W zeszłym tygodniu rosyjski miliarder Borys Bieriezowski, zagorzały wróg Kremla przebywający w Wielkiej Brytanii udzielił gazecie The Guardian wywiadu, w którym wzywał do przeprowadzenia rewolucji i zmiecenia „reżimu” prezydenta Putina. Rozeźliło to ogromnie nie tylko kremlowskie elity, ale i Brytyjczyków, którzy wszczęli śledztwo w sprawie naruszenia prawa przez Bieriezowskiego, które w skrajnym przypadku może skończyć się dla niego utratą azylu i odesłaniem go do Rosji. Nie wiadomo czy władze poważnie przejęły się jego słowami – dla porządku należy dodać, że potem tłumaczył, iż chodziło mu o „rewolucję pokojową – ale na weekendowe demonstracje przeciwników prezydenta Władimira Putina przygotowały się bardzo starannie. Może aż za starannie, skoro na ok. 3,5 tys. demonstrantów przypadało ok. 10 tys. milicjantów i funkcjonariuszy służb bezpieczeństwa.
OMON-owcy (milicjanci) nie szczędzili protestującym razów i szczodrze pałowali przeciwników obecnej władzy. Po co trzech milicjantów na jednego demonstranta? Czy władza aż tak boi się wszelkich spontanicznych protestów, ruchów obywatelskich? Czy też chce pokazać swoją siłę? A może próbuje nastraszyć przeciwników oraz osoby sceptycznie nastawione do Kremla? Zbliżają się przecież wybory parlamentarne i prezydenckie, które odbędą się w okresie krótszym niż 12 miesięcy. Już w marcu 2008 roku dowiemy się, kto będzie nowym prezydentem Rosji albo że na trzecią kadencję pozostał Władimir Putin. Wracając do wątku demonstracyjnego, jednocześnie w Moskwie odbyła się demonstracja prokremlowskiej młodzieżówki Nasi, która obyła się bez żadnych incydentów. Liderów opozycji – m.in. mistrza szachowego Garriego Kasparowa – aresztowano i zwolniono po wpłaceniu grzywny.
Aktualnie czytam, a w zasadzie pochłaniam, arcyciekawą książkę autorstwa Olega Gordijewskego pt. „Ostatni przystanek – egzekucja„. Gordijewski to były agent KGB, który przez 11 lat pracował jednocześnie dla brytyjskiego MI-6 i w 1985 roku został ewakuowany z ZSRR do Wielkiej Brytanii. W jednym z początkowych rozdziałów, opowiadających o dzieciństwie Gordijewskiego, autor przedstawia obraz monumentalnych parad (w tym również wojskowych) odbywających się w stolicy imperium sowieckiego. Dodaje przy tym wiedzę zdobytą w trakcie pracy w KGB, demaskując sztuczność wielkich, patetycznych widowisk. Wszystko było drobiazgowo zaplanowane i wyreżyserowane, a gromkie okrzyki „Hurra!” odgrywano z taśmy. Co więcej, władcy sowieccy nieustannie obawiali się spontanicznego wybuchu rozruchów i niepokojów społecznych, dlatego przed każdą paradą przygotowywano i potem ćwiczono szczegółowe plany interwencji ukrytych w pobliskich budynkach sił wojskowych. Gordijewski wspomina widok żołnierzy wybiegających z pobliskich domów handlowych i zajmujących miejsca na Placu Czerwonym, dzieląc go idealnie na kwadraty o boku 10 metrów. Były kagiebista podkreśla, że partyjna wierchuszka nawet w chwilach największego terroru i potęgi ZSRR panicznie obawiała się wybuchu niezadowolonego społeczeństwa.
Dlaczego o tym piszę? Zrządzeniem losu niedawno wypożyczona książka i zapisane w niej słowa stały się bardzo aktualne w obliczu obecnej sytuacji w Rosji. Dla niektórych może to być odważna teza, ale warto ją postawić: mentalność władzy od czasów sowieckich niewiele się zmieniła i nadal przeraźliwie obawia się ona spontaniczności obywateli. Kreml obawia się, że niezadowoleni zorganizują się i obalą skorumpowaną i nieudolną władzę, która dba tylko o siebie. Władza zdaje sobie sprawę z nastrojów ludności, stąd zdecydowanie stawia na Federalną Służbę Bezpieczeństwa (następczyni KGB) zarówno zwiększając jej uprawnienia, jak i obsadzając wiele stanowisk byłymi i obecnymi jej funkcjonariuszami. Jeśli dodać do tego prawo, które ogranicza swobodę działania partii politycznych oraz ustawę o organizacjach pozarządowych – obie wprowadzone w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy – pojawia się w pełnej krasie obraz strachu władzy przed własnymi obywatelami.
Na koniec dodam tylko, że Duma (parlament rosyjski) potępiła rosnące zaangażowanie Stanów Zjednoczonych w sprawy bieżącej polityki rosyjskiej, oskarżając USA niemalże o otwartą ingerencję. Strach narasta? Czy w tej sytuacji mogą dziwić pojawiające się coraz częściej głosy o wzywaniu prezydenta Putina do pozostania na trzecią kadencję?
Piotr Wołejko