Uzależnione od importu energii oraz surowców niezbędnych do jej wytwarzania – Włochy to ewenement na skalę co najmniej europejską. Kilka dni temu pisałem, że nowy-stary rząd Berlusconiego postanowił „powrócić do atomu”, czyli w ciągu najbliższych pięciu lat rozpocząć budowanie elektrowni jądrowych. Tego samego dnia, tj. w sobotę 24 maja, na zaprzyjaźnionym blogu Włoska robota, Paulina Sałek dodała wpis, który rozszerza znakomicie mój artykuł. Rozbieramy problemy energetyczne Italii na części pierwsze.
Pozwolę sobie zacytować obficie tekst Pauliny, który doskonale wyjaśnia, dlaczego Włochy wloką się w energetycznym ogonie Europy: Wszystkie dane tu przytoczone pochodzą z wydanej w 2008 roku książki „La Deriva. Perche’ l’Italia rischia il naufragio” („Dryf. Dlaczego Italii grozi zatonięcie„). Autorzy Gian Antonio Stella i Sergio Rizzo, obaj dziennikarze Corriere della Sera, wydali w 2007 roku (w lutym 2008 doczekała się 28-mej edycji) książkę pt. „La casta. Cosi i politici italiani sono diventati intoccabili” („Kasta. W ten sposób włoscy politycy stali się nietykalni„), w której opisują nadużycia (różnej natury) w świecie włoskiej polityki. Dokument dosyć szokujący, choć kogoś kto we Włoszech mieszka na codzień, nie dziwi aż tak bardzo. Przynajmniej nie tak jak druga ich pozycja, czyli „La Deriva”.
Wracając do spraw energetycznych już na wstępie warto zaznaczyć jak duży wpływ na wiele decyzji politycznych mają ruchy obrony środowiska. W rządzie Romano Prodiego Ministrem Środowiska był Alfonso Pecoraro Scanio, lider Federacji Zielonych (ugrupowanie to wraz z lewicowym Odrodzeniem Komunistycznym, i in. skutecznie blokowało wiele rządowych propozycji). Jego zdaniem nie można absolutnie planować przywrócenia energii jądrowej gdyż: „Czarnobyl jest przykładem na to, że ryzyko jądrowe jest niemoralne i nie do zaakceptowania”.
Jak podają dalej autorzy, Pecoraro Scanio jest przeciwny elektrowniom węglowym i elektrowniom wykorzystującym ropę naftową. Jego zdaniem możnaby użyć gazu, ale należy wcześniej zbudować instalacje które przekształcają formę płynną w formę lotną. Istnieją co prawda platformy na Adriatyku, na których wydobywa się metan (w 2005 było ich 82, pierwszą oddano do użytku w 1959, część platform jest nieaktywna, a niektóre zostały przekształcone w tzw. fish farm, np. Paguro nieaktywna od 1965, a od 1995 uważane za Chronioną strefę biologiczną). Ale jak dodaje Pecoraro najpierw należy zbadać w jaki sposób te prace wpłyną na środowisko. Możnaby też użyć energii eolicznej (tj. z wiatru), ale trzeba tak ustawić wieże, aby nie zakłócały lotu ptaków wędrownych. Można tez użyć energii słonecznej, ale..
Sytuacja komiczna gdyby nie chodziło o olbrzymie koszty, które Włochy ponoszą za sprowadzanie energii zza granicy. Włochy są samowystarczalne energetycznie tylko w 12%. Pozostałe 78% dzieli się na 12% kupowanych bezpośrednio z 8 zagranicznych elektrowni jądrowych i 76% produkowanych już we Włoszech, ale przy użyciu surowców zakupionych za granicą. Być może tą wielką zależnością energetyczną można tłumaczyć przyjaźń Berlusconiego z Putinem (choć powody mogą być całkiem inne).
Jeśli weźmiemy pod uwagę, że według danych Włosi zużywają rocznie tyle energii elektrycznej ile Turcja, Polska, Austria i Rumunia razem (Eurostat) lub ile 0,5 mld Afrykańczyków (MAE- Międzynarodowa Agencja Energetyczna) nie dziwi fakt, że Włosi płacą ogromne rachunki za energię. Dodajmy, że jak donosi Mae, do rocznej produkcji energii we Włoszech zużywa się tyle gazu ile w całej Ameryce Południowej w ciągu 439 dni, 6 razy więcej ropy niż we Francji i 12 razy więcej niż w Wielkiej Brytanii.
Przyjrzyjmy się dokładnie tej sytuacji, śledząc dane przedstawione przez autorów książki „La Deriva”:
Energia nuklearna: w latach 1960-1980 produkowano energię jądrową w czterech elektrowniach (Caorso, Trino Vercellese, Garigliano i Latina). Po wybuchu w Czarnobylu Włochy ogarnęła panika i zdecydowano o przeprowadzeniu referendum, które odbyło się w dn. 8 i 9 listopada 1987 roku. 71% Włochów dopowiedziała się przeciw energii jądrowej odpowiadając na 3 pytania (nie do końca jasne, m.in. chcecie, aby zniesiono dopłaty dla gmin, w których znajdują się centrale nuklearne lub węglowe..). Elektrownie jądrowe zamknięto, ale pozostał problem pozbycia się odpadów (ostatecznie w 1999 roku stworzono spółkę SOGIN, która zajmuje się tą kwestią, a poprzedni rząd zdecydował o wywiezieniu ok. 235 ton odpadów do Francji).
