Na pierwszej stronie dzisiejszego Dziennika bije po oczach tytuł „Główną stawką w tej grze są Patrioty”, który odnosi się oczywiście do amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Andrzej Talaga słusznie zauważa, że Patrioty trafiły do tej pory do garstki najbliższych sojuszników Stanów Zjednoczonych, m.in. Niemiec, Holandii, Egiptu, Arabii Saudyjskiej, Izraela, Tajwanu czy Japonii. W dwóch pierwszych krajach baterie rakiet strzegą głównie amerykańskich baz. Pozostałe państwa to kluczowi, strategiczni sojusznicy Ameryki, a przy tym kraje, które mogą nagle znaleźć się na „pierwszej linii frontu”. Tyczy się to zwłaszcza Izraela i Tajwanu.
W dyskusji o tarczy jak mantrę powtarza się, że Polska w zamian za zgodę na rozmieszczenie na jej terytorium amerykańskich antyrakiet powinna otrzymać Patrioty. Jednak poza nazwą nikt nie przybliża nam, o co tak dokładnie chodzi – czym są Patrioty, jak działają, przed czym chronią? Czas odpowiedzieć na te pytania.
Patriot to system rakietowej ochrony powietrznej, zwalczający z długiego dystansu wrogie taktyczne rakiety balistyczne, rakiety średniego zasięgu (cruise missiles) oraz samoloty bojowe. Obecnie do użycia wszedł system trzeciej generacji Patriot Advanced Capability (PAC-3). Na jednej wyrzutni mieści się teraz szesnaście (zamiast czterech) rakiet. Produkcją Patriotów zajmuje się Lockheed Martin i Raytheon. Cykl produkcyjny nie jest zbyt szybki, stąd liczba produkowanych i dostarczanych rakiet nie wygląda imponująco. Oprócz wyrzutni i rakiet w skład systemu wchodzi radar o zasięgu 100 kilometrów, który może śledzić jednocześnie do 100 celów oraz naprowadzać do dziewięciu rakiet na wskazane cele.
Czasem wspomina się także o THAAD (Theatre High Altitude Area Defense), czyli mobilnym systemie zwalczania wrogich rakiet taktycznych i strategicznych, posiadającym zasięg do 200 kilometrów. THAAD może zwalczać rakiety znajdujące się na wysokości do 150 kilometrów. „Przeładowanie”, czyli umieszczenie nowej rakiety w wyrzutni, zajmuje ok. 30 minut. System ten zapewnia więc obronę przed zagrożeniami z dużej wysokości. Skutecznie uzupełnia go np. system Patriot, zwalczający rakiety na wysokości od 20 do 100 razy mniejszej niż THAAD, który służy głównie do obrony obiektów strategicznych, lotnisk oraz dużych skupisk ludności. Można powiedzieć, że THAAD to skuteczna obrona na czasy zimnej wojny i nieustannego strachu przed atakiem nuklearnym na największe miasta, w które stale były wycelowane wrogie rakiety. Na potrzeby polskie THAAD jest raczej zbyt potężny.
Szukając informacji o Patriotach natrafiłem na izraelski system Arrow, przygotowywany wspólnie przez firmy izraelskie i amerykańskie. Skojarzyłem od razu, że Arrow trafił już nawet do Indii, gdzie wydatnie wzmocnił pozycję Dehli względem Islamabadu. System, zwany także Homa, jest podobny do amerykańskiego Patriota. Składa się z radaru, wyłapującego wrogie rakiety, wystrzelone zarówno z ziemi, jak i z powietrza (zapewne z wody także, ale akurat stąd Izraelowi niebezpieczeństwo raczej nie grozi), a rakiety pędzące z prędkością nawet 9 machów mają na celu unicestwienie wrogich rakiet, na wysokości max. 50 kilometrów.
Radar Arrowa jest na tyle mocny, że potrafi wykryć zbliżające się rakiety z odległości do 500 kilometrów, śledzić je i przejąć do zniszczenia, kiedy zbliżą się na odległość 50-90 kilometrów. System centrum dowodzenia pozwala na „zajęcie się” czternastoma celami na raz. Antyrakiety nie muszą trafić w cel, wystarczy że zostaną zdetonowane w odległości 40-50 metrów od niego. Podobnie Patrioty, które dysponują jeszcze potężniejszym ładunkiem wybuchowym.
W systemie Arrow kluczowy jest wyjątkowo silny radar, dzięki któremu można kontrolować ogromny obszar i z dużym wyprzedzeniem wiedzieć o zbliżającym się zagrożeniu. Patrioty nie dysponują tak silnym radarem.
Korzystając z okazji warto zwrócić uwagę na rosyjski system S-300 oraz jego nowszą wersję, S-400 Triumf. Niektórzy przyzwyczaili się do nazywania rosyjskiego sprzętu kupą złomu. Wychodzenie z takiego założenia to kardynalny błąd. Rosjanie dysponują naprawdę dobrym, czasem wręcz świetnym sprzętem, ale nie stać ich na zakup i utrzymanie w dobrym stanie dużej ilości tegoż sprzętu.
Zasięg S-300 wynosi do 250 kilometrów, a antyrakiety chronią zarówno przed rakietami średniego zasięgu, jak i taktycznymi oraz strategicznymi rakietami balistycznymi. Co więcej, S-300 może zwalczać także wrogie samoloty bojowe. W zależności od wersji oraz rakiety (w systemie S-400), zasięg może wynieść nawet 400 kilometrów. Radar S-300 jest w stanie śledzić do 100 celów jednocześnie, z czego dwanaście może skutecznie zwalczać. W S-400 radar będzie na tyle potężny, aby śledzić cele nawet z odległości 500-600 kilometrów (przekroczyłby więc zasięg izraelskiego Arrowa).
Rosjanie uzbroili w system S-300, oprócz wyposażenia własnej armii, także Chiny, Ukrainę, Białoruś, Kazachstan czy Wenezuelę. Zestawy baterii S-300 zamówił także Iran, co mocno zaniepokoiło zwłaszcza Stany Zjednoczone. Systemów jeszcze nie dostarczono, ale kiedy zostaną rozlokowane i zaczną działać, możliwości ataku rakietowego czy ataku z powietrza na irańskie instalacje nuklearne zostaną znacznie ograniczone. Kwestia, czy oznacza to, iż powinniśmy spodziewać się wyprzedzającego ataku Izraela bądź Ameryki na Iran, to temat na inny tekst.
Konkludując, po dokonaniu porównania możliwości ww. systemów obrony przeciwrakietowej wydaje się, że najlepszy dla Polski byłby rosyjski S-300. Niestety, nie mamy co liczyć na sprzęt, który trafia obecnie wyłącznie do najbliższych sojuszników Moskwy. Patrioty są dość skuteczne i warto o nie walczyć. THAAD nie tylko nikt nam nie proponuje, ale i sam system wydaje się nie odpowiadać naszym potrzebom (w przeciwieństwie do Patriotów). Natomiast system Arrow umieściłem tutaj tylko dla porównania. Choć, skoro Indie mogły go nabyć od Izraela (za zgodą USA), Polska także mogłaby spróbować. Zwłaszcza radar Arrowa sprawia, że jest to niezwykle skuteczna broń.
Piotr Wołejko