Cena galona benzyny w Stanach Zjednoczonych już dawno przekroczyła 4 dolary. Co bardziej zaradni Amerykanie potrafili jednak poradzić sobie dość szybko z niewyobrażalnymi, w ich mniemaniu, cenami kluczowego surowca. Od miesięcy kwitnie tzw. paliwowa turystyka, polegająca na tankowaniu aut przez Amerykanów po meksykańskiej stronie granicy.
Ani atrakcyjna, na miejscowe warunki, oferta stacji Chevron w El Paso (3,89 dolara za galon) ani niższy standard meksykańskiego paliwa nie wpływają na powstrzymanie narastającej fali paliwowej turystyki. Ciężko się temu dziwić, skoro za galon benzyny w Ciudad Juarez, miasteczku przy granicy Meksyku ze stanem Teksas, należy zapłacić zaledwie ok. 2,66 dolara. Tankujących w Ciudad Juarez nie odstrasza nawet stosunkowo niebezpieczna okolica – w wyniku wojny gangów narkotykowych między sobą oraz wojny państwa z gangami w Ciudad Juarez giną średnio trzy osoby dziennie (w 2008 roku). Stacje paliwowe po meksykańskiej stronie granicy notują wzrost sprzedaży o 30 do 50 procent. Meksykański monopolista naftowy, państwowy koncern PEMEX zapowiedział, iż wkrótce zapewni dostawę dodatkowych 300 tysięcy baryłek oleju napędowego dla przygranicznych stacji. Wiele z nich nie ma już czego sprzedawać, gdyż Amerykanie wykupili wszystkie zapasy.
Co z tego, że paliwo z Meksyku ma niższe standardy (większa zawartość siarki) i powietrze będzie gorszej jakości z powodu spalin, jeśli można zaoszczędzić dwa dolary na galonie? Z paliwowej turystyki korzystają nie tylko zwyczajni kierowcy, ale także firmy transportowe, w które wysokie ceny baryłki ropy na światowych rynkach uderzyły najbardziej. Nie jest to dla nich bezpieczne wyjście, ale jedyne możliwe. Grożą im kary za unikanie płacenia podatków, ale w razie kupowania paliwa w stacjach amerykańskich grozi im bankructwo.
Dlaczego w Meksyku ceny są prawie dwukrotnie niższe niż w Stanach? Gdyż meksykański rząd pokrywa część kosztów ropy. Subsydia wynoszą 20 miliardów dolarów rocznie. Warto przypomnieć, że wspomniany wcześniej PEMEX zapewnia 40 procent dochodów do budżetu państwa. O problemach państwowego monopolisty pisałem w kwietniu br.
Subsydiowanie przez rząd poszczególnych produktów to praktyka dość powszechna, nieobca państwom już rozwiniętym. Niestety, ale polityka dopłacania przez państwo do ropy czy żywności często odbija się czkawką. Cierpi na tym budżet, cierpi konkurencja, cierpią wreszcie zarówno konsumenci, jak i producenci. Teraz doszło jeszcze do tego, że biedniejszy Meksyk subsydiuje bogatsze Stany Zjednoczone. Meksykański podatnik (i borykający się spadającym wydobyciem ropy PEMEX) finansują Teksańczyków czy Kalifornijczyków, którzy nie zamierzają nie skorzystać z okazji do tańszego tankowania. Co gorsze, subsydia wykoślawiają rynek, chwiejąc rynkowym prawem popytu i podaży. Prowadzi to do marnotrawstwa. Marnotrawi się produkty i surowce, marnotrawi się także pieniądze przeznaczane na sztuczne utrzymanie ich niskich cen.
Piotr Wołejko
Więcej o turystyce paliwowej: New York Times