Niedawne wybory parlamentarne w Austrii przyniosły rozstrzygnięcie, które wprawiło w zdumienie Europę oraz wielu Austriaków. Przedwczesną elekcję, spowodowaną nieporozumieniami pomiędzy Socjaldemokratami (SPÖ) a Chadekami (ÖVP), wygrała praktycznie skrajna prawica. Partie wielkiej koalicji straciły w sumie prawie 15 procent poparcia – z czego ponad osiem straciła Partia Ludowa (ÖVP).
Zwycięzcami wyborów okazali się skrajnie prawicowi Joerg Haider oraz Heinz-Christian Strache. Pierwszy był już gwiazdą prawie dekadę temu, kiedy jego FPÖ (Austriacka Partia Wolnościowa) zdobyła blisko 27 procent głosów w wyborach w 1999 roku. FPÖ razem z ÖVP miały po 52 deputowanych w parlamencie i zawarły koalicję, która odbiła się szerokim echem w Unii Europejskiej. Pozostałe państwa członkowskie postanowiły częściowo izolować rząd austriacki, karząc polityków za dopuszczenie do władzy partii skrajnej. Współpraca Haidera z chadekami zakończyła się w aurze skandalu w 2002 roku. Był to jednak koniec chwilowy, gdyż wzmocniona wyborczym zwycięstwem Partia Ludowa ponownie (w lutym 2003 roku) stworzyła rząd z partią Haidera – która zdobyła zaledwie 10 procent poparcia.
Niektórzy porównują współpracę Wolfganga Schüssela z Haiderem do współpracy Jarosława Kaczyńskiego z Andrzejem Lepperem. Schüssel wykończył Haidera politycznie, tak jak Kaczyński Leppera. Częściowo jest to prawdą, ale trzeba zauważyć, że polityczna baza Haidera – jego matecznik, to Karyntia. Można powiedzieć, że od wielu lat Haider włada Karyntią i cieszy się tam ogromnym poparciem. Lider FPÖ został wybrany gubernatorem Karyntii w 1989 roku. Obecnie także pełni tę funkcję. Lepper tymczasem nigdy nie rządził na szczeblu lokalnym, a poparcie dla niego było głównie głosem protestu przeciwko klasie politycznej.
W 2005 roku nastąpił rozłam w FPÖ – Haider odszedł i założył nową partię, BZÖ (Sojusz dla Przyszłości Austrii). Od tego momentu na prawym skrzydle istnieją dwa ugrupowania. Nowym szefem Partii Wolności został Heinz-Christian Strache, technik dentystyczny i wieloletni działacz FPÖ w Wiedniu. Dwie prawicowe partie można określić mianem bliźniaczych. Ich hasła praktycznie się nie różnią, a zarysy programowe są takie same.
Sukces Haidera i Strache to efekt zamętu, w jakim dogorywała koalicja socjaldemokratów z chadekami. Obie partie pożarły się o traktat lizboński, choć trzeba przyznać, że kwestia ta była tylko rozsadnikiem sytuacji, która od miesięcy dojrzewała do wybuchu. Słabe rządy wielkiej koalicji sprawiły, że wyborcy postanowili, w geście sprzeciwu, oddać swój głos na ugrupowania skrajne. Nie ma raczej szans na sięgnięcie po władzę przez Strache i Haidera. Jak powiedział mi znajomy, który mieszka w Austrii od dwóch dekad, nie ma w Austrii 30 procent faszystów.
Jego zdaniem faszyści to jakieś 7-8 procent w Austrii oraz dużo więcej w Karyntii. Pozostałe 20 procent poparcia skrajnej prawicy to głosy tzw. ciemnogrodu oraz sprzeciwu. Głosy ludzi, którzy są zdegustowani i zawiedzeni klasą polityczną oraz głosy osób, które dały się uwieść populistycznym hasłom głoszonym przez FPÖ i BZÖ.
Wszystko wskazuje na to, że powstanie kolejna wielka koalicja socjaldemokratów i chadeków. Jedyną różnicą będzie to, iż rząd dysponować będzie skromniejszą większością. Nowa koalicja ma trudne zadanie, gdyż wzmocniona skrajna prawica z lubością będzie atakować rządzących. Trudniej będzie rządowi skutecznie rządzić, a tylko to może powstrzymać wzrost poparcia dla Haidera i Strache. Wyobraźmy sobie, gdyby tak w Polsce musiały się dogadać PiS z PO, a w poczekalni czekaliby silni Lepper z Giertychem. Wariant rządu prawicowego, wspieranego przez skrajną prawicę, rozważany jest w Austrii raczej teoretycznie. W Polsce mieliśmy taki rząd w praktyce (choć ciężko nazwać Leppera prawicą, to zwyczajny populista i cwaniak).
Austria nie zazna spokoju i stabilnych rządów, chyba że politycy lewicy i chadeków zrozumieją, że muszą rządzić skutecznie i sprawnie dla własnego dobra. Strache i Haider chętnie przejęliby władzę. Bez wątpliwości dogadają się, jeśli tylko zaistnieje cień takiej szansy.
Piotr Wołejko