Nie chciałem zabierać głosu w sprawie postępującego upadku brytyjskiego premiera Davida Camerona, lecz nie sposób przejść obojętnie wobec wysoko postawionej osoby, która w tak oczywisty sposób mija się z faktami. Rozumiem, że względy polityczne przemawiają za przewodzeniem antyimigranckiej nagonce, lecz to już problem pijarowców Camerona, by przebierając go za Nigela Farage’a, lidera nacjonalistów z UKIP, zachowali minimum powagi i chociaż cieniutką nić wiążącą Camerona z rzeczywistością.
Przelicytować nacjonalistów z UKIP
Nagonka na Polaków, a także na innych imigrantów zarobkowych (głównie Rumunów i Bułgarów, dla których brytyjski rynek otworzył się z początkiem 2014 r.) to efekt słabnących sondaży Partii Konserwatywnej, której przewodzi David Cameron. Wymykająca się perspektywa drugiej kadencji Torysów u władzy i Camerona na Downing Street 10 wymusza gwałtowne ruchy, a Cameron postanowił postawić na skrajnie prawicowy, nacjonalistyczny elektorat. Mówiąc wprost, chce osłabić rywali z UKIP (Partii Niepodległości Zjednoczonego Królestwa), której przewodzi charyzmatyczny eurodeputowany Nigel Farage (znany chociażby z porównania Hermana van Rompuya do szmaty od mopa).
UKIP notuje coraz lepsze wyniki w sondażach, a dwucyfrowe poparcie dla tej partii wydaje się ustabilizowane. Cameron obawia się sukcesu UKIP w tegorocznych wyborach do Parlamentu Europejskiego i ewentualnego „kopa”, jaki dobry wynik w tychże wyborach dałby nacjonalistom w przypadku nowego rozdania w kraju. Farage to znany krytyk UE, brytyjskiego w niej członkostwa, oraz unijnych polityk, w tym dotyczących imigracji. Cameron wkracza więc na terytorium, na którym UKIP jest nie tylko wyrazisty, ale wiarygodny. Próba przelicytowania nacjonalistów wygląda na powtórkę manewru zastosowanego przez francuską UMP (gaullistów), zagrożoną rosnącym poparciem skrajnej prawicy prowadzonej przez Marine Le Pen. Wątpliwe jednak, by taka taktyka mogła się powieść. Dlaczego wyborcy mieliby poprzeć podróbkę, skoro mogą postawić na oryginał?
Rozpętana przez polityków antyimigrancka nagonka ma się świetnie. Dawno nie było tak wysokiego poparcia dla „rozprawienia się” z imigrantami. W sytuacji, gdy debata zamienia się w emocjonalną hucpę, racjonalne argumenty i badania niezależnych ośrodków nie mają szansy przebicia. Trwa lincz na imigrantach, którzy przyjeżdżają na Wyspy rzekomo tylko po to, by czerpać z hojnego (coraz mniej, rząd Camerona systematycznie tnie budżet i dalej będzie ciął) socjalu, podczas gdy bezrobocie w Wielkiej Brytanii przekracza 7%, a wzrost gospodarczy ma wynieść nieco ponad 1% w 2013 r. i ok. 2% w 2014 r. (dane za Eurostatem). Rząd brytyjski, rzekomo wspierający wolny handel (jak widać, ogranicza się to tylko do kapitału i obrony londyńskiego City), nie tylko zamierza uderzyć w imigrantów, lecz również wspierać jawnie protekcjonistyczną politykę „Buy British„, czyli „Kupuj brytyjskie”. Ot, żelazna logika brytyjskich konserwatystów.
Polacy w Wielkiej Brytanii
W Wielkiej Brytanii swojego szczęścia, a przede wszystkim pracy, szukają setki tysięcy Polaków. Najnowsze dane GUS wskazują Wielką Brytanię jako główny kierunek polskiej emigracji – 637 tys. Polaków spośród 2,13 mln emigrantów udało się właśnie tam. Większość z nich to wykształceni (wśród nich znaczna grupa to osoby młode) ludzie, którzy nierzadko pracują poniżej swoich kwalifikacji. Najczęściej pracują legalnie, płacą podatki, wynajmują pokoje/mieszkania/domy, kupują produkty w miejscowych sklepach, a więc brytyjski budżet wzmacnia VAT. Chcą być traktowani tak samo jak miejscowi, więc jeśli jakieś świadczenia im się należą, to starają się po nie sięgać. To żadne przestępstwo, podobnie jak tzw. optymalizacja podatkowa, która nierzadko wzbudza społeczne oburzenie. Ale Cameronowi przeszkadzają zasiłki dla dzieci polskich imigrantów, które znajdują się w Polsce, a nie przedsiębiorcy tworzący skomplikowane struktury, byle tylko obniżyć należne fiskusowi daniny. Zarówno imigranci, jak i przedsiębiorcy, działają w ramach prawa. A wobec prawa wszyscy powinni być równi.
Polski rząd słusznie reaguje na zaczepki Camerona względem przebywających w Zjednoczonym Królestwie Polaków. Słusznie odnosi się do faktów i konkretów. To nie magiel, tylko dyplomacja i emocje nie powinny mieć tu racji bytu. I raczej nie mają, bo mimo nagonki na polskich imigrantów kwitnie polsko-brytyjska współpraca w zakresie obrony wydobycia gazu łupkowego przed planami Komisji Europejskiej, która zamierza wprowadzić liczne bariery de facto uniemożliwiające eksploatację tego surowca.
Polityczna wydmuszka?
Przykro tylko patrzeć na Davida Camerona, który sprawiał naprawdę niezłe wrażenie najpierw jako młody i zdolny lider Torysów, a następnie jako premier koalicyjnego rządu Partii Konserwatywnej i Liberalnych Demokratów. Okazało się, że za pijarową otoczką nie ma zbyt wiele treści, a Cameron ma wszelkie zadatki na to, by skończyć niczym bańka mydlana.
Piotr Wołejko