Wśród argumentów przeciwko pracy elektrowni jądrowych była więc obawa o skutki ewentualnego wybuchu reaktorów. Jak podają Rizzo i Stella także inne kraje europejskie miały takie obawy, ale elektrowni nie zlikwidowano. I tak Francja ma 59 aktywnych reaktorów, z których pochodzi 78% energii elektrycznej, a Niemcy mają ich 17 i produkują w ten sposób ponad 31% energii elektrycznej. Włochy są narażone na ewentualne promieniowanie ze wszystkich 158 elektrowni w Europie, z których aż 13 znajduje się w odległości ok. 200 km od granic państwa.
Ponadto, jak to zwykle we Włoszech bywa, nie przewidziano żadnych planów alternatywnego pozyskiwania energii po zamknięciu reaktorów. Dlatego też większość polityków (wszystkich opcji) i naukowców, którzy swego czasu opowiadali się przeciw energii jądrowej, dzisiaj swojej decyzji żałują. I dodają, że należało skorzystać z pomysłu wysuniętego przez Beniamino Andreattę (polityka i ekonomisty), który postulował stworzenie swego rodzaju joint venture między włoską i francuską spółką energetyczną i wybudowanie we Francji reaktorów jądrowych, które dostarczałyby energii do Włoch. Po niższych kosztach niż to się dzieje obecnie. Poza tym elektrownia jądrowa w Montalto di Castro, która nie została całkiem ukończona choć koszty budowy wyniosły ok. 8 mld euro, została przekształcona w jedną z największych elektrociepłowni w Europie.
I jedną z najmniej efektywnych: zużywa ok. 15% więcej od innych i produkuje 1/3 kWh przewidzianych w planie (7 mld zamiast 20 w 2007 roku). Według autorów książki „La Deriva” cała operacja porzucenia energii jądrowej (wliczając w to „zadośćuczynienie” dla spółki Enel zajmującej się dystrybucją energii elektrycznej) kosztowała Włochów 20 miliardów euro (340 euro przypadających na jednego mieszkańca Włoch).
W całym tym zamieszaniu największe koszty ponoszą obywatele, ponieważ ceny energii są we Włoszech prawie o połowę wyższe od średniej unijnej (co przy tak wysokim zużyciu oznacza wysokie sumy).
I chociaż rząd Silvio Berlusconiego proponuje przywrócenie energii jądrowej (i biorąc pod uwagę wyżej wymienione powody, pomysł wydaje się trafiony) nie będzie miał łatwego zadania. Część środowiska „zielonych” już zapowiedziała manifestacje anty-jądrowe powołując się na szereg publikacji i badań, które poruszają problem szkodliwości tego typu energii. Problem w tym, że nie prezentują żadnej alternatywy, bo, o czym napiszę w kolejnych energetycznych odcinkach, praktycznie żaden sposób pozyskiwania energii nie spotkał się jak dotąd z ich aprobatą.
Podobnie zresztą jak część mieszkańców Neapolu protestujących przeciw utworzeniu wysypiska w ich dzielnicy. Bez wątpienia mają powody do protestów, ale slogany „Zabierzcie je gdzieś indziej!” pozostawiają wiele do życzenia. Bo gdzież indziej? Nie jest przecież rozwiązaniem wywożenie części śmieci np. do Niemiec, bo nie mogąc uporać się z tym problemem (tak jak z kwestią energii) w obrębie kraju, wszyscy płacą za ich wywóz za granicę. I w ten sposób koło się zamyka.
Nie bez powodu Partia Demokratyczna oraz dziennikarze i intelektualiści związani z centrolewicą popierają rozwiązania przedstawione przez Berlusconiego w tej sprawie. Jak twierdzi redaktor naczelny dziennika Europa zw. z partią Margherita, a dzisiaj z Partią Demokratczną, Stefano Menichini podczas programu Otto e mezzo, działaniom Berlusconiego należy jedynie przyklaskiwać. Dodaje, że tak samo powinien był postąpić Romano Prodi. I pewnie by postąpił gdyby nie obecność w jego koalicji Federacji Zielonych, która przedsięwzięcia tego typu blokowała, a której głosy były centrolewicy potrzebne by władzy nie stracić. I tu także koło się zamyka.”
Jednocześnie zachęcam do lektury drugiego wpisu poświęconego włoskiej energetyce, a na zachętę króciutki już fragment tekstu: „Dodatkowo, według obliczeń, Włochy mogłyby pokryć połowę zapotrzebowania energetycznego umieszczając panele słoneczne na 22.000 km2 swojego terytorium.” Mogłyby, ale nie pokryją. Zachęcam także do regularnego odwiedzania bloga Włoska robota.
Piotr Wołejko
grafika: wloskarobota.blox.pl