Od soboty w Egipcie, nie tylko bowiem na kairskim placu Tahrir, trwają demonstracje wymierzone w Najwyższą Radę Wojskową, rządzącą krajem od upadku prezydenta Mubaraka. Egipcjanie są znużeni przedłużającymi się rządami wojskowych, które nie przyniosły spodziewanych postępów. Egipt nie jest bliżej nowego ustroju, a sytuacja gospodarczo-społeczna jest trudna.
Ukradziona rewolucja
Po chwilowym uniesieniu post-rewolucyjnym, której kulminacyjnym punktem było rozpoczęcie procesu obalonego prezydenta Hosniego Mubaraka i jego syna Gamala, powróciła szara, trudna rzeczywistość. Powołany przez Najwyższą Radę Wojskową rząd bardziej administruje, niż rządzi. Ludziom nie żyje lepiej, a zmiany polityczne de facto utknęły w martwym punkcie.
Zaplanowane na najbliższy poniedziałek, 28 listopada, wybory parlamentarne mają – według zapewnień wojskowych – odbyć się zgodnie z planem (co jest coraz mniej prawdopodobne). Nawet jeśli tak się stanie, mimo protestów w Kairze, Aleksandrii, Port Saidzie, Ismaili czy Asuanie, będzie to niewielka pociecha dla protestujących obywateli. Zrozumieli oni wreszcie, że ich rewolucja została spożytkowana na potrzeby zamachu stanu, dzięki któremu pozbyto się chorowitego starego dyktatora.
Jaka jest różnica pomiędzy byłymi władzami a obecnymi? Wówczas rządzili generałowie w garniturach, teraz rządzą generałowie w mundurach (wspominałem o takim rozwoju zdarzeń pod koniec lutego br.). Wojskowi zezwolili na działalność Bractwu Muzułmańskiemu, poprzednio zdelegalizowanemu i prześladowanemu. Jednak od tego ludziom wcale nie zrobiło się lepiej. Nic dziwnego, że demonstrujący na placu Tahrir w ciągu ostatnich dni wykrzykują hasła wymierzone w Najwyższą Radę Wojskową i jej szefa, marszałka Tantawiego (przez dwie dekady ministra obrony za reżimu Mubaraka).
Bractwo zyskuje na niekompetencji wojskowych
Protesty po raz kolejny przerodziły się w bitwy z siłami bezpieczeństwa, w wyniku których zginęło już co najmniej 26 osób, a kilka setek zostało rannych. Bractwo Muzułmańskie wzywa do powstrzymania się od udziału w protestach, gdyż należy przerwać rozlew krwi. Może w tym coś być, gdyż Al Jazeera informuje o tarciach pomiędzy wojskiem a resortem spraw wewnętrznych, których efektem może być prowokowanie do zadym ulicznych i ich krwawe tłumienie przez siły podporządkowane Ministerstwu Spraw Wewnętrznych.
Z drugiej strony, obecny chaos i niemożność opanowania sytuacji przez władze jest na rękę Bractwu (a dystansowanie się od demonstracji zdaje się to potwierdzać). Dlaczego? Bractwo ma ogromne szanse na odegranie kluczowej roli w post-mubarakowskiej polityce Egiptu. Sondaże dawały skrzydłu politycznemu Bractwa (Partii Wolności i Równości) szanse na zwycięstwo w wyborach parlamentarnych. Jednak dopóki rządzi wojsko, a pozycja armii jest silna, jakikolwiek wynik wyborczy nie daje Bractwu realnych szans na sprawowanie władzy. Potrzebne jest skompromitowanie wojskowych i ograniczenie ich roli w polityce. Podczas gdy armia pokazuje, że nie jest w stanie opanować sytuacji, zaprowadzić bezpieczeństwa ani poprowadzić procesu zmian ustrojowych w sposób odpowiedzialny, Bractwo będzie prezentowało się jako umiarkowana, spokojna i godna zaufania siła stabilizująca.
Wydarzenia w Egipcie są o wiele ważniejsze od tego, co działo się w Tunezji czy Libii. Egipt to bijące serce świata arabskiego, największy kraj arabski o ponad 80-milionowej populacji. To także kluczowy partner Izraela w regionie, zapewniający Państwu Żydowskiemu poczucie względnego bezpieczeństwa. Jest to poczucie coraz bardziej złudne, czego przykładem jest sześciokrotne uszkadzanie – od wybuchu rewolucji w Egipcie – gazociągu na Półwyspie Synaj.
Dalekosiężne skutki zmian w Egipcie
Jeśli Egipt kichnie, Bliski Wschód się zatrzęsie. Jeśli pozostanie w chaosie, będzie promieniować niestabilnością daleko poza swoimi granicami. Może też stać się bastionem władzy Bractwa Muzułmańskiego. A organizacja ta ma swoje odnogi w większości państw arabskich. Całkowicie zmieni to regionalną geopolitykę. Jak zachowa się rządzony przez Bractwo Egipt podczas tłumienia protestów przez reżim Assada w Syrii? Jak Bractwo zachowa się wobec Hamasu i sprawy palestyńskiej?
Dziś rządy Bractwa wydają się nadal odległe, a główną przeszkodą jest egipska armia – potężna, dobrze wyposażona i posiadająca rozległe interesy w gospodarce. Może jest to nawet – jak w przypadku Pakistanu, czy jeszcze dwie dekady temu w przypadku Turcji – armia, która ma państwo. Nie należy jednak uważać tego za dogmat. Wszystko może się zmienić. Jeśli armia zdecyduje się teraz na siłowe rozwiązanie problemu demonstracji, a społeczeństwo nie przestraszy się pokazu siły, prestiż wojska i poparcie dla niego drastycznie zmaleją. Mogą zacząć się dezercje i sprzeciw żołnierzy wobec brutalnej pacyfikacji nieuzbrojonych cywili. Wprost proporcjonalnie będzie wówczas rosło poparcie dla Bractwa, które – o czym pisałem wyżej – zaprezentuje się jako siła stabilizująca, która uratuje kraj i naród przed totalnym chaosem.
Najnowsze wieści na godzinę publikacji wpisu: Marszałek Tantawi zapowiedział, że wybory parlamentarne będą odbywać się zgodnie z planem od 28 listopada, natomiast w lipcu zostaną przeprowadzone wybory prezydenckie. Wtedy też Najwyższa Rada Wojskowa odda władzę, a żołnierze wrócą do koszar – jeśli taka będzie decyzja narodu w referendum. Marszałek zapewnił, że armia nigdy nie zabije żadnego Egipcjanina. Sytuację można na bieżąco śledzić na stronach BBC oraz Al Jazeery.
Piotr Wołejko