Wyniki wyborów prezydenckich w Zimbabwe, choć te odbyły się pod koniec marca, nadal nie są znane. Rządzący od 1980 roku Robert Mugabe rozpaczliwie walczy o pozostanie przy władzy. W tym celu sięgnął po stare metody – wydał rozkaz swoim bojówkom i siłom bezpieczeństwa, aby „przycisnęły” opozycję oraz, nielicznych już, białych farmerów.
Mugabe zamówił nawet w Chinach statek pełen broni, która z pewnością zostałaby wykorzystana przeciwko politycznym oponentom. Jednak pod presją ze strony poszczególnych państw, a w zasadzie związków zawodowych (np. w Republice Południowej Afryki), żaden port nie zezwolił statkowi transportującemu broń na rozładowanie ładunku i jego późniejsze przetransportowanie do Zimbabwe. Chińczykom odmówiły także Mozambik i Angola – statek ma wrócić do Chin.
Tymczasem przywódcy sąsiednich państw znajdują się pod coraz większą presją – jak rozwiązać problem Zimbabwe. Jacob Zuma, przewodniczący Afrykańskiego Kongresu Narodowego – dawniej ugrupowania walczącego z apartheidem, a od obalenia tego systemu partia rządząca w RPA, w dość zdecydowanym tonie wypowiedział się za podjęciem konkretnych działań na rzecz rozwiązania problemu. Zuma w 2009 roku zastąpi najpewniej na stanowisku prezydenta Republiki Południowej Afryki Thabo Mbekiego, autora polityki „dyskretnej dyplomacji„, którą Zuma ostro krytykuje. Sytuację w Zimbabwe Zuma określił jako „nie do zaakceptowania„. Dawno nie padły tak zdecydowane słowa pod adresem Roberta Mugabe ze strony żadnego z afrykańskich przywódców.
Mugabe to polityk do tej pory praktycznie nietykalny. Jako bohater walki z kolonializmem, a następnie – przez ponad dekadę – dość kompetentny i koncyliacyjny przywódca zaskarbił sobie sympatię i uznanie wśród afrykańskich przywódców. Dopiero przełom tysiącleci przyniósł mu złą sławę, kiedy to zdecydował się na pozbawienie ziemi większości białych farmerów i rozdanie ich ziemi głównie swoim kolegom i lojalnym współpracownikom. Gospodarka opierała się głównie na produkcji rolnej pochodzącej właśnie z farm białych farmerów – kiedy ich zabrakło, dawniej zamożne i zasobne w żywność Zimbabwe stanęło przed widmem głodu. Pogarszająca się sytuacja ekonomiczna, dodrukowywanie przez rząd pieniędzy oraz coraz brutalniejsze zwalczanie opozycji (m.in. wysiedlenie z Harare i okolic ponad pół miliona obywateli, przez zrównanie ich domostw z ziemią) stworzyły niewyobrażalny wprost chaos.
Teraz Zimbabwe może albo pogrążyć się jeszcze bardziej, gdyby Mugabe zdecydował się za wszelką cenę utrzymać przy władzy albo nastąpi powolne i mozolne odbudowywanie państwa oraz gospodarki. Głównie zachodni donatorzy zapewniają, że niemal z miejsca ruszą z sięgającą miliardów dolarów pomocą. Zimbabwe to kraj zamożny w surowce naturalne oraz żyzną ziemię, a także dom naprawdę utalentowanych i przedsiębiorczych obywateli. Gdyby tylko dać im odpowiednie narzędzia i stworzyć dobre warunki – a odbudowa zrujnowanego państwa powinna przebiegać w miarę sprawnie i szybko.
Niestety, nic nie wskazuje na to, aby Mugabe miał oddać władzę. Skoro zdecydował się na przeciąganie publikacji wyników pierwszej tury i naciska na drugą – nie zamierza przyjąć do wiadomości swojej porażki. Na chwilę obecną nie można wykluczyć żadnego scenariusza, z wojną domową włącznie. Mugabe na 99,9 procent nie odejdzie dobrowolnie. Konkluzja jest więc taka sama, jak w moim wcześniejszym komentarzu dotyczącym wyborów w Zimbabwe – Mugabe odejdzie tylko wtedy, gdy zejdzie z tego świata.
Piotr Wołejko