Trzecia i zarazem ostatnia debata prezydencka pomiędzy Barackiem Obamą a Johnem McCainem była zupełnie inna od dwóch poprzednich. Kilka dni temu pisałem, że wcześniejsze starcia okazały się wtórne i nudne. Środowa debata bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła.
Sondaże jak zwykle wskazują na zwycięstwo, a nawet druzgocące zwycięstwo Obamy. To standard, do którego w tegorocznej kampanii można przywyknąć. Nawet gdyby McCain stanął na głowie, zaczął żonglować i jednocześnie jechał na bicyklu, opowiadając prześmieszne żarty, i tak wygrałby Obama. Nie należy na to w ogóle zwracać uwagi, gdyż sondaże nie są już ani irytujące ani śmieszne – są po prostu żenujące.
Ci, którzy oglądali trzecią debatę w zdecydowanej większości stwierdzą, że zwyciężył John McCain. Kandydat Republikanów był w świetnym nastroju i aż rwał się do walki. Co więcej, był świetnie przygotowany merytorycznie – nie tylko przedstawiał swój program, ale punktował słabe strony programu rywala. Jakby tego było mało, McCain wreszcie (pytanie, czy nie za późno) cudownie ripostował Obamie nieustannie przyrównującemu go do prezydenta Busha. Kiedy Obama ponownie próbował połączyć McCaina z ultra-niepopularnym prezydentem McCain powiedział: Nie jestem prezydentem Bushem. Jeśli chciał Pan startować przeciwko niemu, powinien Pan kandydować cztery lata temu.
Debatę zdominował jednak hydraulik Joe, który miał symbolizować zwykłego Amerykanina. Odwołując się do Joe’go McCain wielokrotnie krytykował pomysły gospodarcze Obamy, podkreślając, że wprowadzenie w życie pomysłów Demokraty oznacza podwyższenie podatków dla wielu Amerykanów. Obama dość niefortunnie użył w rozmowie z hydraulikiem z Ohio sformułowania spread the wealth, co można przetłumaczyć jako redystrybucję bogactwa. McCain zaśmiewał się podczas debaty, że Obama zamierza zabierać jednym i dawać drugim.
W pewnym momencie McCain określił Obamę mianem Senator Government, co nie da się dokładnie przetłumaczyć, ale oznacza, że Obama zamierza zwiększać wydatki rządowe. Jak twierdzi Quin Hillyer z American Spectator, sformułowanie Senator Government może wygrać McCainowi wybory i powinno być powtarzane jak najczęściej.
Swoją cegiełkę do krytyki Obamy dokłada Wall Street Journal, określając plan zmniejszenia obciążeń podatkowych dla 95 procent rodzin mianem iluzji. Zdaniem redakcji gazety obniżka podatków według Obamy to fikcja polegająca głównie na liczonych w dziesiątkach miliardów dolarów subsydiach dla obywateli. Wall Street Journal zauważa także, że 1/3 Amerykanów nie płaci podatku dochodowego, który chce obniżać Obama. Redakcja pyta, jak te 95 procent Obamy mają się do wspomnianej wcześniej 1/3? I jak McCain mógł tego nie zauważyć i pozwolić, aby tak chwytliwy slogan stał się podstawą kampanii Obamy w ostatnim czasie.
Obama, choć zaprezentował się solidnie, na tle świetnego McCaina był tylko tłem. Miał nie dać się zaskoczyć i utrzymać status quo, co powtarzają komentatorzy w Stanach, ale tego celu nie zrealizował. Praktycznie cały czas w defensywie i zdominowany przez McCaina Obama wypadł blado. O ile w poprzednich starciach był remis, teraz mamy wyraźnego zwycięzcę.
Wielu uznało, że jest już po wszystkiemu, jak mówił w świetnym skeczu o kilkudziesięciosekundowej walce Gołoty Marcin Daniec. Sondaże są jednoznaczne, media także przedstawiają Obamę jako jednoznacznego zwycięzcę. Dziś Washington Post zdecydował się poprzeć kandydaturę senatora z Illinois. Gdyby rzeczywistość medialna i sondażowa była prawdziwa, McCain powinien rzucić wszystko w diabły i oddać wybory walkowerem.
Media i sondaże nie mają jednak monopolu na prawdę. Po trzeciej debacie można powiedzieć, że McCain złapał trzeci czy może czwarty już oddech. Mądra kampania na finiszu może sprawić, że Republikanin napsuje Obamie wiele krwi. Kto wie, może zostanie nawet prezydentem. Pewne, i udowodnione w tej kampanii, jest jedno – przedwcześnie koronowani zwycięzcy są później zawiedzeni.
Piotr Wołejko