Rozum znowu zwyciężył nad sercem. W napisanym 27 marca artykule przewidywałem, iż rządzący Zimbabwe od 1980 roku Robert Mugabe utrzyma władzę, ponownie zwyciężając w wyborach prezydenckich. Nic nie wskazywało bowiem na to, iż Mugabe oraz popierająca go partia ZANU-PF zdecyduje się na uczciwe przeprowadzenie wyborów. Serce natomiast podpowiadało, że katastrofa w Zimbabwe nie może trwać wiecznie, że wreszcie nadszedł czas na wyrzucenie Mugabe i jego kolesi z siodła.
Nic bardziej mylnego. Choć serce mocniej zabiło w chwili, gdy wydawało się, że lider opozycji Morgan Tsvangirai zwyciężył głosowanie już w pierwszej turze, a opozycja przejęła kontrolę nad izbą niższą parlamentu, chwilę potem przyszło mordercze orzeźwienie. Komisja wyborcza, będąca marionetką prezydenta, tak długo odwlekała ogłoszenie wyników, aż sfałszowano wystarczającą liczbę głosów, żeby podać, iż niezbędne jest przeprowadzenie drugiej tury głosowania. W międzyczasie Mugabe i oddani mu twardogłowi sprawdzali, na czyją lojalność mogą jeszcze liczyć i obmyślali plan, którego realizacja miała przynieść im sukces – czyli przetrzymanie najpoważniejszego w historii ich rządów kryzysu.
Plan był bardzo prosty, brutalny i szalenie skuteczny. Mugabe oraz wierni mu siepacze wprowadzili w Zimbabwe rządy terroru. Promugabowskie bojówki rozpoczęły prześladowania niepokornych obywateli, którzy mieli czelność poprzeć Tsvangiraia, odrzucając tak świetnego i skutecznego przywódcę, jakim jest Robert Mugabe. Przemoc osiągnęła nieznany wcześniej poziom – ponad 200 tysięcy ludzi musiało opuścić swoje domy. Setki, a zapewne tysiące zginęły lub trafiły do więzień i aresztów. W kampanię terroru zaangażowano wszystkie siły – policję, wojsko oraz bojówki, tzw. weteranów wojennych (jeszcze z czasów walki z białym rządem Rodezji) i inne, a nawet zwykłych przestępców, którzy dostali przyzwolenie na dokonywanie grabieży i gwałtów. Użyto wszystkich możliwych środków, aby osiągnąć cel.
I udało się go osiągnąć. Morgan Tsvangirai wycofał się z drugiej tury głosowania, a dzisiejsze wybory są czystą farsą oraz formalnością. Mugabe znowu wygrał i będzie rządził dalej. Choć nie można tego nazwać rządzeniem. Jest to nie-rząd w czystej postaci, niszczenie państwa i sprowadzanie biedy dla większości mieszkańców. Inflacja sięga zapewne ponad 300 tysięcy procent, sklepy świecą pustkami, a ponad 80 procent obywateli nie ma legalnej pracy. Około 3 milionów Zimbabweańczyków (Zimów) uciekło do Republiki Południowej Afryki.
Zwycięstwo Mugabe jest porażką Zimbabwe, a także potwarzą dla krajów SADC, a zwłaszcza dla Republiki Południowej Afryki i Thabo Mbekiego. Mbeki od lat udawał, że tzw. dyskretna dyplomacja doprowadzi do poprawy sytuacji w Zimbabwe. Nic bardziej mylnego – przez prezydenta RPA nie udało się osiągnąć żadnej poprawy, a Mugabe został niemalże immunizowany od wszelkich oskarżeń oraz od winy za wszelkie pomyłki. Prezydent Zimbabwe został zwolniony od odpowiedzialności za swoje czyny, dostał swoiste carte blanche. To prawdziwa hańba dla RPA, hańba dla państw regionu, wreszcie hańba dla całej Afryki, która nie potrafi zareagować na niszczenie państwa i jego obywateli.
Jaka przyszłość czeka Zimbabwe? Ciężko to opisać słowami, gdyż bieda, głód, nędza są już w Zimbabwe powszechne. Ustawieni są tylko kolesie prezydenta, partyjne elity oraz bezpieczniacy i wojskowi, którzy zapewniają Mugabe niezbędne poparcie. Niestety, ale obecne wybory pokazały, że pokojowo władzy Mugabe nie odda nigdy. Możliwe są więc dwa scenariusze – w pierwszym dopiero śmierć prezydenta pozwoli na przemiany i demontaż skrajnie szkodliwego systemu władzy, w drugim natomiast powszechne protesty i niemalże powszechny bunt, użycie siły przez większość społeczeństwa może sprawić, że niewielka w sumie, ale wyjątkowo pasożytnicza elita władzy, zostanie obalona – i najpewniej wymordowana, przynajmniej w jakiejś części.
Nie ma szans na powstanie rządu jedności narodowej czy zagwarantowanie komukolwiek spokojnego i godnego odejścia. Ludzie władzy odrzucili możliwość pokojowego jej oddania, czegoś – bardzo luźne skojarzenie – na wzór polskiego okrągłego stołu. Prędzej czy później nastąpi nieuniknione – obecna elita będzie salwowała się ucieczką z kraju dla ratowania życia, a pewne jest, że wszystkim ta sztuka się nie uda. Nie można będzie jednak mieć żalu czy wyrzutów z powodu wymierzenia sprawiedliwości oprawcom, którzy dobrowolnie, w ich chwili prawdy, postanowili zrobić wszystko, aby utrzymać się na szczycie. Im mocniej trzymają się stołków, tym bardziej będzie bolało, kiedy z nich spadną. Mój scenariusz rozwoju zdarzeń nie jest zatem zbyt optymistyczny, jest natomiast oparty na wieloletnich doświadczeniach walki opozycji z reżimem Mugabe. Jest to także historia zauroczenia oraz zaniechania wielu liderów państw afrykańskich, ale to już temat do dyskusji na przyszłość…
Piotr Wołejko