Podstawowym celem akcyzy jest ograniczenie konsumpcji niektórych dóbr ze względu na ich szkodliwość zdrowotną bądź też wyczerpywanie się ich rezerw – możemy przeczytać w Wikipedii w artykule poświęconym akcyzie. Właśnie ten podatek pośredni stał się przedmiotem gorącej debaty na polskiej scenie politycznej. Wszystkiemu winne wysokie ceny ropy, przekładające się na coraz wyższe opłaty za olej napędowy i benzynę przy dystrybutorach. W dyskusji o cenach ropy z ust polityków sączy się populizm, a hipokryzja osiąga niebotyczny poziom.
Czemu ropa jest tak droga? Czy jest racjonalne wytłumaczenie dla baryłki ropy kosztującej ponad 120 czy 130 dolarów? Czy można stwierdzić, że osłabienie dolara jest wszystkiemu winne, a spadek wartości amerykańskiej waluty o 1 procent oznacza wzrost ceny baryłki ropy o 4 dolary? Czy za galopujące ceny odpowiadają spekulanci lub inwestujący w surowce albo chciwe kraje z kartelu OPEC? Prawdę mówiąc, odpowiedzi na te pytania nie mają znaczenia dla dzisiejszego tekstu. Natomiast warto mieć je w pamięci.
Wysokie ceny ropy spadły na importerów surowca jak grom z jasnego nieba. Przytrafiło się to w związku i w trakcie kryzysu kredytowego, wywołanego fatalnymi inwestycjami na amerykańskim rynku nieruchomości. Spowolnienie gospodarcze dotknęło Stany Zjednoczone i powoli staje się groźne dla Europy. Niższy wzrost gospodarczy oraz wzrastająca inflacja to bardzo złe połączenie, na które nie ma łatwej recepty. Obniżanie stóp procentowych, stymulujące wzrost PKB stanowi jednocześnie zagrożenie inflacyjne. A, jak wiemy, inflacja pożera nasze pensje i zmniejsza oszczędności.
Inflacja rośnie, a jedną z głównych przyczyn tego wzrostu jest błyskawicznie wzrastająca cena ropy. Wyższe koszty energii to wyższe koszty transportu, a to oznacza wyższe koszty poszczególnych towarów i produktów w sklepach. Ludzie mogą za swoje pensje kupić mniej nie tylko dlatego, że mają mniej w kieszeni z powodu cen ropy, ale i dlatego, że ceny podstawowych produktów wzrosły. Za to odpowiadają głównie ceny ropy, a tylko incydentalnie takie zdarzenia jak susza czy powódź, które mogą mieć wpływ na wielkość zbiorów żywności.
Cena benzyny jest już niższa od ceny oleju napędowego. Swego czasu było to nie do pomyślenia. Pamiętam jeszcze czasy, kiedy przy dystrybutorze z naklejką ON widniała cena w okolicach dwóch złotych. Dziś cena jest ponad dwa razy wyższa i nadal pnie się w górę. Problem cen tkwi jednak nie w drogiej ropie, ale w podatkach nałożonych na ropę przez państwo. W Wielkiej Brytanii podatki stanowią ponad 60 procent ceny benzyny, a w Polsce ponad 50 procent. Część to akcyza, część to podatek VAT, część to podatek drogowy (na przecudowne drogi, ale to już temat na inną dyskusję, nie na tym blogu), niewielka część to marża a koszt benzyny opuszczającej rafinerię to ok. dwa złote.
Energia stanowi krwiobieg gospodarki. Droga energia oznacza niższy wzrost gospodarczy i wyższą inflację. Nie da się utrzymać wysokiego wzrostu, niskiej inflacji i wysokich podatków nałożonych na ropę czy energię w ogóle. Nawet jeśli ceny „czarnego złota” spadną do bardziej racjonalnego poziomu, obecny poziom podatków nie może być dłużej akceptowany. Zwiększanie ceny na stacjach paliw o ponad 100 procent to gorzej niż zbrodnia, to błąd. Najzwyczajniejsze w świecie strzelanie sobie w stopę.
I nic nie pomoże pomstowanie spekulantom czy, tradycyjne już, krytykowanie chciwości OPEC. Kartel jest dobrym chłopcem do bicia, bardzo medialnym celem, który niektórzy wyborcy mogą kupić. Jak to jednak powiedział klasyk, „ciemny lud” to kupi, ale nikt poza tym. Za wysokie ceny benzyny i oleju napędowego nie odpowiadają ani spekulanci, ani OPEC, tylko poszczególne rządy. To rządy są chciwe, pazerne i krótkowzroczne. Kosztem wpływów „teraz” powodują straty „później”.
Obniżka haraczu nakładanego na ceny benzyny i oleju napędowego jest niezbędna. Politycy powinni wreszcie dostrzec, że protestujący transportowcy czy rybacy nie reprezentują interesów wąskich grup, ale interesy całego społeczeństwa. W interesie publicznym są niskie ceny energii. Owszem, zaraz oburzą się ekolodzy i zaniepokojeni ociepleniem klimatu. Jednak i oni powinni kibicować obniżce haraczu naftowego, gdyż tylko kwitnące gospodarki są w stanie intensywnie pracować nad nowymi technologiami, które w dłuższej perspektywie mogą sprawić, że zależność od ropy zmniejszy się lub zniknie.
Piotr Wołejko