Kryzys finansowy, któremu próbują obecnie zaradzić Stany Zjednoczone oraz Europa może w konsekwencji doprowadzić nie tylko do zmian w światowych finansach, ale także – a może przede wszystkim – do zmiany porządku politycznego. W czasach dobrobytu i dynamicznie rosnącego PKB temat korekty światowego układu sił był podnoszony raczej nieśmiało. W dobie finansowego kataklizmu zmiany mogą zostać wymuszone faktami.
Bretton Woods i ONZ to dwa symbole architektury świata jaki znamy. Instytucje takie jak MFW i Bank Światowy, GATT czy późniejsze G7 ukształtowały nasze wyobrażenie o globalnym układzie sił. Skostniała Rada Bezpieczeństwa ONZ jest najlepszym przykładem oderwania tego układu od rzeczywistości. W lipcu br. The Economist przewidywał, że wkrótce zmiany zostaną wymuszone, a powiew świeżości nadejdzie z Azji.
Oczywiście nie jest tak, że Azja jest odseparowana od od Ameryki i Europy, a kryzys finansowy jej nie dotyczy. Skutki załamania na rynku nieruchomości w Stanach odczuwa dziś praktycznie cały świat. Niedawno okazało się, że Chiny posiadają obligacje ,warte grube miliardy dolarów, wyemitowane przez upadłe giganty hipoteczne Fannie Mae i Freddie Mac. Sytuacja ekonomiczna Ameryki nie jest tak prosta, jak przedstawia to podczas kampanii John McCain – pożyczamy pieniądze od Chińczyków i kupujemy za nie ropę od Saudyjczyków. Na kryzysie w Stanach tracą państwa, które inwestowały na amerykańskim rynku.
Mimo wszystko np. Chiny są w lepszej pozycji od USA. Stany muszą się potężnie zadłużać, aby ratować upadające instytucje finansowe. Chiny zaś posiadają ponad bilion dolarów rezerw finansowych i są dość bezpieczne. Powodów do obaw nie mają też w większości eksporterzy ropy naftowej z rejonu Zatoki Perskiej. Spadające ceny surowca tylko zmniejszają ich zyski, ale nadal państwa te mogą liczyć nadwyżkę budżetową, o której pozostali mogą tylko pomarzyć.
Pieniądz rządzi światem i nie da się ukryć, że nadszedł czas na urealnienie układu sił na świecie. Stare potęgi, chociażby takie jak Francja czy Wielka Brytania, muszą uznać powstanie nowych i uszanować ich rolę i wpływy. Skala globalizacji jest tak ogromna, że dopuszczenie do stołów decyzyjnych silnych graczy, którzy do tej pory byli nieobecni, staje się koniecznością. Wkrótce zamiast pasjonować się szczytami G7 będziemy mówić o szczytach G14, G18 czy G20 – czyli klubu poszerzonego o kraje takie jak Chiny, Indie, Brazylia czy Arabia Saudyjska.
Proces zmian ładu światowego będzie następował powoli, w drodze ewolucyjnej. Nie da się dłużej utrzymać fikcji w postaci zakonserwowania układu sił sprzed sześciu dekad. Kryzys finansowy może być niezbędnym impulsem procesu renowacji globalnej sceny politycznej. Z tej rekonstrukcji powinna powstać budowla nie tyle ładniejsza, co bardziej funkcjonalna i efektywna. Dlatego remont fasady nie wchodzi w grę i Zachód musi to zrozumieć. Brak zmian może bowiem doprowadzić do sporów i konfliktów, groźnych przede wszystkim dla samego Zachodu.
Piotr Wołejko