Państwo Islamskie to coś więcej niż ugrupowanie, które powołało je do życia (o nazwie Islamskie Państwo Iraku i Lewantu, w skrócie ISIS/ISIL). To też coś więcej niż quasi-państwo, chociaż nadal mniej niż, nazwijmy to, klasyczne państwo. Niemniej, Państwo Islamskie skupia swoją uwagę nie tylko na szokujących mordach na wyznawcach innych religii bądź przedstawicielach uznanych za wrogie grup etnicznych, czy na zdobywaniu kolejnych terytoriów. Państwo Islamskie zajmuje się także administrowaniem, zarządzaniem tymi terytoriami.
Czy Państwo Islamskie to już państwo?
Według konwencji z Montevideo z 1933 r. państwo powinno posiadać następujące atrybuty: stałą ludność, suwerenną władzę, określone terytorium oraz zdolność wchodzenia w relacje międzynarodowe. Choć granice Państwa Islamskiego są płynne, a jego ludność trudno uznać za stałą, to jednak od pewnego czasu kontroluje ono pewne obszary i zamieszkałą tam ludność. Posiadana przez Państwo Islamskie władza jest suwerenna i, według sprawujących tę władzę, pochodzi od boga. Na obszarze Państwa Islamskiego obowiązuje szariat regulujący w sposób kompleksowy życie jednostek oraz funkcjonowanie państwa. Działają odpowiedniki sądów, policji, władz lokalnych i centralnych. Wypłacane są wynagrodzenia, zapewniane jest bezpieczeństwo wewnętrzne, czasem nawet dostęp do mediów.
Nie piszę tego by udowadniać, że Państwo Islamskie jest normalnym państwem we wspólnocie narodów i trzeba je uznać. Zwracam natomiast uwagę na to, że Państwo Islamskie wymyka się prostej kategoryzacji. Nie można go także zniszczyć zrzucanymi przez amerykańskie lotnictwo bombami. Ba, część ludności znajdującej się na terytoriach kontrolowanych przez Państwo Islamskie zapewne chwali sobie ten stan rzeczy. Wreszcie zaoferowano im stabilność i bezpieczeństwo – dotyczy to głównie Syrii, w której od kilku lat trwa wojna domowa, a rozmaite ugrupowania opozycyjne oraz siły rządowe dokonywały licznych nadużyć, a czasem zbrodni wojennych. Nikt nie przejmował się losem cywilów, królowało bezprawie. Teraz, na terenach pod kontrolą Państwa Islamskiego, te wydarzenia są przykrym wspomnieniem. Oczywiście, nie panuje tam sielanka, a wszyscy przeciwnicy rządów radykałów islamskich w każdej chwili mogą stracić życie. Przywrócono jednak elementarne poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji, które stanowią podstawowy warunek normalnej egzystencji.
Somalijska analogia
Z tych samych powodów znaczące sukcesy odnosiła w Somalii Unia Trybunałów Islamskich, która w połowie 2006 r. przejęła kontrolę nad Mogadiszu, przejmując uprzednio większą część kraju. Unia także wprowadzała szariat i ograniczała wpływy potężnych watażków plemiennych, którzy urządzili ze stolicy i całego państwa swoje prywatne folwarki. Somalijczycy naprawdę chcieli od tego odpocząć, a Unia oferowała im spokój. Nie potrwał on jednak długo, gdyż już w grudniu 2006 r. granicę z Somalią przekroczyły wojska sąsiadującej z nią Etiopii. Inspirowani przez Amerykanów Etiopczycy, szczerze nienawidzeni przez Somalijczyków, szybko obalili rządy Unii Trybunałów Islamskich i przywrócili władzę przedziwnemu tworowi, jakim jest tymczasowy federalny rząd Somalii. Podmiot ten mało kogo reprezentuje i ma niewielkie wpływy. Do dziś „zarządza” Somalią przy pomocy tysięcy żołnierzy Unii Afrykańskiej (głównie z Ugandy i Burundi), kontrolując skrawki terytorium kraju i część stolicy.
Tereny zajęte uprzednio przez Unię Trybunałów Islamskich przejęło w znacznej części inne radykalne ugrupowanie – al-Szabab, czyli młody ruch mudżahedinów. Wcześniej próbowali oni, bez większych sukcesów, zyskać wpływ na Unię. Gdy jej przywódcy rozpierzchli się bądź zostali pojmani/zabici, al-Szabab stało się głównym ugrupowaniem opozycyjnym wobec etiopskiej okupacji. Kilka lat później Szabab weszło w alians z Al-Kaidą, stając się jej oficjalną komórką w Rogu Afryki. Do dziś, mimo wielu podejmowanych przeciwko Szabab ofensyw, ugrupowanie to kontroluje duże połacie kraju. Nie jest jednak tak wysublimowane w zarządzaniu strukturami państwowymi jak Państwo Islamskie.
Nie gloryfikując w żaden sposób radykałów z Państwa Islamskiego czy Szabab (a wcześniej chociażby afgańskich talibów), należy podkreślić powiększające się umiejętności tych grup. Nie są to tylko bojownicy czy terroryści, specjaliści od zabijania i torturowania. Równocześnie starają się dbać o lokalną społeczność i budować w ten sposób poparcie dla swoich działań. Nie są więc traktowani wyłącznie jako struktura okupacyjna, obca. Wykorzystują w dużym stopniu przedstawicieli miejscowej ludności do zarządzania nią. To lekcja, którą ciężkimi stratami okupiła Al-Kaida w Somalii – nie można skutecznie działać bez wsparcia, a przynajmniej życzliwej neutralności miejscowej ludności. Szabab poświęciło wiele czasu na to, by dokooptować do swego grona przedstawicieli somalijskich klanów, integrując się w ten sposób z miejscowymi społecznościami.
Ulotne państwo
Zawsze istnieje jednak potencjał niezadowolenia, a więc groźba ewentualnego sprzeciwu – czasem zbrojnego. W Afganistanie prześladowane mniejszości etniczne (nie-Pasztunowie) sięgnęli po broń i zwalczali talibów, utrzymując skrawki kraju pod swoją kontrolą. To samo dzieje się w Somalii, Syrii i Iraku. Miejscowa ludność może obalić Państwo Islamskie, ale musi dostrzec w tym swój interes. Ani Assad, ani Bagdad ani nikt inny nie oferuje tej ludności niczego, co zachęciłoby ją do przepędzenia bojowników Państwa Islamskiego. Nadal możliwe jest jednak to, co stało się w Iraku w roku 2007 – tzw. Synowie Iraku, czyli przekupieni przez Amerykanów sunnici (głównie z prowincji Anbar), dość szybko „wyprowadzili” z regionu poprzednika Państwa Islamskiego/ISIS/ISIL – Al-Kaidę w Iraku (AQI). Potęga AQI rozsypała się niczym domek z kart. Podobnie może być także teraz.
Piotr Wołejko