziemia za pokój” oraz uznanie dyplomatyczne Izraela przez kraje arabskie.
W dającej się przewidzieć przyszłości nie widzę szans na przełom. Wśród Palestyńczyków chaos, w Izraelu słaby premier, borykający się z oskarżeniami o korupcję (a w perspektywie przejęcie władzy przez prawicowy Likud, który nie jest skłonny do ustępstw), a także nowa administracja w Stanach Zjednoczonych. Żaden z dwóch kandydatów nie pozwala mieć nadziei na zmianę stanowiska Ameryki – obaj zdają się zdecydowanie trzymać stronę Izraela (pozostaje mieć nadzieję, że to tylko gra mająca na celu zdobycie poparcia żydowskich wyborców w Stanach).
Na koniec zaś banał – bez rozwiązania problemu palestyńsko-izraelskiego nie ma mowy o ustabilizowaniu Bliskiego Wschodu. Załatwienie tej sprawy pozwala liczyć na rozwiązanie innych problemów – Wzgórz Golan, Libanu, Iraku itd. Diabeł tkwi nawet nie w szczegółach a w tym, że kilku graczy dzierży klucze do rozwiązania problemu. Drzwi pozostaną zamknięte, dopóki wszyscy klucznicy nie stawią się jednocześnie i nie otworzą odpowiadającego kluczowi zamka. Nic nie wskazuje na to, aby udało się nakłonić wszystkich kluczników do użycia swojego klucza.
Piotr Wołejko