Jak donosi Reuters Interpol potwierdził autentyczność dokumentów znalezionych w ośmiu laptopach, które kolumbijscy komandosi zdobyli podczas wypadu do Ekwadoru w marcu br., podczas którego zabili Raula Reyesa – jednego z siedmiu najwyższych przywódców lewicowej organizacji terrorystycznej FARC. Akcja Kolumbii wywołała bardzo poważny kryzys w regionie – Wenezuela i Ekwador zerwały stosunki dyplomatyczne z Bogotą, a prezydenci Chavez i Correa zdecydowali o wysłaniu w nadgraniczne rejony dodatkowych oddziałów żołnierzy.
Sekretarz Generalny Interpolu Ronald Noble stwierdził, po dokonaniu drobiazgowych badań przez ekspertów organizacji, że nie miały miejsca żadne manipulacje związane z zawartością laptopów, które kolumbijskie władze przechwyciły 1 marca br. Jeśli ktoś sobie tego życzy, może zapoznać się z liczącym 102 strony raportem. Potwierdzając autentyczność dokumentów i danych znajdujących się na laptopach Interpol zastrzegł jednocześnie, że nie odnosi się do treści tychże dokumentów. Jak podkreślił Noble, zadaniem Interpolu nie było zajmowanie się zawartością.
Oświadczenie organizacji stanowi bardzo poważny cios dla Hugo Chaveza i Rafaela Correi. Pierwszy jest oskarżany o to, że wspierał FARC finansowo – dane z laptopów miały wskazywać, że mógł przekazać terrorystom nawet 300 milionów dolarów. Ekwador także nie jest czysty – niejasne są powiązania pomiędzy FARC a niektórymi wysoko postawionymi politykami, co najmniej dziwna wydaje się kwestia usytuowania obozów FARC po ekwadorskiej stronie granicy. Wydaje się, że Ekwador przynajmniej nieoficjalnie wspierał ugrupowanie, które w tej chwili przetrzymuje ok. 700 zakładników.
Poważniej prezentują się oskarżenia kierowane pod adresem prezydenta Wenezueli. Jeśli okaże się, że wspierał tak ogromnymi sumami terrorystyczną organizację, jego wizerunek dozna poważnego uszczerbku. Tym bardziej, że większość Wenezuelczyków sprzeciwia się FARC – co wykazały badania opinii społecznej przeprowadzone w chwili, gdy Chavez wysyłał dodatkowe bataliony nad granicę z Kolumbią. Prawie 90 procent społeczeństwa potępiało wówczas FARC.
Powiązania Chaveza z FARC nie zaskakują. Organizacja ta stanowi bardzo użyteczne narzędzie do osłabiania pozycji znienawidzonego przez Chaveza prezydenta Kolumbii – Alvaro Uribe i (co oczywiste) prezydenta Busha (a więc także pozycji „Imperium” w regionie). Tak jak Hamas czy Hezbollah stanowią przedłużenie polityki irańskiej na Bliskim Wschodzie, tak FARC z powodzeniem mógł pełnić podobną rolę dla Chaveza. Jeśli przypomnimy sobie negocjacje Chaveza z FARC w sprawie zwolnienia kilku przetrzymywanych więźniów – i awanturę, jaką cała sprawa się zakończyła – naszym oczom przedstawi się w miarę spójny obraz. Kiedy bowiem Chavez potrzebował propagandowego sukcesu, namówił swoich kolegów z FARC, aby uwolnili kilku więźniów – co też uczynili.
Jestem niezmiernie ciekaw dalszego ciągu tej fascynującej historii. Czy laptopy są w stanie pogrążyć Chaveza, a przynajmniej zadać mu bardzo poważny cios?
Piotr Wołejko