Tydzień temu do tygodnika The Economist dołączono raport nt. Unii Europejskiej. Na dwudziestu stronach dogłębnie zanalizowano obecną sytuację unii, jej główne problemy oraz zaprezentowano możliwe rozwiązania, które sytuację poprawią. Ostatni artykuł raportu zawierał przewidywania The Economist (z lekkim przymrużeniem oka), jak UE będzie wyglądała w momencie świętowania swoich setnych urodzin. Pozwolę sobie wkleić odpowiedni fragment, gdyż tekst ten nie jest dostępny bez wykupienia subskrypcji:
„UE celebruje swoje setne urodziny z cichą satysfakcją. Fatalistyczne przewidywania z czasów jej 50 urodzin mówiące o tym, że unia jest oderwana od rzeczywistości w świecie zdominowanym przez Amerykę, Chiny i Indie okazały się przesadzone. Punkt zwrotnym było pęknięcie amerykańskiej „bańki” na rynku nieruchomości oraz załamanie dolara we wczesnym okresie prezydentury Baracka Obamy w 2010 roku. Ale nawet wtedy bardziej istotne były niemieckie i francuskie wysiłki autorstwa Angeli Merkel i Nicolasa Sarkozy’ego, które pozwoliły przeprowadzić zdecydowane reformy gospodarcze.
Reformy te spowodowały gwałtowny spadek bezrobocia w momencie, w którym w Europie nastąpił znaczny wzrost produktywności oraz rozwój technologii informatycznych. Rezultatem tych zmian był rosnący brak siły roboczej, który nie został rozwiązany do momentu wstąpienia do UE Turcji oraz Ukrainy, jako pełnoprawnych członków, w 2025 roku. Szybko potem miała miejsce akcesja pierwszego północno-afrykańskiego państwa, Maroka, która pomogła przedłużyć europejski boom.
Oczywiście nie wszystko szło tak prosto. Wielki kryzys włoski w 2015 roku, kiedy rząd Gianfranco Finiego wyprowadził Italię ze strefy euro – właśnie w momencie, w którym David Miliband z Wielkiej Brytanii szykował się do wprowadzenia w swoim kraju wspólnej waluty, położyło długi cień. Właściciele włoskich obligacji poważnie stracili na późniejszych trudnościach a Hiszpania wyprzedziła Włochy pod względem wielkości PKB, rynki finansowe okazały się pobłażliwe, a następny rząd – Waltera Veltroniego – dość szybko ponownie wprowadził Italię do strefy euro. Od tego momentu, żaden kraj nie był zmuszony do powtórzenia bolesnego włoskiego eksperymentu.
Innym powodem cichej satysfakcji dla UE była jej polityka zagraniczna. W niebezpiecznej drugiej dekadzie stulecia, kiedy Władimir Putin wrócił na trzecią kadencję jako prezydent Rosji i próbował najechać Ukrainę, to właśnie Unia Europejska pchnęła administrację Baracka Obamy do zagrożenia potężnym odwetem nuklearnym. Kryzys ukraiński był triumfem ministra spraw zagranicznych unii – Carla Bildta – co stało się przyczyną podjęcia szybkiej decyzji o kolejnej dużej rundzie rozszerzenia UE. Ironiczne było to, że niecałą dekadę później Rosja złożyła formalną aplikację o członkostwo.
W tym samym czasie politycy w Brukseli i Waszyngtonie, zmagający się z problemem zablokowanego procesu pokojowego na Bliskim Wschodzie, wpadli na genialny pomysł. Członkostwo w UE zadziałało, ostatecznie, w przypadek Cypru – który ponownie połączył się (część grecka z turecką) w 2024 roku. Dlaczego by nie spróbować tego ponownie? I w ten sposób Izrael i Palestyna stały się odpowiednio 49 i 50 członkiem Unii Europejskiej.
Wielkim wyzwaniem jest teraz kwestia co zrobić z Rosją. Jej wniosek o członkostwo nierozstrzygnięty od 15 lat. Niektórzy mówią, że jest za duża, za biedna i niewystarczająco europejska, aby przystąpić do UE. Ale obecnie pozycja cara została symbolicznie przywrócona, a Rosja ma nieskazitelnie demokratyczny rząd. Poprzedni car obronił Europę przed Napoleonem niespełna 250 lat temu. Byłoby to dobrze dobranym znakiem na świętowanie przywrócenia Rosji do europejskiej owczarni.„
Nie da się ukryć, że do napisania o przyszłości Europy zainspirowały mnie bardzo interesujące przewidywania zamieszczone w dzisiejszym Dzienniku: Unia poszerzy się o Bałkany, Powstanie superpaństwo, Unia nie dożyje setki. Zwłaszcza ten ostatni artykuł daje dużo do myślenia, gdyż poraża (modne ostatnio słowo) pesymizmem. Jeśli jednak spojrzy się na tytuły, w których publikuje autor – „New York Times„, „Financial Times„, „Foreign Affairs„, „Foreign Policy” i „Wall Street Journal” – trzeba jego przewidywania brać absolutnie na serio. Życzę miłej lektury.
Piotr Wołejko