Dość dobrze znamy już zjawisko upadłości państwa. W linkowanym wpisie z 2011 r. cytowałem byłego Sekretarza Generalnego ONZ Boutros Boutros Ghali, który definiował sytuację upadku państwa w następujący sposób: „Cechą charakterystyczną jest upadek instytucji państwowych, w szczególności policji i wymiaru sprawiedliwości, co powoduje paraliż władzy oraz upadek prawa i porządku publicznego – bandytyzm i ogólny chaos”. Znamy to chociażby z Somalii, która stanowi emblematyczny wręcz przykład państwa upadłego. Jednak w ostatnich latach państwa upadłe zyskały konkurentów w postaci państw wirtualnych. Konkurentów dwojakiego rodzaju, bo mowa o państwach, które mogą się zwijać i zawalać, jak również o bytach, które się rozwijają i posiadają atrybuty państwowości (pomocna w tej kwestii jest konwencja z Montevideo z 1933 r.), lecz mało kto je uznaje. Porozmawiajmy zatem o głównych bohaterach tego wpisu, pretendentach do roli państwa wirtualnego – Iraku, Syrii i Państwie Islamskim.
Jaka jest flaga irackiej armii? Biały półksiężyc na białym tle!
O sytuacji w ww. trójkącie wielokrotnie już na Blogu Dyplomacja pisałem, chociażby tu, tu i tutaj. Zainteresowanych wcześniejszymi analizami odsyłam pod tagi Syria i Irak. Dzisiaj skupimy się tylko na najnowszych wydarzeniach, a dzieje się całkiem dużo. Państwo Islamskie/ISIS zajmuje bowiem już ok. połowy terytorium Syrii i 1/3 terytorium Iraku. W ostatnim czasie zajęło m.in. stolicę sunnickiej prowincji Anbar w Iraku – Ramadi, a także syryjską Palmyrę i ostatnie kontrolowane dotychczas przez reżim Assada przejście graniczne między Syrią a Irakiem. Utrata Ramadi następuje mniej więcej w rok od utraty Mosulu i jest uznawana za drugą największą porażkę Iraku w wojnie z ISIS. Porażka tym bardziej bolesna, iż irackie siły zbrojne po prostu wycofały się z miasta, oddając je walkowerem. Stało się tak mimo posiadania wielokrotnej przewagi liczebnej, przewagi w uzbrojeniu etc. Podobnie wyglądało to w Mosulu. Tam też nikt nie toczył krwawego boju o każdą ulicę, o każdy budynek czy kwartał. Żołnierze tworu zwanego armią iracką rozpierzchli się gdzie pieprz rośnie, a ISIS wjechało do miasta w długiej kolumnie i szyku paradnym. Każdemu zdroworozsądkowemu obserwatorowi ręce opadają na widok „walki”, jaką Irak toczy z ISIS. Iracka „armia” najlepiej opanowała manewr odwrotu. Może trzeba przygotować dla niej specjalne pojazdy bojowe, które będą wyposażone w jeden bieg do przodu i cztery do tyłu?
Żarty żartami, ale przejmowanie przez ISIS kontroli nad kolejnymi terytoriami w Syrii i Iraku nie jest śmieszne. Mamy do czynienia z poważnym przeciwnikiem, który swoją determinacją i brutalnością jest w stanie pokonywać teoretycznie silniejszych rywali. Irackiej armii brakuje natomiast woli walki. Czy dojdzie do upadku Bagdadu? Naprawdę nie można tego wykluczyć. Mało kto chce bronić wirtualnego państwa, walcząc w szeregach wirtualnej armii, stojąc za wirtualnymi wartościami. Przypadek syryjski jest z deczka inny, gdyż tam Assad toczy krwawy bój z ISIS oraz licznymi innymi grupami opozycyjnymi (chociaż gdyby chciał, mógłby bardziej dokręcić śrubę ISIS, lecz nie służy to jego interesom). O ile Irak wydaje się bytem zupełnie wirtualnym, podtrzymywanym na kroplówce Teheranu, to Syria jest wirtualna częściowo za sprawą decyzji politycznych – deaktywuje się segmentami, oddając terytorium celowo (oczywiście nie w każdym przypadku).
Paradoksalnie, najmniej wirtualnym bytem z trójki Irak, Syria, Państwo Islamskie, jest to ostatnie. Nie cieszy się co prawda powszechnym uznaniem wspólnoty międzynarodowej, lecz posiada terytorium, kontroluje życie populacji, ma granice (w pewnej mierze stałe, w pewnej zmienne). Mimo to nie jest traktowane poważnie i w powszechnym odbiorze bliżej mu do organizacji terrorystycznej, niż do państwa. Czy nadal będziemy tak uważać, gdy ISIS zajmie resztę Syrii i skieruje się na południe Iraku oraz do Arabii Saudyjskiej? Na dziś wydaje się, że ISIS jest mocne tylko tam, gdzie może liczyć na sunnicką większość. Dlatego też państwa arabskie próbują integrować swoje siły zbrojne i utworzyć wspólną „armię”. Mocno wątpliwe, by taka integracja się powiodła, choć idea nie jest pozbawiona sensu.
Arabska wojna trzydziestoletnia?
Wracając do Iraku, który stoi na krawędzi popadnięcia w nicość, oraz malejącej z miesiąca na miesiąc Syrii, piłeczka jest po stronie Iranu – sponsora alawickiego reżimu Assada i szyickiej większości na Eufratem i Tygrysem. Mocniejsze zaangażowanie będzie kosztowne, długotrwałe i – co można powiedzieć z dużą dozą pewności – przyczyni się do dalszej radykalizacji sunnitów przeciwko szyitom. Dlatego też kluczowym problemem nie jest ISIS jako takie, bo grupa ta zapewne przepadnie, lecz stojąca za nią ideologia. Idea nie umiera wraz z zabiciem Zarkawiego ani bin Ladena, nie umrze wraz ze śmiercią „kalifa” Bagdadiego. Nie umrze silna polaryzacja sunnicko-szyicka. Na gruzach ISIS trzeba będzie coś zbudować. Nie wiemy na razie zbyt wiele o tej budowli, ani o jej przyszłych budowniczych. Możemy natomiast stwierdzić, że nie wygląda to dobrze i budowla może nadal grozić zawaleniem.
Piotr Wołejko