Kryzys to ulubione słowo polityków i publicystów. Pierwsi zmagają się z trudnymi decyzjami i odpowiedzialnością. Ostatni specjalizują się w tworzeniu czarnych scenariuszy, a także licytują na bon moty, które zostaną uznane za cytat dnia. Bezosobowe rynki finansowe, główny bohater obecnych wydarzeń, kontynuują tymczasem swoje praktyki, wzorowane na największych kasynach w Las Vegas. Jakby tego było mało, dramatycznie wzrastają nierówności społeczne, a klasa średnia ubożeje w błyskawicznym tempie. Niestety, rozwiązaniem problemów nie jest telefon pod 999.
USA: absolutny brak porozumienia
W ubiegłym tygodniu w Stanach Zjednoczonych fiaskiem zakończyła się misja specjalnej dwupartyjnej komisji złożonej z członków Izby Reprezentantów i Senatu, która miała wypracować porozumienie w sprawie redukcji ogromnego deficytu budżetowego rządu federalnego. Nie udało znaleźć się satysfakcjonującej dwie największe partie, Republikanów i Demokratów, formuły znalezienia 1,2 biliona dolarów. Porażka komisji była pewna od jej powołania, ponieważ Republikanie zafiksowali się na kwestii podwyżek podatków.
Kilka miesięcy wcześniej o ich pryncypialność niemal rozbiła się wiarygodność finansowa Stanów Zjednoczonych, gdy kraj stanął na krawędzi bankructwa (ustawowy limit zadłużenia został osiągnięty i rząd nie mógł pożyczyć już ani centa). Wówczas prezydent Obama i jego Partia Demokratyczna musiały się ugiąć. Teraz nie przystali już na ultimatum republikańskich kolegów, którzy odrzucali nawet tak rozsądne propozycje jak 1 dolar z dodatkowych podatków w zamian za 10 dolarów cięć wydatków. Republikańska mantra spowoduje najpewniej, że od 2013 roku spadnie tzw. automatyczna gilotyna, obcinając wydatki federalne o 10% w każdej dziedzinie.
Teoretycznie jest jeszcze ponad 12 miesięcy na znalezienie porozumienia, jednak jego osiągnięcie byłoby czymś na kształt cudu. W przyszłym roku odbędą się bowiem wybory prezydenckie oraz do Izby Reprezentantów (plus do 1/3 Senatu), więc nastrój nie będzie sprzyjał kompromisom. Wręcz przeciwnie, obie strony politycznego sporu okopią się na swoich pozycjach. Jak pokazuje doświadczenie ostatnich miesięcy, prędzej dojdzie do finansowej katastrofy niż do porozumienia.
Europa: tworzy się dyrektoriat
W Europie też nie jest różowo. Kryzys zmiótł już rządy krajów PIIGS (Portugalia, Irlandia, Włochy, Grecja i Hiszpania) i wzmocnił pozycję Niemiec w Unii Europejskiej. Niektórzy twierdzą, że Berlin podejmuje decyzje w zasadzie samodzielnie, ponieważ Francja ma coraz poważniejsze problemy z utrzymaniem w ryzach finansów publicznych, a pomysły Paryża na walkę z kryzysem przepadły z powodu sprzeciwu Niemiec. Inni twierdzą, że w Europie rządzi teraz grupa frankfurcka, w skład której wchodzą Angela Merkel, Nicolas Sarkozy, Jean Claude Juncker z Luksemburga (szef eurogrupy), Jose Manuel Barroso, Herman van Rompuy i Mario Draghi (szef EBC). To podobno grupa frankfurcka wymogła dymisje Jeorjosa Papandreu oraz Silvio Berlusconiego.
