Nie tylko Polska ogłosiła niepodległość 11 listopada. W tym samym dniu zrobiły to także Rodezja (1965 rok) i Angola (1975 rok). Rodezja zresztą niedługo „występowała” pod tą nazwą, upamiętniającą Cecila Rhodesa – urodzonego w Południowej Afryce Brytyjskiego biznesmena, twórcy kompanii wydobywczej De Beers (która kontroluje dzisiaj 60% rynku diamentów), gdyż 18 kwietnia 1980 roku kraj zmienił nazwę na Zimbabwe. Wtedy też zakończyła się dominacja białej mniejszości nad czarną większością, a władzę – w demokratycznych wyborach – zdobył rządzący do dziś Robert Mugabe.
Droga Rodezji do niepodległości i do transformacji w Zimbabwe jest niezwykle ciekawa. Najpierw dawna brytyjska kolonia przez kilka lat „spierała się” z Wielką Brytanią o suwerenność. Kiedy w 1965 roku Ian Smith ogłosił jednostronną deklarację niepodległości, Wielka Brytania postanowiła kontrdziałać i z jej inspiracji ONZ nałożyła sankcje gospodarcze na Rodezję. Tylko dzięki Południowej Afryce białemu rządowi w Rodezji udało się przetrwać tak długo – „czarne” państwa afrykańskie z czasem zamknęły granice z Rodezją. Do momentu utraty kontroli nad Mozambikiem przez Portugalię (1974 rok), Lizbona także wspomagała rząd Smitha.
Sytuacja białego rządu od początku nie była łatwa. Dyskryminowana czarna większość wspierała przeróżne bojówki i organizacje paramilitarne oraz zalążki partii politycznych. W zasadzie tylko podziałom w gronie opozycji Smith zawdzięcza to, że nie utracił władzy dużo wcześniej. W 1979 roku przestał być premierem, a już od roku 1977 musiał prowadzić negocjacje z umiarkowanym liderem opozycji, biskupem Muzorewo. Biskup został pierwszym czarnym premierem w historii Rodezji-Zimbabwe.
Jednak zanim doszło do negocjacji, w kraju rozpętała się wojna domowa. Czarna partyzantka, wspierana przez bojowników z Mozambiku i Zambii, prowadziła regularną wojnę z białym rządem. Gospodarka osłabionego sankcjami państwa była w coraz gorszym stanie, gdyż nieustannie rosły koszty walki z bojownikami. Walki twardej, zdecydowanej i brutalnej. Walki, którą prowadziły nie tylko armia rodezyjska, ale także pewien oddział specjalny – który zasługuje na uwagę.
Zwiadowcy Selousa, bo tak nazywał się oddział, stanowili główny oręż w walce z bojówkarzami. Nie wiadomo dokładnie ilu ich było, ale szacuje się, że nie więcej niż tysiąc. Zwiadowcy byli elitą elit, oddziałem, który siał strach i był niesłychanie skuteczny. Składający się ze świetnie wyszkolonych białych, którzy opanowali przede wszystkim umiejętność przetrwania w buszu i tropienia przeciwników, zlikwidował wielu partyzantów oraz zwyczajnych bandytów i terrorystów. Po przekształceniu Rodezji w Zimbabwe wielu Zwiadowców Seolusa udało się do Południowej Afryki, niektórzy zostali najemnikami.
Dzisiejszy wpis, a zwłaszcza fragment poświęcony Zwiadowcom Selousa, to efekt przeczytania fantastycznej książki A.J. Quinnela, zmarłego w 2005 roku mistrza powieści sensacyjnej, pt. Czarny róg (Black Horn). Niech spoczywa w pokoju [’].
Piotr Wołejko