Rosnące ceny ropy naftowej spowodowały ogromne przemieszczenie bogactwa na skalę globalną. Jeszcze nie tak dawno temu za baryłkę ropy płacono 25-30 dolarów. Ceny stopniowo rosły, jednak wydawało się przez chwilę, że zatrzymają się na akceptowalnym przez eksporterów i importerów poziomie 50-70 dolarów za baryłkę. Płonne były to nadzieje, gdyż w bardzo szybkim tempie ceny surowca zaczęły szybować i chyba tylko kwestią czasu jest „pęknięcie” symbolicznej bariery 100 dolarów za baryłkę ropy.
Jak wyliczyli dziennikarze The Washington Post, każdego dnia konsumenci płacą za ropę o 4-5 miliardów dolarów więcej, niż pięć lat temu – „pompując” tym samym (tylko w tym roku) 2 biliony dolarów do kieszeni kompanii naftowych, a przede wszystkim państw-eksporterów ropy naftowej. Ogromne pieniądze spływające do państw takich jak Arabia Saudyjska, Rosja, Zjednoczone Emiraty Arabskie, a także Brazylia, Sudan, Czad czy Kazachstan mają równie ogromne przełożenie na politykę wewnętrzną i zagraniczną tychże krajów.
W długim artykule w amerykańskim dzienniku znajdziemy dużą liczbę dokładnie opisanych przykładów wpływu zastrzyku finansowego na ww. państwa. Ja przytoczę tylko kazus Arabii Saudyjskiej, która za pieniądze pochodzące z ropy naftowej buduje kilka miast od podstaw, w tym jedno kosztujące, bagatela, 27 miliardów dolarów. Ma w nim mieszkać 2 miliony obywateli Królestwa. Mimo tak ogromnych inwestycji oraz sporych potrzeb i rozrzutności rodziny Saudów, państwo notuje stale bardzo duże nadwyżki budżetowe.
Drugi kazus dotyczy Rosji, która dzięki szybującym w górę cenom ropy naftowej (głównie) oraz pozostałych surowców odbudowuje swoją mocarstwową pozycję. Jeszcze dekadę temu wydawało się, że Rosja będzie dalej słabiutkim państwem, kolosem na glinianych nogach. Po kryzysie „rublowym” i zagrożeniu spłaty zadłużena zagranicznego Moskwa dostała prezent od niebios i bardzo szybko przystąpiła do transformacji państwa w silny organizm. Powróciła imperialna retoryka oraz domaganie się uznania wpływów Kremla w byłych republikach sowieckich i na obszarze tzw. bliskiej zagranicy. Rosjanie mogą sobie pozwolić na ostry sprzeciw wobec amerykańskich planów budowy tarczy antyrakietowej w Europie Środkowo-Wschodniej, a także na wetowanie rezolucji RB ONZ w sprawie Kosowa. Bez poparcia Moskwy nie uda się także rozwiązać kwestii irańskiego programu nuklearnego, a najpewniej również sporu izraelsko-palestyńskiego. Federacja Rosyjska wyraźnie złapała wiatr w żagle – tylko i wyłącznie dzięki niemal nieograniczonemu napływowi pieniędzy za ropę naftową.
Jednak rosnące ceny ropy naftowej nie oznaczają wyłącznego „szczęścia” eksporterów tego surowca. Z coraz większymi sumami pieniędzy trzeba jeszcze umiejętnie sobie poradzić – a to nie wszystkim się udaje. Agencje ratingowe obniżyły ocenę kredytową Kazachstanu po tym, jak należące do państwa banki straciły miliardy dolarów zainwestowanych w produkty finansowe związane z tzw. subprime mortgages (ryzykownymi kredytami hipotecznymi).
Oczywiście o wiele poważniejsze kłopoty mają państwa uzależnione od importu ropy naftowej, a także benzyny (choć wśród nich znajduje się wielu największych eksporterów, m.in. Iran czy Meksyk), gdyż rosnące koszty oznaczają rosnące wydatki. Co więcej, w niektórych państwach (np. w Chinach) coraz powszechniejsze są braki paliwa na stacjach benzynowych. Czasem dochodzi do dantejskich scen.
Piotr Wołejko