Wiele wskazuje na to, że perspektywa umieszczenia na terytorium Polski dziesięciu amerykańskich przeciwrakiet oddala się. Amerykanie pozostają nieczuli na sygnały płynące z Warszawy. Mówiąc wprost, Waszyngton nie zamierza dokładać do instalacji elementów tarczy w Polsce.
Wygląda na to, że sytuację z antyrakietami można porównać do starego żartu z czasów głębokiego PRL-u: „Jakie są podstawy wymiany handlowej między Polską i ZSRR? Bardzo proste: my im dajemy lokomotywy, a oni za to biorą od nas węgiel”. Amerykanie zamierzają postąpić bardzo podobnie – zainstalujemy u Was tarczę, a w zamian Wy kupicie od nas Patrioty. I znowu przychodzi mi na myśl kolejny dowcip, stanowiący jednocześnie zagadkę: „Bociana dziobał szpak, a potem była zmiana i szpak dziobał bociana. Ile razy bocian dziobał szpaka?”. Tutaj Polska jest właśnie bocianem, który w obu sytuacjach jest dziobany, a sam nie dziobie szpaka w ogóle.
Mówiąc jednak absolutnie poważnie, administracja Georga Busha podchodzi do Polski arcyniepoważnie. Choć zasłużyliśmy sobie na takie podejście – z jednej strony gorliwe wspieranie USA, z drugiej wcześniejsza praktycznie bezwarunkowa zgoda na instalację tarczy, a także dość naiwne podejście do Stanów, które doskonale wyraża się w przypominaniu wypowiedzi słów prezydenta Busha, kiedy ubiegał się o drugą kadencję (słynne: „You forgot Poland”) – czyli na traktowanie nas jako przedmiotu, a nie podmiotu we wzajemnych relacjach.
Faktem jest także to, że z naszymi żądaniami pod adresem Ameryki trafiliśmy na wyjątkowo niekorzystny moment. Kryzys finansowy i groźba recesji w Stanach, galopujące ceny ropy naftowej, ogromny deficyt budżetowy. Problem nie tkwi jednak w tym, że teraz chcemy za dużo, tylko w tym, że wcześniej nie wyartykułowaliśmy precyzyjnie naszych żądań. Od startu negocjacji jasne dla Amerykanów powinno być to, że zgodzimy się na tarczę w zamian za Patrioty albo THAAD, czyli systemy obrony przeciwrakietowej i przeciwlotniczej. Tymczasem, wysłuchując od poprzedniego premiera i jego rządu tyle o prowadzeniu polityki na kolanach czy o zgięciu w pas, ten sam rząd prowadził z Amerykanami rozmowy właśnie na kolanach. Nie można jednak zrzucać całkowitej winy na poprzedni rząd, gdyż i jego poprzednicy prezentowali bardzo miękkie stanowisko.
Twarde negocjacje, czy nawet spór pomiędzy sojusznikami to nic złego. Jeśli stosunki między nimi są w miarę partnerskie (przy uwzględnieniu różnicy potencjałów), powinno się jasno stawiać postulaty i, ujmując to kolokwialnie, walczyć o swoje. Sojusz ze Stanami Zjednoczonymi jest dla Polski i polskiej racji stanu kluczowy. Stanowi fundament naszej polityki zagranicznej. Wynika po części z doświadczeń historycznych (pamiętamy, jak „wystawili nas do wiatru” europejscy alianci), po części ze zdroworozsądkowej kalkulacji (USA to jedyne supermocarstwo) oraz z sentymentu do Stanów, którego rodowód sięga administracji Reagana.
Niestety, ale światem nie rządzą sentymenty i romantyzm. Każde państwo dąży do osiągnięcia zakładanych celów jak najmniejszym kosztem. Przynajmniej powinno tak robić. I to właśnie pokazują Amerykanie w relacjach z Polską. Afganistan to misja NATO, więc należy ją wyjąć poza nawias. Natomiast Irak to kliniczny wręcz przykład zaangażowania Polski w wojnę Ameryki, z której nie mieliśmy, nie mamy i nie będziemy mieć żadnych korzyści. Popierałem i popieram obalenie Husajna, ale co robiliśmy (i robimy nadal, choć, na szczęście, zbieramy się do wycofania) w Iraku, tego nie wiem. W sprawie tarczy antyrakietowej Stany Zjednoczone, nauczone doświadczeniem, nie oferują nam nic w zamian.
Co powinna zrobić Polska? Jak słusznie zauważa w dzisiejszym Dzienniku prof. Roman Kuźniar, powinniśmy „po prostu powiedzieć: nie”. Uważam jednak, że zanim powiemy nie, powinniśmy poczekać do listopada na wyniki wyborów prezydenckich. Jeśli zwycięży kandydat Demokratów, którym na 99,9 procent będzie Barack Obama, o tarczy można zapomnieć. Natomiast w razie zwycięstwa Johna McCaina, należy wysondować nowego gospodarza Białego Domu, który najpewniej będzie chciał doprowadzić projekt tarczy antyrakietowej do końca. Wysondowanie, czyli zadanie dwóch prostych pytań: 1. Czy projekt będzie kontynuowany?; 2. Czy Polska może liczyć na Patrioty w zamian za zgodę na instalację tarczy na swoim terytorium? Odpowiedź przecząca na którekolwiek z powyższych pytań powinna zakończyć się równie prostą odpowiedzią: „nie, dziękujemy”.
Piotr Wołejko