Jakkolwiek by nie było, nie ma co płakać nad dwoma nieudacznikami, którzy nie umieli podejmować niezbędnych decyzji. W dzisiejszych realiach zwłoka jest karana odejściem w niebyt. Kto tego nie zrozumie, kładzie swoją głowę pod finansową gilotynę. Stąd też buchalteryjne expose premiera Donalda Tuska. Zrozumiał on, że polityka ciepłej wody w kranie może dać mu reelekcję, jednak nie zapewni utrzymania władzy. Europejski dyrektoriat (którego powstanie wcale mnie nie martwi; dziwne, że jego powstanie bardzo ostro krytykują ci, którzy wcześniej narzekali na nieruchawość unijnych instytucji i niedecyzyjność przywódców Europy) lub rynki finansowe szybko policzyłyby się z polskim premierem.
Rozwiązania potrzebne od zaraz
Jednocześnie należy pamiętać, że wspomniane wyżej rynki to współwinowajca obecnego kryzysu. Wraz z sanacją finansów publicznych USA i Europy powinno nastąpić powściągnięcie globalnych instytucji finansowych. Prywatyzacja zysków i upublicznienie strat, czyli zmuszenie podatników do finansowania chociażby wielkich banków, są nie do przyjęcia i nie mogą się powtórzyć. Potrzebne jest przywrócenie głównej roli rynków finansowych, jaką bez wątpienia jest zapewnienie finansowania dla rozwoju przedsiębiorstw i państw.
Potrzebny jest również podatek od transakcji finansowych, ściślejszy nadzór nad rynkami rozmaitych instrumentów finansowych, a być może też zakazanie używania niektórych spośród nich. Jak można pozwolić na tzw. granie na spadek waluty bądź wartości przedsiębiorstwa albo na wzrost oprocentowania państwowych obligacji? Jak można pozwalać na spekulacyjne podbijanie cen paliw bądź żywności, towarów o podstawowym znaczeniu dla życia miliardów ludzi? Podczas gdy niewielka grupa obrzydliwie bogatych macherów od finansów się wzbogaca, życie setek milionów ludzi wisi na włosku.
Kolejna kwestia to wynagrodzenie menedżerów, członków zarządu i rad nadzorczych, które oderwało się obecnie od jakichkolwiek realiów, a powiązanie go z krótkoterminowym zyskiem sprzyjało nieodpowiedzialnym decyzjom. Na dalszym planie mamy też agencje ratingowe, które najpierw nie przewidziały kryzysu, do końca oceniając bezwartościowe papiery i instrumenty finansowe najwyższymi ratingami, a teraz pogrążają walczące o utrzymanie na powierzchni finansowej państwa, podważając ich wiarygodność. Rola agencji w obecnym kryzysie jest, na moje oko, następująca: jako bramkarze w globalnym kasynie dopuszczały wszystkich do gry, a miały przecież filtrować graczy i dbać o to, by karty nie były znaczone. Nie wywiązały się z tej roli najlepiej. Agencje są potrzebne, jednak i one muszą podlegać nadzorowi, a także brać częściową odpowiedzialność za swoje decyzje. Dziś umywają od wszystkiego ręce.
Błędem byłoby jednak obwinianie tzw. rynków finansowych o wszelkie zło dzisiejszego świata. Politycy oraz społeczeństwa mają swój udział w dzisiejszych problemach. Pierwszym brakowało odwagi cywilnej, aby podejmować odważne i bolesne decyzje. Społeczeństwa tymczasem nagradzały ten brak odwagi poparciem w wyborach. Nie można zatem bić się wyłącznie w cudze piersi. Trzeba zacząć od własnych.
Rozwarstwienie społeczne tykającą bombą
Co, oprócz sanacji finansów publicznych oraz regulacji rynków finansowych jest w tej chwili najważniejsze? Zajęcie się problemem wzrostu nierówności społecznych i zubożenia klasy średniej. Problemy w tym zakresie mają zarówno Amerykanie, jak i większość państw UE, w tym Polska. Stąd protesty oburzonych, m.in. grupy Okupuj Wall Street, są jak najbardziej uzasadnione. Jak widać, wyzwań stojących przed rządzącymi oraz społeczeństwami jest sporo, a wszystkie są palące. Bezczynność nie jest żadnym rozwiązaniem, trzeba działać.
Piotr Wołejko